„Strażnicy Galaktyki" tom 1: "Kosmiczni Avengers” - recenzja

Autor: Paweł Ciołkiewicz Redaktor: Motyl

Dodane: 13-09-2015 17:48 ()


„Strażnicy Galaktyki. Kosmiczni Avengers” to zapowiadająca ciekawą serię opowieść o tym, że zarówno na ziemi, jak i w odległych, targanych konfliktami galaktykach podstawowym problemem zawsze jest poprawne ułożenie relacji ojca z synem. Pierwszy tom to zaledwie wprowadzenie do liczącej dwadzieścia siedem zeszytów (podzielonych na pięć tomów) serii, ale już teraz można stwierdzić, że warto śledzić dalsze losy galaktycznej ekipy.

„Strażnicy Galaktyki” do scenariusza Briana Michaela Bendisa to trzecia, a właściwie czwarta, odsłona przygód drużyny obrońców galaktyki. Wszystko zaczęło się w roku 1969, kiedy to na łamach styczniowego „Marvel Super-Heroes” #18 zadebiutowała złożona z czterech bohaterów grupa pierwszych obrońców galaktyki (tworzyli ją: Major Victory, Charlie-27, Martinex i Yondu). Drużyna nie miała jednak wówczas osobnej serii i kosmicznymi walkami zajmowała się przede wszystkim na łamach takich tytułów jak: „Defenders” czy „Avengers”. Własnej serii strażnicy doczekali się dopiero w latach dziewięćdziesiątych, kiedy to wystartował cykl „Guardians of the Galaxy. vol 1”, na który ostatecznie złożyły się sześćdziesiąt dwa zeszyty, do których scenariusze pisali: Jim Valentino (#1-29) i Michael Gallagher (#30-62). Akcja komiksu rozgrywała się w odległej przyszłości (w XXXI wieku), a skład drużyny – choć zmienny – nadal nie miał wiele wspólnego z tym, jaki znamy dziś. Na marginesie warto odnotować, że włodarze Marvela postanowili niedawno wskrzesić ten klasyczny wariant strażników w rozpoczętej w grudniu 2014 roku serii „Guardians 3000”, do której scenariusz pisze jeden z bardziej dla tych bohaterów zasłużonych scenarzystów – Dan Abnett.

Druga wersja strażników – chyba najbardziej ceniona wśród fanów – została powołana do życia przez dwójkę scenarzystów: wspomnianego już Abnetta oraz Andy’ego Lanninga. Seria „Guardians of the Galaxy. vol 2” ukazywała się od lipca 2008 roku do czerwca 2010 roku i ostatecznie złożyło się na nią 25 zeszytów. Ta wersja strażników była głównym punktem odniesienia dla twórców filmu z 2014 roku. To tu zaczęli działać wspólnie Drax, Gamora, Szop Rocket oraz Groot prowadzeni przez Petera Quilla vel Star-Lorda i wspomagani przez innych bohaterów. Trzecia odsłona przygód strażników – nawiązująca do tej stworzonej przez Abnetta i Lanninga – powstała już w ramach inicjatywy „Marvel NOW”, a za jej kształt odpowiada jeden z najbardziej płodnych scenarzystów Marvela – Brian Michael Bendis. „Guardians of the Galaxy. vol. 3” to seria, która ukazywała się od 2013 do 2015 roku i składa się na nią 27 zeszytów. Na naszym rynku ukazał się właśnie pierwszy tom tego runu.

Akcja komiksu krąży wokół machinacji ojca Petera Quilla, J-Sona – króla Spartaksu. Ambitny władca najwyraźniej dąży do zrealizowania jakiegoś zakrojonego na dużą skalę celu (najpewniej chodzi o przejęcie władzy nad wszechświatem). Umiejętnie manipulowana przez niego Rada Imperiów Galaktycznych ustanawia zakaz nawiązywania wszelkich kontaktów z ziemią. Dla Star-Lorda, który z założenia nie ufa swojemu ojcu, oczywiste jest, że taki zakaz stanowi jedynie zachętę dla wszystkich wrogów Ziemi, niepodlegających władzy Rady, do przeprowadzenia ataku na bezbronną planetę. Te przypuszczenia okazują się słuszne i na atak z kosmosu nie trzeba długo czekać. Nie trzeba także czekać na reakcję strażników galaktyki, którzy działając w dobrej wierze podejmują walkę, ale wpadają jednak w sidła J-sona.

Motywem przewodnim pierwszego tomu niewątpliwie są skomplikowane relacje ojcowsko-synowskie. Cały czas narasta napięcie pomiędzy Peterem Quillem i jego ojcem, który okazuje swoje uczucia wobec syna w dość niekonwencjonalny sposób. Z jednej strony naciska on Petera, by ten zajął należne mu miejsce dziedzica tronu Spartaksu, z drugiej zaś nie waha się ukarać go za złamanie zakazu ustanowionego przez Radę Imperiów Galaktycznych. Star-Lord ma wszelkie podstawy do tego, by dość krytycznie oceniać poczynania swojego ojca. Przede wszystkim obwinia go o śmierć matki i ma pretensje o to, że ten porzucił go i zupełnie się nim nie interesował. Zakończenie tomu sugeruje, że to napięcie będzie jeszcze przez jakiś czas ważnym motorem napędowym tej historii.

Pierwszy tom serii trudno jednoznacznie i autorytarnie oceniać. Trzeba bowiem podkreślić, że mamy tu zaledwie trzy pierwsze zeszyty serii przedstawiające główną fabułę, zeszyt zerowy opisujący „wizytę” J-Sona ze Spartaksu na Ziemi i jej konsekwencje oraz cztery krótkie historyjki o poszczególnych bohaterach. Siłą rzeczy jest to raczej wprowadzenie do całej serii, ale trzeba powiedzieć, że wydaje się ono bardzo obiecujące. Bendis powołał do swojej ekipy osobowości znane już z runu Abnetta i Lanninga oraz z filmu Jamesa Gunna i dodał do nich – zapewne po to, by określenie kosmiczni Avengers bardziej pasowało – Iron Mana w nowej (bardziej kosmicznej) zbroi. Mamy tu pełną akcji i kosmicznych potyczek opowieść, w której Star-Lord, Drax, Gamora, Szop Rocket i Groot po raz kolejny wdają się w efektowną walkę ze swoimi dyżurnymi wrogami – Badoonami. Wszystko to narysowane zostało przez niezawodnego Steve’a McNivena, który do tworzenia takich międzygwiezdnych opowieści jest po prostu stworzony. Dynamiczne rysunki i walczący na tle kosmicznej przestrzeni bohaterowie, w stanowiących kwintesencję superbohaterstwa pozach, są mocną stronę komiksu.

Warto wspomnieć także – głównie z jednego powodu – o materiałach dodatkowych. W tomie znajdują się regularne okładki poszczególnych zeszytów oraz dwie okładki alternatywne. Na szczególną uwagę zasługuje jedna z nich – grafika Milo Manary przedstawiająca Gamorę. Nie jest to wprawdzie dzieło, które mogłoby wywołać takie kontrowersje, jak narysowana przez niego alternatywna okładka do „Spider-Woman” #1, ale i tak jest to jeden z niewątpliwych atutów komiksu. Poza tym, w tomie znalazła się okładka drugiego, zapowiadanego tomu serii podpisana obiecującym napisem – „wkrótce” i sygnalizująca pojawienie się Angeli, wymyślonej dawno temu przez Neila Gaimana na potrzeby serii o Spawnie.

Na pewno spośród wszystkich wydawanych obecnie przez Egmont marvelowskich serii, „Strażnicy Galaktyki” zasługują na szczególną uwagę. Mamy tu ciekawą historię, którą można czytać bez konieczności uzupełnienia lektury innymi tytułami (tak, jak to ma na przykład miejsce w przypadku Avengersów Hickmana) oraz sięgania do głębokiej przeszłości bohaterów. Co nie oznacza, że nie warto tego robić. Na podstawie różnych opinii można mianowicie uznać, że wartościowym uzupełnieniem byłoby np. zapoznanie się z wspominanym już runem Abnetta i Lanninga, który zazwyczaj jest oceniany lepiej niż run Bendisa. Ja nie mogę się wypowiedzieć na temat tego porównania, bo wcześniejszych przygód strażników nie czytałem, mam jednak nadzieję, że zanim Egmont zakończy wydawanie tej serii, nadrobię zaległości i w recenzjach kolejnych tomów postaram się także i w tej sprawie zabrać głos.

 

Tytuł:Strażnicy Galaktyki" tom 1: "Kosmiczni Avengers”

  • Scenariusz: Brian Michael Bendis
  • Rysunki: Steve McNiven, Sara Picchelli
  • Tłumaczenie: Paulina Braiter
  • Wydawca: Egmont
  • Data polskiego wydania: 26.08.2015 r.
  • Wydawca oryginału: Marvel Comics
  • Objętość: 132 stron
  • Format 165x235 mm
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolorowy
  • Cena: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus