"Toshiro" - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 25-06-2015 15:35 ()


Jeśli Dark Horse - jedno z największych (w Stanach Zjednoczonych) i cenionych na świecie wydawnictw komiksowych - publikuje prace polskiego artysty, to z góry można założyć, że będzie to rzecz udana, a na pewno godna poznania. Z niekłamanym zainteresowaniem sięgnąłem po "Toshiro", który w Polsce ukazał się nakładem Kultury Gniewu. Moje zaciekawienie było tym większe, że z okładki spoglądał na mnie zaprezentowany w efektownej i pełnej dramatyzmu pozie samuraj. Będąc miłośnikiem japońskiej kultury nie mogłem tej opowieści pominąć.  

Za "Toshiro" odpowiada duet: scenarzysta Jai Nitz oraz rysownik Janusz Pawlak (tudzież Clarence Weatherspoon). Dla samego bohatera opowieści nie był to wydawniczy debiut, gdyż historię mechanicznego samuraja mogliśmy już wcześniej zobaczyć choćby w "Produkcie" czy albumie "Josephine", który wydała nieobecna już niestety na rynku Mandragora. Ciekawe są zresztą losy "Toshiro" - jak żartobliwie wskazuje Pawlak w posłowiu - zabija nie tylko wrogów, ale i wydawnictwa. Miejmy nadzieję, że oszczędzi Kulturę Gniewu, a tym bardziej Dark Horse.

Album, który zadebiutował na rodzimym rynku całkiem niedawno, to istny kolaż gatunkowy. Mamy tu samuraja niemalże żywcem wyjętego z kart japońskich mang, który jak się okazuje nie jest zwykłym wojownikiem, a takim bardziej mechanicznym. Jest tu też miejsce na plagę Zombie rodem z horrorów w stylu "Walking Dead", a akcja - rozgrywająca się w wiktoriańskiej Anglii, została nasączona odpowiednią dawką  steampunkowego klimatu. Dodając do tego jeszcze inspirację twórczością Tarantino, otrzymujemy pełen obraz tego, co spotka nas podczas lektury. Pytanie, jakie dość naturalnie nasuwa się w takim momencie, brzmi: czy tych wszystkich elementów nie jest zbyt wiele? Nieco enigmatycznie można odpowiedzieć - i tak, i nie... W dużej mierze zależy to czego po tej historii oczekujemy. Jeśli zależy nam szczególnie na konkretnie jednym elemencie, czyli np. liczymy na stricte samurajską opowieść (czego zachętą jest okładka), to możemy się zawieść, gdyż jest to tylko jeden z elementów całości. Jeśli natomiast lubimy takie spektakularne połączenia gatunków, to wówczas z pewnością będzie to dla nas lektura udana.

O czym zatem jest ta pokręcona historia? Tytułowy bohater, to mechaniczny samuraj, który przybrał imię Toshiro. Wraz z równie tajemniczym Bobem Żywe Srebro musi zmierzyć się z plagą nawiedzającą Manchester. Plagą żywych trupów, które pragną zabić nie tylko dwójkę bohaterów, ale i wszystkich mieszkańców. Z czasem okazuje się, że za napastnikami stoi dowódca, wykorzystujący meduzy do tworzenia nowej armii. W konflikt włącza się jeszcze doskonale wyposażona miejscowa armia, która nie cofnie się przed zabiciem niewinnych ofiar, aby pokonać wroga, co zapowiada efektowną rozgrywkę na ulicach angielskiego miasteczka. Tylko tyle i aż tyle. Cały komiks przepełniony jest akcją i scenami walk, a fabuła jest momentami doprawdy zagmatwana, choć na pierwszy rzut oka wydaje się dość banalna.

Taki odbiór z pewnością podkręcany jest klimatem zagubienia i chaosu, który od pierwszej planszy towarzyszy czytelnikowi. Dopiero wraz z rozwojem akcji sytuacja nam się trochę bardziej klaruje, dzięki czemu kolejne kroki "wtajemniczenia" przebywamy wraz z bohaterami komiksu. Wyszedł z tego całkiem udany miks, choć z początku ten "bałagan" jest nieco drażniący. Poczucie zagubienia potęgowane jest jeszcze bardziej przez rysunki Pawlaka. Utrzymane w bardzo mrocznej stylistyce, z dużą przewagą czerni, sprawiają, że całość wydaje się bardziej tajemnicza niż uliczki Manchesteru kryjące w ciemnych zaułkach zło. Wszechobecna czerń wypierana jest głównie przez krwistą (i to zarówno w przenośni jak i dosłownie) czerwień, której momentami jest naprawdę dużo. Dominacja tej barwy jest tym silniejsza, im więcej trupów znajduje się na kolejnych planszach, a że żywych trupów do pokonania jest dużo, tak i niektóre plansze są przepełnione urwanymi kończynami czy dekapitacjami. Co ciekawe zdarza się też, że dane jest nam zobaczyć środek ludzkiej głowy... Ogromną zaletą tytułu jest świetnie oddany steampunkowy klimat. Te wszystkie maszyny czy stroje noszone przez występujące postaci mogą zachwycić największych malkontentów, gdyż prezentują się naprawdę okazale.

Oddać trzeba autorom komiksu, że dokonali rzeczy niemalże niemożliwej, a mianowicie połączyli w spójną całość tak zdawałoby się odległe od siebie gatunki, tworząc historię niezwykle intrygującą. Przepełniony enigmatycznością i brutalnością, wciągający tytuł, będzie z pewnością cennym nabytkiem dla wielu komiksiarzy. W opowieści tej dzieje się wiele, scenarzysta nie zanudza czytelnika przesadnie rozbudowanymi dialogami, jednocześnie nadając wydarzeniom dynamicznego charakteru. Nieprzypadkowo też jest mowa o tarantinowskim klimacie, gdyż tak jak w historiach amerykańskiego reżysera, tak i tu, momentami całość jest przesadzona, ale w założonej konwencji nie przekracza granicy dobrego smaku. Wbrew pozorom jest to lektura, nad którą warto się skupić, aby w pełni ją docenić. Zamknięta praktycznie w czasie jednej nocy akcja, w ekspresowym tempie gna do przodu, przez co czytelnik nie ma chwili na złapanie oddechu pomiędzy kolejnymi uciętymi kończynami. Od was zależy czy zechcecie dać się wciągnąć w ten zwariowany świat wykreowany przez Pawlaka i Nitza.

 

Tytuł: "Toshiro"

  • Scenariusz: Jai Nitz
  • Rysunek: Janusz Pawlak
  • Wydawnictwo: Kultura Gniewu
  • Tłumaczenie: Maciej Drewnowski
  • Liczba stron: 168
  • Format: 165x235 mm
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Wydanie: I
  • Data wydania: maj 2015
  • Cena: 49,90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus