„Krakers” nr 42 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 21-03-2014 11:32 ()


Michał Antosiewiecz, pomysłodawca i redaktor naczelny „Krakersa”, najwyraźniej nie zamierza składać broni. A to dlatego, że wbrew zapowiedziom opublikowany przed dwoma laty numer wspomnianego magazynu (38) doczekał się kolejnych odsłon. I całe szczęście, bo dzięki temu udało się zaprezentować historyjki obrazkowe z tak egzotycznych miejsc na komiksowej mapie świata jak Kazachstan, Rumunia czy Nowa Zelandia. 

To co z miejsca rzuca się w oczy przy okazji lektury najnowszego „Krakersa” to absencja polskich autorów, niegdyś energicznie wspierających inicjatywę Antosiewicza. Ma to o tyle dobre strony, że więcej miejsca poświęcono twórcom z wspominanych obszarów, zwykle wzbudzających co najwyżej incydentalne zainteresowanie naszych wydawców.

Niniejszą antologie (bo tym w gruncie rzeczy stał się w ostatnich latach „Krakers”) cechuje znaczna różnorodność prezentowanego materiału. Stąd nie sposób mówić o konkretnej myśli przewodniej bieżącego numeru i tym samym zróżnicowanie stanowi podstawową wytyczną tego przedsięwzięcia. Choć nie da się ukryć, że przewaga zdaje się należeć do komiksów humorystycznych. Nawet jeśli ów humor ma zabarwienie wisielcze.

Wśród nich wyróżniają się zwarte, jednoplanszowe opowiastki autorstwa Raszida Janowa traktujące o perypetiach młodzieńca Kostii Semieczkina. Jakość prac Rosjanina wskazuje, że z powodzeniem miałby szansę odnaleźć się w publikowanej niegdyś przez Egmont linii „Strefa Śmiechu” (w jej ramach wydano serię „Jeremi”). Przy okazji ów autor wykazał się umiejętnością konstruowania nieco dłuższych opowieści z pogranicza humoreski i fantasy. Dowodem tego jest zamieszczona także w bieżącym „Krakersie” historyjka „Kościołam i  Marfa”.   

Podobnie  rzecz się ma w przypadku prac rumuńskiego plastyka Serbana Andreescu, który w swoich rysunkowych żartach sięga m.in. po bliski mu kulturowo wołoski folklor („Wyczyny Figlarza”). Stylistycznie wykazuje on zbliżone upodobania wobec estetyki stosowanej przez twórców francuskiego magazynu „Pif gadget”. Ze względu na uwarunkowania epoki jałtańskiej, owo pismo było jednym z nielicznych zachodnich produkcji komiksowych tolerowanych przez włodarzy obszarów na wschód od tzw. żelaznej kurtyny (publikowała je sekcja wydawnicza Francuskiej Partii Komunistycznej). Stąd bywało ono dostępne przed 1989 r. m.in. w Rumunii i tą też okolicznością można tłumaczyć podobieństwa w warsztacie Andreescu z dokonaniami twórców tego magazynu.  

Z kolei Nina Paley (która zresztą w ramach „Krakersa” doczekała się monograficznego numeru) oferuje typowe dla części współczesnych niewiast Zachodu dylematy codzienności. Bohaterka „Przygód Niny” (komiksowej odpowiedniczki autorki) usiłuje poukładać swoje życie osobiste, dając przy tym wyraz profeministycznym poglądom na rolę kobiety w teraźniejszym społeczeństwie. A wszystko to rozrysowane wprawną, a zarazem miękką kreską, której prawdopodobnie nie powstydziłby się nawet Sławomir Kiełbus.

„Róg obfitości” autorstwa pochodzącego z Nowej Zelandii Dylana Horrocksa  wykazuje znamiona inspiracji twórczością Craiga Thompsona („Blankets”, „Habibi”). I to zarówno w zastosowanej warstwie plastycznej jak i ogólnym klimacie tej krótkiej opowiastki.

„Znowu Hamlet” Igora Kolgarjowa to groteskowa wariacja na temat jednego z najbardziej znanych utworów scenicznych Williama Szekspira powstała blisko trzy dekady temu (a konkretnie w roku 1987). Niestety czas nie okazał się dla tej nowelki szczególnie łaskawy. Choć za sprawą spójnej warstwy graficznej (nota bene wzbudzającej skojarzenia z „Wampirus Wars” Jana Platy-Przechlewskiego), a zwłaszcza sprawnie zaprojektowanych postaci, niniejsza opowiastka zachowuje jeszcze nieco uroku.  

Komiks „Przygody Billy’ego Meiera” to próbka większego projektu realizowanego przez Michaela Horna i Andrew Towla. Rzecz dotyczy jednego z najsłynniejszych tzw. kontaktowców, tj. osób jakoby utrzymujących regularne relacje z odwiedzającymi naszą planetę przedstawicielami cywilizacji pozaziemskich. Wzmiankowany „Billy” Eduard  Meier od kilkudziesięciu lat dzieli się swoimi przesłaniami uzyskanymi w toku swoich kontaktów z rasą humanoidalnych istot przedstawiających się jako mieszkańcy jednego ze światów w gwiazdozbiorze Plejad. Dla jednych (np. zmarłego w 2003 r. polskiego ufologa Zbigniewa Blani-Bolnara) jest on wzorcowym przykładem hochsztaplera ośmieszającego idee rozumnego życia poza Ziemią. Dla innych Meier urósł do rangi niemal para-religijnego guru stawianego w jednym rzędzie m.in. z Claudem Vorilhonem, założycielem ruchu raeliańskiego. Autorzy komiksu zdają się skłaniać ku drugiej z wymienionych opcji. Bowiem traktują rewelacje Meiera z pełną powagą, a ich komiks wykazuje znamiona przypisane typowym materiałom promocyjnym. Stąd osobliwe teorie dotyczące mitów arturiańskich (np. Excalibur interpretowany jako miotacz śmiercionośnych promieni) oraz wpływu kosmitów na rozwój ludzkości. Ogólnie rzecz ujmując dramaturgia tej opowieści do szczególnie wyszukanych nie należy. A i umiejętności odpowiedzialnego za jej rozrysowanie plastyka również wymagają dopracowania.  

Rodzimych twórców reprezentuje Bartłomiej Tarkowski, Roman Sidorski i Michał Turajski oraz Paweł Wakuła. Trzej pierwsi zaproponowali opublikowaną pierwotnie na portalu „Histmag” humorystyczną wersję podboju Anglii przez Normanów. Z kolei Paweł Wakuła, plastyk zaprawiony w ilustrowaniu literatury dziecięcej (często zresztą własnego autorstwa, jak w przypadku cyklu o Kajtku i Yetiku) oraz dowcipach tworzonych na potrzeby tygodnika „Agora”, sięgnął po klasyków tego pokroju co Antoni Słonimski („Dwa końce świata”) oraz Witold Gombrowicz („Opętani”). Trzeba przyznać, że adaptacje ich utworów Wakuła zrealizował z zachowaniem zasadniczego klimatu oraz nieco przewrotnej wymowy pierwowzorów.

Po raz kolejny inicjatywę Antosiewicza wsparł Roman Surżenko. Współtworzący dwie spośród trzech serii pobocznych „Thorgala” („Louve” i „Młodzieńcze lata”) Rosjanin zaproponował tym razem nowelkę nawiązującą do nurtu postapokaliptyki, a zwłaszcza prawdopodobnie najsłynniejszej powieści Arkadija i Borysa Strugackich. Stąd zapożyczenia z „Pikniku na skraju drogi” oraz ogólna aura przypisana światu przedstawionemu rodem z uniwersum „Metro 2033” Dmitrija Głuchowskiego. Pochodzący z Taganrogu autor po raz kolejny udowadnia, że w konwencji realistycznej czuje się bardzo dobrze. Choć w porównaniu z precyzyjnym ujmowaniem szczegółów m.in. na kartach „Trzech siostrach Minkelsön” w tym przypadku pozwala on sobie na zastosowanie nieco bardziej wrażeniowej maniery wzbudzającej skojarzenia z niektórymi publikacjami Piotra Kowalskiego (np. „Lęgowiskiem żmij”).

Przynajmniej w mniemaniu piszącego te słowa status głównej gwiazdy tegoż numeru zagarnął dla siebie twórca okładki najnowszego „Krakersa” tj. Ilaszt Walinurow. Rosyjski twórca zaprezentował trzy autorskie nowele spośród których na szczególną uwagę zasługuje  „Legenda o bezuchym Hoicim”. Osadzona w realiach feudalnej Japonii fabuła stanowi  adaptacje utworu autorstwa Koizumi Yukumi pt. „Opowieść przy wtórze lutni” opublikowanego również u nas w znakomitym zbiorku „Ballada o Narayamie” (Warszawa 1986). Predyspozycje do kreowania horrorów Walinurow wykazał również na przykładzie niejednoznacznej gatunkowo (ze względu na silne akcenty science-fiction) „Wiecznej nocy”. Z kolei nieco przewidywalny (acz mimo wszystko sprawnie zrealizowany) „Ostatni lot Roberta Murdocka” to już rasowe SF w starym, dobrym stylu z czasów apogeum twórczości m.in. Stanisława Lema, Arthura C. Clarke’a i Pétera Lengyela. Miło byłoby pewnego dnia ujrzeć antologie (bądź też pełnowymiarowy album) autorstwa Walinurowa. Zwłaszcza, że ów twórca wykazuje przejawy nietuzinkowego talentu. I to zarówno w wymiarze plastycznym jak i umiejętnym kształtowaniu dramaturgii tworzonych przezeń utworów.

Niestety nie uniknięto fuszerek w edytorskiej stronie przedsięwzięcia. Estetycznie rzecz prezentuje się bez zarzutu. Sęk w tym, że przydałby się zarówno spis treści jak i biogramy autorów wraz z ewentualnymi odsyłaczami na ich autorskie strony/blogi internetowe. Tak się sprawy miały w przypadku antologii „New British Comics”. Ów zabieg był o tyle uzasadniony, że umożliwiał zapoznanie się z dotychczasowym dorobkiem prezentowanych twórców, a przy okazji pobieżnie również z nimi samymi. Niestety niczego podobnego nie uświadczymy w najnowszej odsłonie „Krakersa”.

Martwi ponadto kurczący się nakład tej inicjatywy (105 egz. bieżącego numeru w porównaniu z 400 egz. numeru 38). Czyżby w Polsce, kraju przeżywającym kolejne wzmożenie zainteresowania komiksowym medium, było tak mało zainteresowanych obrazkowymi opowieściami innymi niż produkcje m.in. krajowych czy anglosaskich twórców? Tym bardziej szkoda, bo współczesna inkarnacja „Krakersa” promująca twórców z krajów zwykle z rzadka widywanych w ofertach naszych wydawców, stanowi unikalną inicjatywę.

 

„Krakers” nr 42

  • Autorzy (w kolejności prezentacji: Serna Andreescu, Roman Surżenko, Paweł Wakuła, Ilsztat Walinurow, Raszid Janow, Dylan Horrocks, Bartłomiej Tarkowski, Roman Siodorski, Michał Turajski, Igor Kolgarjow, Nina Paley, Michael Horn, Andrew Towl
  • Ilustracja na okładce: Ilaszt Walinurow
  • Tłumaczenia: „Śfisół”, Marek Misiora 
  • Data premiery: luty 2014
  • Wydawca: Wydawnictwo Jadwiga Jaguś  
  • Oprawa: miękka
  • Format: 21 x 29 cm
  • Druk: czarno-biały
  • Papier: offset
  • Liczba stron: 180 (z okładką)
  • Cena: 50 zł

comments powered by Disqus