Polacy nie gęsi i swój „Dzień świstaka” też mają, czyli recenzja dylogii Stefana Dardy „Czarny Wygon”

Autor: Piotr Michalik Redaktor: S_p_i_d_e_r

Dodane: 09-03-2011 12:57 ()


Zapraszamy do przeczytania recenzji książek Stefana Dardy z serii "Czarny Wygon".

 

Obejrzeliście „Dzień świstaka”, przezabawną komedię z Billem Murrayem w roli głównej? Jeśli nie to koniecznie musicie ją obejrzeć. Tym szczęściarzom, którzy je jeszcze nie widzieli (przed nimi beczka śmiechu i radości), powiem tylko, że główny bohater zostaje uwięziony w pętli czasowej i musi przeżywać ciągle ten sam dzień. Od nowa i od nowa. Z pozoru zabawne, ale do czasu. Film jest postrzegany jako komedia romantyczna, ale to nie jest do końca prawdą.

Podobnie sprawa ma się z dylogią Stefana Dardy pod zbiorczym tytułem Czarny Wygon. Z pozoru „Słoneczna Dolina” oraz „Starzyzna” (bo tak nazywają się oba tomy cyklu), to typowe powieści grozy, ale przy bliższym zapoznaniu się z nimi, okazuje się, że nie całkiem.

Stefan Darda zadebiutował w roku 2008, powieścią „Dom na wyrębach”. „Powieść grozy utrzymana w klimatach prozy Stephena Kinga” – tak brzmi opis nad tytułem. Jednych to zachęcało innych wprost przeciwnie, oburzało, przecież jakby nie było mowa o Stephenie Kingu - żywej legendzie, człowieku, który z książki telefonicznej zrobiłby bestseller, od którego ciarki po plecach zaczęłyby latać. A tu, jakiś nieznany chłopak, dostaje na start tak znakomita etykietkę. Było to ryzykowne zagranie i trudno ocenić jak wpłynęło na sprzedaż „Domu na wyrębach”.

Mało jednak kto się spodziewał, że książka nieznanego autora narobi tak wiele szumu i zdobędzie tyle nagród i to nie tylko wydawców, ale też tych ważniejszych, czyli czytelników. O mały włos „Dom na wyrębach” zgarnąłby nawet Zajdla. Przyznam się, że gdyby tak się stało, nie byłbym ani zawiedziony, ani zaskoczony, gdyż to świetny kawał literatury, którą mogę polecić każdemu czytelnikowi.

Przejdźmy jednak do „Czarnego Wygonu”. Czekaliśmy na niego długo, z obawą o to, czy debiutant, który został tak mile połechtany przez czytelników, poradzi sobie z ciężarem sławy i przeskoczy poprzeczkę, którą sobie „Domem na wyrębach” umieścił bardzo wysoko.

Podobnie jak w pierwszej książce, akcja drugiej i trzeciej powieści (będę pisał o nich razem, bo tworzą przecież zamkniętą całość) Dardy toczy się w realiach współczesnej Polski. Podobnie jak w „Domu na Wyrębach”, autorem grafik na okładkach jest Darek Kocurek i bardzo dobrze, bo dzięki temu mają one niepowtarzalny klimat. Spójrzcie na niewinną dziewczynkę ubraną w sukienkę w groszki, która stoi na okładce „Słonecznej Doliny”. Gdyby nie przerażające oczy, zapewne każdy chciałby mieć taką filigranową córeczkę. Zaręczam was, że to nie jest w tym przypadku dobry pomysł.

W podobnie mroczny sposób rozpoczyna się „Starzyzna”. Zakapturzony mnich z powrozem w dłoni, w tle ponura dzwonnica, wyłaniająca się z czerwono jarzącej się trawy. Brrrr. Na samą myśl, że mógłbym zabłąkać w te rejony zaczynam myśleć o czymś innym, przyjemniejszym, jak spacer po plaży w słoneczny dzień. Niech ręka Boska broni przed Słoneczną Doliną, nocą.

Zwykło się mawiać, żeby nie oceniać się książki po okładce. W przypadku obu tomów „Czarnego Wygonu” jest to chybione porzekadło. W środku znajdujemy bowiem dokładnie to co obiecują okładki. O tym, że autor umie kreować gęsty klimat zagrożenia, to wiemy już po lekturze „Domu na wyrębach”. Przyzwyczaił nas też do fabularnych twistów, niespodziewanych zwrotów akcji oraz sensualnej narracji, pobudzającej zmysły i duszę. Co tu kryć, każdy kto miał przyjemność oglądać Stefana na żywo, zamienić z nim kilka słów, ten wie że właśnie taki człowiek. Nie to, że mroczny, ale że po prostu niezwykle wrażliwy na piękno natury oraz na problemy egzystencjalne ludzi. Nie wiem, skąd tyle mroku w jego książkach, przyznam się szczerze. Może to jakaś jego druga natura, może nocami przekształca się w Pana Hyde'a i poluje na ludzi. Jego sprawa oczywiście i nic mi do tego.

No dobrze, dostajemy mrok i przemoc, opisane z poczuciem smaku (nie jakieś bezmyślnie latające flaczki, które przeważnie tylko śmieszą), a autor kreuje bardzo precyzyjnie tak fabułę, jak obraz świata. Ale czym w takim razie różnią się tomy „Czarnego Wygonu” od „Domu na wyrębach”? Czy autorowi udało się przeskoczyć poprzeczkę?  

Zdecydowanie tak. Po pierwsze historia jest o wiele obszerniejsza, więcej bohaterów, więcej mrocznych scen, więcej ciekawych przemyśleń, w końcu dwa tomy po prawie trzysta stron każdy, ale to nie znaczy, że rozwleczona. Zaręczam, że czyta się je sprawnie, a czas upływa niepostrzeżenie. Na koniec pozostaje zaś żal, że to już wszystko.

Po drugie odnajdziemy w tych książkach masę smaczków i analogii kulturowych, zręcznie plecionych w treść. Ja osobiście, aż tak się w tym nie lubuję, ale wiem że niektórzy wprost pieją z zachwytu, gdy uda się im odkryć co autor miał na myśli i co z tego wynika.

Po trzecie i moje ulubione, o wiele dokładniej niż w „Domu na wyrębach”, wnikamy w psychikę bohaterów, śledzimy ich rozterki, żale, cele życiowe. Autor spisał to tak uduchowionym językiem, że ich uczucia przenikają przez kartki książki i zabarwiają nas na te kilkanaście godzin na swój pięknie, przeważnie smutny sposób. To świadczy o tym, że Darda umie obserwować ludzi, a to ważne dla pisarza. Chyba najważniejsze.

W tym momencie ktoś pewnie mówi, a co mnie obchodzą smaczki i ilość stron? Ja chcę wiedzieć czy książka jest dobra, czy słaba. I oczywiście ma rację. Już odpowiadam.

Fabuła książki jest totalnie wciągająca, a osobom, które wierzą w świat nadnaturalny przyjdzie z łatwością pomyśleć, że opisywana historia mogłaby się wydarzyć, co mówię mogła, że toczy się gdzieś nawet teraz. Pomyślcie przeklęta wioska, uwięziona w czasie, której mieszkańcy nie mogą się zestarzeć, ani niczego zmienić dopóki nie przełamią uroku. Brzmi niemiło i strasznie. To historia niczym w „Dniu świstaka”. Tyle, że ten film to bardzo urocza komedyjka z podtekstami egzystencjalnymi; nikt nie ginie, wszystko się dobrze kończy. Tak dwie książki Dardy, jak i film z Murrayem, pod płaszczykiem rozrywki, przemycają wiele tematów, nad którymi warto się zastanowić. Oczywiście proza Dardy ma zupełnie inna konwencje niż „Dzień świstaka”. Mówiąc wprost, nie polecam czytać wszystkich jego książek samotnie (a nocą to już szczególnie). Chyba, że lubicie się bać. Odradzam też przywiązywać się do bohaterów, których Stefan nam przedstawia. Każdy z nich może zginąć, tak jak w prawdziwym życiu.

Pamiętam, że po skończonej lekturze „Domu na wyrębach” na pohukiwanie puszczyka reagowałem lekko nerwowo i rozważałem kupienie gromnicy. Odkąd zamknąłem okładki „Starzyzny”, zauważyłem że nieco pilniej przyglądam się dzieciom biegającym po ulicy, zwłaszcza po zmroku. Tak na wszelki wypadek.

korekta: Motyl

 

{obrazek http://www.stefandarda.pl/ksiazki/foto/2.jpg}

Autor: Stefan Darda

Tytuł: Czarny wygon. Słoneczna dolina

Data wydania: luty 2010

Wydawnictwo: Videograf II

Liczba stron: 272

Format: 135x205 mm

Oprawa: miękka

ISBN-13: 978-83-7183-779-1

 

 

 

 

 

{obrazek http://www.stefandarda.pl/ksiazki/foto/6.jpg}   

Autor: Stefan Darda

Tytuł: Czarny Wygon: Starzyzna

Data wydania: Listopad 2010

Wydawnictwo: Videograf II

Liczba stron: 272

Format: 135x205 mm

Oprawa: miękka

ISBN-13: 978-83-7183-862-0


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...