"Koszmar z ulicy Wiązów" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 16-08-2010 22:41 ()


Upiór z Elm Street narodził się dwadzieścia sześć lat temu z wyobraźni Wesa Cravena, kiedy do kin trafił „Koszmar z ulicy Wiązów”. Sukces produkcji spowodował, że postać Freedy’ego Kruegera na stałe wpisała się w kanon kina grozy. Uśpiony przez wiele lat potwór, wrócił ponownie zarzynać niewinne ofiary.

Pod koniec lat ’70 i w latach ’80 ubiegłego stulecia, slashery zajmowały dość silną pozycje w amerykańskim kinie. Wtedy to wirtuozi gatunku ożywiali na ekranie swoje najbardziej makabryczne wyobrażenia, wlewających w serca widzów ocean strachu. Mimo kiczowatej charakteryzacji, nieco archaicznej muzyki, przedstawiciele złych mocy niejednokrotnie wracali dokończyć swojego dzieła. W ten sposób doczekaliśmy się długich serii „Piątku trzynastego”, „Halloween” czy właśnie „Koszmaru z ulicy Wiązów”. Zbyt częste odwiedziny, a także brnięcie w nieciekawe widowiska spowodowały, że slashery zaczęły tracić popularność. Patrząc z perspektywy lat, kontynuatorem zacnej tradycji taśmowej produkcji jest obecnie „Piła”. Jednak poza tym wyjątkiem, kino XXI wieku skutecznie zamknęło portal do świata grozy. Pojedyncze przypadki czy nieudane remake’i nie pozwalają dawnym maszkarom zabłysnąć.

Analogiczna sytuacja dotyczy powrotu Freedy’ego, unaoczniając, że czas podobnych kreatur bezpowrotnie przeminął. Twórcy nowego „Koszmaru z ulicy Wiązów” nie pokusili się o nowatorską, a zarazem śmiałą genezę tejże postaci. Niestety, obrano drogę zapożyczenia ile tylko można z pierwowzoru, co dla miłośników serii oznaczało obejrzenie starego materiału w nowym, słabiutkim wydaniu. Film cechuje nieudolne aktorstwo, brak napięcia oraz powszechna nuda. Kto pamięta debiut ekranowy Johnny’ego Deppa i wyrazistą kreację Heather Langenkamp, tego w odświeżonej wersji nie ma prawa nic zaskoczyć. Samuel Bayer postępuje w rytm schematów – grupkę znajomych nawiedza ten sam koszmar. Okazuje się, że sen nie przynosi ukojenia, a staje się morderczą batalią o życie. Krueger karmiący się ludzkim strachem nie ma sobie równych w wyimaginowanej krainie fantazji, toteż młodzi szukają sposobu na wyrównanie szans w konfrontacji z nim.  

Sama postać mordercy została odarta z jego charakterystycznego stylu bycia. Krueger nie ironizuje, nie bawi się ze swoimi ofiarami, nie ma za krzty humoru. Nawet jego oszpecona twarz bardziej przypomina sterylną maskę, niż facjatę naznaczoną ogniem piekielnym (podklejane szramy u Roberta Englunda prezentowały się lepiej). W pamięci zapada jedynie tubalny i złowieszczy głos Jackie’ego Earle Haleya.

Bardzo słabo zostali zarysowani bohaterowie, którym scenarzyści nie nadali silnych osobowości (w oryginale występ Heather Langenkamp elektryzował widza). W "Koszmarze z ulicy Wiązów” mówienie o aktorstwie jest sporym nadużyciem. Odtwórcy ról przeszli obok filmu, nie potrafiąc porządnie ukazać strachu przed senną zjawą, sprawiając wrażenie otępiałych i lunatykujących przed kamerą. Może zgubił ich brak snu? Kubeł zimnej wody należy wylać również na gwiazdę „Strażników”. Haley robi dużo hałasu i stara się groźnie wyglądać (niczym Bale w kostiumie Batmana), ale nie potrafi oddać kwintesencji postaci. Chyba niejeden z nas zatęskni za Robertem Englundem.

Jak pokazał cykl Cravena – potencjał potwora ze snów był olbrzymi, świadczą o tym kolejne kontynuacje (lepsze i gorsze). Ikona kina grozy w jednej chwili została pozbawiona swojej unikalności. Z tajemniczego rzeźnika z Elm Street pozostał tylko cień. W oryginale Krueger mordował dzieci, za co spotkał go lincz ze strony zatroskanych rodziców. Powrócił z zaświatów pałając żądzą zemsty. W nowej wersji twórcy posunęli się nieco dalej przyklejając psychopacie łatkę pedofila. W tym przypadku jego vendetta traci nieco sens.

Słaba kondycja amerykańskiego kina grozy trwa w najlepsze. Sytuacji tej nie poprawi narastająca liczba przeróbek starych dzieł. Dopóki naiwnie wierzymy, że rozpaczliwe próby przywrócenia do łask zapomnianych upiorów zagwarantują nam godziwą rozrywkę, to ich powrotom nie będzie końca. Chyba warto przełamać stereotypy, odwrócić się plecami do koszmaru reedycji i przestać napychać kieszenie producentów. Kino grozy potrzebuje samooczyszczenia, a także żyznego poletka pomysłów. W innym przypadku czekają nas jedynie czerstwe produkcje.

4/10

                                                                                               Korekta: Ania Stańczyk

Tytuł: "Koszmar z ulicy Wiązów"

Reżyser: Samuel Bayer

Scenariusz: Eric Heisserer, Wesley Strick

Obsada:

  • Jackie Earle Haley
  • Rooney Mara
  • Anna Hagopian
  • Connie Britton
  • Katie Cassidy
  • Kellan Lutz
  • Clancy Brown
  • Kyle Gallner
  • Thomas Dekker

Muzyka: Steve Jablonsky

Zdjęcia: Jeff Cutter

Montaż: Glen Scantlebury

Kostiumy: Marian Ceo

Czas trwania: 96 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...