"Shrek Forever" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 26-07-2010 20:12 ()


Kiedy blisko dekadę temu Shrek debiutował w kinach, trudno było uwierzyć, że sympatyczny ogr zaskarbi sobie tak wielką popularność. Fabuła trzeciej części cyklu zasygnalizowała, że mamy do czynienia ze zmęczeniem materiału, przesytem zwariowanych przygód albo zwyczajnie spowszednieniem postaci. Każdą serię cechuje ograniczony żywot i wydawało się, że w tym przypadku koniec jest blisko. Shrek otrzymał jeszcze jedną szansę. Czy ją wykorzystał?

 

Raz, dwa, trzy, cztery – nie ma końca do cholery...

 

Hollywood w pogoni za kasą kurczowo trzyma się wypróbowanych patentów, rzadko ryzykując i przecierając nieznane szlaki. Twórcy „Shreka Forever” postanowili nieco zmienić kształt opowiadanej historii jednocześnie nie odzierając jej z pierwotnego zamysłu. W doskonale znane ramy postmodernistycznej konwencji wpleciono historię obyczajową, która bardziej niż kiedykolwiek skupia się na Shreku i jego wątpliwościach. Rodzi się zatem pytanie, do kogo skierowane jest przesłanie obrazu? Bajka dla dzieci, a morał dla dorosłych?

Zaznawszy spokoju domowego ogniska, otoczony kochającą rodziną, ogr z nostalgią wspomina kawalerski stan, kiedy mógł do woli hasać, straszyć miejscowych chłopów czy po prostu wykąpać się w bagnie. Gdy codzienna rutyna bierze górę, zaczyna tęsknić za czasami beztroskiej samotności. Chwilowy kryzys w pożyciu małżeńskim zielonego stwora stara się wykorzystać podstępny Rumpelstiltskin, mający z ogrem niewyrównane rachunki. Ten bowiem, ratując Fionę z więzienia w wieży, pogmatwał mocarstwowe plany karła.

 

„Magiczne umowy to moja specjalność” – dewiza każdego pracownika banku

 

Pragnąc na chwile skorzystać z uroków dawnego żywota Shrek podpisuje ze Stiltskinem cyrograf, oddając mu jeden dzień ze swojej przeszłości w zamian za dwadzieścia cztery godziny pełne szaleństw. Egoizm? Nie. Nowa, odpowiedzialna rola głowy rodziny i ojca trójki fantastycznych dzieci przerosła Shreka. Chwilowa zachcianka niesie ze sobą ogromną cenę. Ogr bezwiednie ofiaruje dzień swoich narodzin... Pobudka w nowej rzeczywistości, przeradza się w koszmar senny. Oddani przyjaciele go nie poznają, a Fiona stoi na czele armii wojowników starających się obalić tyranię Rumpla – nowego imperatora Zasiedmiogórogrodu. Czy tak ma się zakończyć zielona przygoda?

 

Wszystko dobre, co się dobrze zaczyna

 

Powrót do korzeni – tak w skrócie prezentuje się fabuła produkcji. Dzięki zesłaniu do alternatywnego świata, autorzy otworzyli furtkę dla nowych pomysłów, gagów, postaci, ale również nie zapomnieli o esencji postmodernistycznej baśni. Ideę pokazania znanej historii na nowo, w duchu oklepanego „co by było gdyby” (popularnego szczególnie w amerykańskich komiksach wydawanych pod szyldem „What if”) należy uznać za interesujący pomysł na ożywienie serii. Potencjał tej konstrukcji został jednak wykorzystany w niepełnym wymiarze, co ostatecznie przełożyło się na słabszą (finansowo) postawę obrazu. Mimo to Mike Mitchell poradził sobie nieźle żonglując dobrze znanymi wątkami. Sprawnie zmieszał gatunki od posępnego wstępu, poprzez komedię, dramat i dynamiczną przygodę. Udało mu się zachować między nimi równowagę nie tracąc przy tym tempa akcji. Słabsze momenty ratuje zabójczy duet, czyli przebojowy osioł wespół z Kotem w Butach. Ich pojawienie się na ekranie gwarantuje niezapomnianą zabawę.

 

Przesłanie jest banalne i narzuca się od początku

 

Trudno jednoznacznie powiedzieć, do kogo kierowany jest ten film. Kryzys wieku średniego, historia odkrywania siebie na nowo, to poważne dylematy dla najmłodszej widowni.Za sztafażem awanturniczej przygody, mającej na celu odszukanie Fiony i ponowne rozpalenie płomienia miłości w jej sercu, autorzy prezentują nieco wyświechtaną prawdę, że nie potrafimy cieszyć się tym co mamy, szukając zawsze wygodniejszego rozwiązania. Proza życia to nie bajka, w której wszystko przychodzi z łatwością jak za dotknięciem magicznej różdżki. Należy szanować to, co się posiada, bo nadmiar wrażeń może zakończyć się katastrofą. Niektórym zrozumienie tej oczywistości zajmuje wiele czasu i zanim się obejrzą okazuje się, że błędów przeszłości nie można już naprawić.

 

3D czy nie 3D, oto jest pytanie

 

Spece od animacji spisali się na medal. Wizualna strona „Shreka Forever” robi ogromne wrażenie. Jednak w obrazie nie ma tak wielu spektakularnych fajerwerków, aby trzeci wymiar był niezbędnym dodatkiem (co świadczy tylko o próbie wyłudzenia dodatkowych pieniędzy od widza). Kto pamięta jak w poprzednich epizodach wyglądał Rumpelstiltskin czy grajek z Hamelin, miło się rozczaruje, ponieważ ich nowe inkarnacje są bardziej dopracowane. Autorzy przygotowali także małe podsumowanie sagi - sceny na napisach końcowych spinają klamrą ostatni rozdział księgi Shreka (na półce obok niej widać kilka innych, nie mniej interesujących).

Ścieżka dźwiękowa na tle pierwszej odsłony wypada mizernie, sprawiając, że długo o niej nie będziemy pamiętać. Natomiast polski dubbing jak zwykle w przypadku niniejszego cyklu stoi na wysokim poziomie, a Jerzy Stuhr daje upust swoich zdolności podśpiewując kolejne szlagiery serwowane przez gadającego osła. Cieszy też wybór Cezarego Pazury do roli Rumpelstiltskina, którego mimika i wizerunek twarzy łudząco przypominają polskiego aktora.

 

Co dalej przygodo?

 

„Shrek Forever” wypada lepiej niż poprzednik, ale widoczne jest już wyczerpanie formuły sprawnie funkcjonującej w dwóch pierwszych częściach. Zielonego ogra powoli czeka emerytura, która nie oznacza pożegnania się z sympatycznymi postaciami. Już w przyszłym roku do kin trafi „Kot w Butach”, więc zapewne nadarzy się okazja do przypomnienia niektórych z nich. Jak przekonują twórcy, piątego Shreka nie ma w planach DreamWorks. Zobaczymy czy uda im się dotrzymać danego słowa.

5+/10

Tytuł: "Shrek Forever"

Reżyseria:Mike Mitchell

Scenariusz: Josh Klausner

Reżyseria dubbingu: Anna Apostolakis-Gluzińska

Teksty polskie: Bartosz Wierzbięta

Obsada (głosy):

  • Antonio Banderas
  • Eddie Murphy
  • Mike Myers
  • Cameron Diaz
  • Craig Robinson
  • Amy Sedaris
  • Julie Andrews 

Muzyka: Harry Gregson-Williams

Zdjęcia: Yong Duk Jhun

Czas trwania: 93  minuty

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.

 

 

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...