Wielki Rubin - dział RPG ZC

Autor: Redaktor: Thythwack

Dodane: 28-07-2009 12:05 ()


Kupcy z czarnych galer - istoty z Leng, przywozili do miasta Dylath – Leen dziwne rubiny, które z chęcią były kupowane przez miejskich kupców. Po pewnym czasie rubiny stały się tak powszechne, że znajdowały się w każdym domu w Dylach – Leen, a niektóre z nich były tak duże , że w domach zamożniejszych obywateli używano ich jako przycisków do papieru.

Po pewnym czasie kupcy podarowali miastu wielki rubin, który był wyrazem ich szacunku dla mieszkańców Dylath-Leen i jako taki został umieszczony na postumencie, na głównym placu miasta.

 

A zaledwie w kilka nocy później zaczął się horror…

 

Właściciel tawerny w pobliżu placu, wyglądając przez okno po zamknięciu na noc drzwi lokalu, zauważył dziwne, ciemnoczerwone światło w samym środku wielkiego kamienia; to światło wydawało się pulsować, jakby żyjąc własnym

życiem.

 

Wszystkie pozostałe rubiny w mieście, przywiezione przez czarne galery - zarówno najmniejsze kamienie w pierścionkach i amuletach, jak i większe, mniej ozdobne, trzymane przede wszystkim dla ich wartości w domach najbogatszych obywateli - świeciły w nocy, jakby odpowiadając na zew swego wielkiego brata. Temu niesamowitemu świeceniu kamieni towarzyszył dziwny, częściowy paraliż, który sprawiał, że wszyscy ludzie w mieście, oprócz kupców w turbanach, stawali się senni i słabi, niezdolni do żadnych zabaw, ledwie mogąc podołać swym normalnym obowiązkom. Kiedy mijały dni i potęga wielkiego rubinu i jego pobratymców rosła, rosła też dziwna senność mieszkańców Dylath-Leen. I dopiero wtedy, zbyt późno, zorientowano się w intrydze i zrozumiano jej cel.

 

 

 

Fragmenty  relacji człowieka, który był świadkiem działania mocy tych rubinów. Człowiek ten przedstawił nam dom swojego gospodarza, a także jego zachowanie, które było spowodowane działaniem rubinów.

 

(…) przekleństwem były te rubiny!  Dziesięć maleńkich kamieni było umieszczonych w podstawie ozdobnego kielicha; wiele innych małych czerwonych kamieni zdobiło wiszące srebrne i złote talerze; migotliwe kawałki cennego kryształu tkwiły w grzbietach kilku oprawnych w skórę modlitewników i zbiorów legend  (…) a kiedy mamrotanie gospodarza całkowicie ucichło, zobaczyłem, że starzec śpi w fotelu, pogrążony w ponurych snach, które nadały jego zszarzałej twarzy wyraz niemego przerażenia. Hipnotyzujący horror, nienawistny potwór - wielki rubin!

 

 

 

 

A tak naprawdę w klejnocie tym znajdowało się Latające Światło z Yuggoth na Obrzeżu, wampir w najgorszym znaczeniu tego słowa.

 

 

Dawno temu, przed epoką snu, w pierwotnej mgle przedświtu Wszelkiego Istnienia, wielki rubin został przyniesiony z dalekiego Yuggoth na Obrzeżu przez Wielkich Prastarych. Wewnątrz tego kamienia, uwięziony przez światło i magię Wielkich Prastarych, czai się główny awatar pierwotnego zła, coś równie ohydnego jak sama otchłań piekielna! To nie kamień wywołuje hipnotyczne znużenie,  lecz to coś w jego wnętrzu, zła moc Latającego Światła z mrocznego Yuggoth. Tylko niewielu ludzi zna historię tego wielkiego kamienia i jego straszliwego mieszkańca.

Mówi się, że został odkryty, kiedy ze szczytu zakazanej góry Hatheg-Kla zeszła lawina i zabrany przez Czarną Księżniczkę, imieniem Yath-Lhi z Tyrii. A kiedy jej karawana dotarła do miasta o srebrnych iglicach, stwierdzono, że wszyscy żołnierze Yath-Lhi, jej niewolnicy, a nawet ona sama, byli jak zombi, odmienieni. Teraz nikt już nie pamięta, gdzie kiedyś znajdowała się Tyria, ale wielu uważa, że odwieczna pustynia pokryła nawet najwyższe iglice miasta i że gnijące szczątki jego mieszkańców spoczywają w domach, zagrzebanych głęboko pod powierzchnią piasku.

Ale wielki rubin nie został pogrzebany wraz z Tyrią i krąży pogłoska, jakoby został ponownie odkryty na złotej galerze, na Morzu Południowym, miedzy Dylath-Leen i wyspą Oriab. Wody Morza Południowego, zwłaszcza między Dylath-Leen i Oriab, to dziwne miejsce; tam bowiem, na głębokości wielu sążni, spoczywa bazaltowe miasto, w którym znajduje się świątynia i monolityczny ołtarz. Żeglarze nie lubią przepływać ponad tym podmorskim miastem, obawiając się wielkich sztormów, które wedle legendy uderzają znienacka, nawet gdy najlżejszy wietrzyk nie porusza żaglami statku!

 

Jednakże tam właśnie odnaleziono ów wielki kamień, na pokładzie wielkiej złotej galery, której załogę stanowili wyjątkowo piękni ludzie, którzy wszakże nie byli ludźmi, lecz żywymi trupami! Tylko jeden żeglarz, obłąkany i bełkoczący coś bez związku, został później wydobyty z morza, u brzegów Oriab i mamrocząc, opowiadał o złotej galerze, jednak o jego towarzyszach wszelki słuch zaginął. Jest rzeczą interesującą, że dalej napisano, iż tylko niektórzy ludzie – czy raczej rogate stwory, które tańczą do muzyki piszczałek i brzęku bębnów na tajemniczym, pogrążonym w wiecznej nocy Leng - nie odczuli działania kamienia!

Kamień znów ocalał z katastrofy,  jaka spotkała nieszczęsnych żeglarzy, którzy wydostali go ze złotej galery, a później oddawano mu cześć w dolinie Pnoth, dopóki nie porwały go trzy nocne gady, które przelatywały nad szczytami Throk i nie zaniosły do owych miejsc podziemnych okropności, o których zaledwie wspominają niektóre mroczne mity. Wedle nich, ów podziemny świat, oświetlony jedynie bladymi płomieniami śmierci, wypełnia upiorny smród i mgła, kłębiąca się w otworach, które sięgają do samego jądra Ziemi. Któż może wiedzieć, jak wyglądają mieszkańcy takiego miejsca?'

 

 

 

 

Destrukcyjny wpływ wielkiego kamienia zaczyna malec, kiedy oddalamy się od  Dylach – Leen. Kiedy odległość rośnie, człowiekowi zaczynała powracać dawna siła i zapał

 

W Czwartej Księdze jest opis uwolnienia z kryształu Latającego Światła z Yuggoth na Obrzeżu - wampira uformowany z przesiąkniętych złem mocy Bóstw Cyklu Cthulhu - ich produktu!

 

 

Jeden ze śmiałków podjął się jego uwolnienia i zniszczenia. Oto krótka relacja z tego wydarzenia:

Rozbijając wielki rubin, uwolnił demona z jego wielofasetowego więzienia, wypuszczając go nad Dylath-Leen... Demona oświetliło  popołudniowe słońce świecące na bezchmurnym niebie, błogosławione światło, przed którym musiał on uchodzić, jeżeli nie chciał zginąć!

 

Ślepy, ale wszystkowidzący - beznogi, ale pędzący jak wielka ameba - z rozdziawionymi, zaślinionymi ustami w bulgoczącej masie! Był olbrzymi!

 

I wrzeszczał - wijąc się z bólu w promieniach słońca - rozpuszczając się i wyraźnie kurcząc, gdy unosiły się zeń wielkie obłoki dymu. Wtedy „zobaczył" kilka rogatych stworów, które kuliły się przed nim, próbując chyłkiem wymknąć

się z placu.

Latające Światło ruszyło za nimi, niby wody powodzi, spływając ze stopni podium i pochłaniając ich w jednej chwili. Słychać było tylko okropne, rozpaczliwe krzyki…

 

Wciąż unosił się z niej czarny dym; okropnie było patrzeć na jej dygotanie, gdy się ruszała, ciągnęła za sobą smugę tego obrzydliwego dymu.  Wydawane przez nią wrzaski były tak wysokie, że prawie niesłyszalne.

 

Ta istota najwyraźniej nie podlegała prawom grawitacji!

 

Chwilę przed swoją „śmiercią” demon zdążył jeszcze skontaktować się z tym człowiekiem:

Nie uciekniesz. Zatrzymaj się i uwierz we mnie. Nie masz już siły uciekać. Jesteś słaby tak, jak wszystkie śmiertelne istoty, a ja jestem silny. Nawet teraz jestem silniejszy od ciebie i będę silny znowu. Dlatego musisz być mi posłuszny. Zatrzymaj się - nie możesz uciekać — nie masz siły uciekać!

 

Człowiek ten opowiadał później, że ten mentalny przekaz pętał mu mózg.

 

Brian Lumley - Przemiana Tytusa Crowa

Brian Lumley - Zegar Snów

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...