„Krzyk VI” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 20-03-2023 23:40 ()


Dojenia franczyzy ciąg dalszy. Wydawało się, że po nieudanym Krzyku 4 Wesa Cravena nikt nie podejmie się kontynuacji jego sztandarowego dzieła. A jednak twórcy z fabryki snów jak tylko wyczują nosem dolary, to nie odpuszczą. I tak dostaliśmy część piątą, która piątki w tytule wprawdzie nie ma, bo autorzy się zapierali, że będzie do delikatny reboot serii, ale przy okazji kolejnej części nie omieszkali dodać jej szóstkę w tytule. Także należy uznać, że jest to ciągłość serii, a kolejni zabójcy i ofiary to siódma woda po kisielu względem oryginalnej bohaterki tej opowieści, czyli Sidney Prescott. Ta zresztą pojawiła się w poprzedniej odsłonie, ale najwyraźniej Neve Campbell uznała, że co za dużo, to niezdrowo.

W niniejszej odsłonie dostajemy kontynuację wątku dwóch sióstr, które naznaczone piętnem serii morderstw wyjechały kontynuować naukę do Nowego Jorku. Z dala od Woodsboro, z dala od dawnego koszmaru. Jednak tylko przez chwilkę, bo tajemniczy zabójca opuścił swoje dotychczasowy teren polowania i przeniósł się do Wielkiego Jabłka. I tutaj zapoluje na swoje ofiary, tłumacząc to kolejnymi pokręconymi koligacjami rodzinnymi i chęcią pomsty.
 


Krzyk VI tylko przez moment odwołuje się atmosferą do oryginalnej serii i ma zadatki na interesująco zapowiadający się slasher. Mianowicie jest nim scena otwierająca, która została przygotowana z pomysłem i już na początku wprowadzono pewne novum, Ghostface zdejmuje bowiem maskę i widzimy twarz za nią się kryjącą. Tu robi się ciekawie, a kolejne wydarzenia dają nadzieję, że otrzymamy twistowy rollercoster. Nic z tych rzeczy jednak nie ma miejsca, gdyż szybciutko wracamy do znanego nam status quo. Bohaterki biegają wszędzie, piszcząc i krzycząc, a za nimi ugania się morderca z nożem w więcej niż jednej inkarnacji. Nie ma zatem w tym schemacie nic świeżego, jedynie powtarzane schematy z kilkoma scenami rzezi dla podtrzymywania napięcia i przeświadczenia, że oglądamy slasher. Nie ma w tym za grosz finezji. Wraz ze scenami, które idealnie pasują do franczyzy, przeplatają się te znacznie słabsze, jak kuriozalna i głupia z samego założenia scena z drabiną (chyba trzeba nie mieć mózgu, aby poharatanym się na nią wspinać), a także wszystkie rozkminy o filmowych seriach i franczyzach, które rzecz jasna są znakiem rozpoznawczym serii, ale obecnie są mocno irytujące i nie wnoszą nic do obrazu. Fajnie wypadł powrót Hayden Panettiere do serii, a także pewien element wspominkowy czy dynamiczna scena w sklepie. Finał z kolei wydaje się mocno przekombinowany i całkowicie pozbawiony uroku odkrywania kto i dlaczego przywdziewa maskę Ghostface'a. Nie zmienia to jednak faktu, że ten odgrzewany kotlet zaczyna smakować coraz bardziej paskudnie i poza przemocą i wybebeszaniem kolejnych ofiar nie ma wiele do zaoferowania.
 


Dopóki będą widzowie chętni na obejrzenie tego typu widowisk, twórcy będą ciągnąć w nieskończoność historię o zamaskowanym mordercy patroszącym przypadkowych gapiów jego wendetty. Ciekawe jest czy zyskująca coraz większą sławę Jenna Ortega zdecyduje się na udział w siódmej części. Ta z pewnością powstanie. Niski budżet i spore wpływy szóstki wskazują, że kino marnej grozy jest obecnie w rozkwicie.
 
Ocena: 5/10

Tytuł: Krzyk VI

Reżyseria: Matt Bettinelli-Olpin, Tyler Gillett

Scenariusz: James Vanderbilt, Guy Busick

Obsada:

  • Hayden Panettiere
  • Courteney Cox
  • Melissa Barrera
  • Jenna Ortega
  • Jasmin Savoy Brown
  • Mason Gooding
  • Skeet Ulrich
  • Dermot Mulroney
  • Jack Champion
  • Josh Segarra

Muzyka: Sven Faulconer, Brian Tyler

Zdjęcia: Brett Jutkiewic

Montaż: Jay Prychidny

Scenografia: Louis Dandonneau, Léa-Valérie Létourneau

Kostiumy: Avery Plewes

Czas trwania: 122 minuty

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji


comments powered by Disqus