„Blue Lock” tom 4 - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 07-03-2023 14:58 ()


Patrząc na to, co dzieje się w naszej krajowej piłkarskiej ekstraklasie (swoją drogą nazwa paradoks, biorąc pod uwagę ligowy poziom), przydałoby się, aby ktoś pomyślał nad rozwiązaniem znalezienia supergraczy dla naszej reprezentacji. Może niekoniecznie taki „Blue Lock”, gdyż po ostatniej pandemii każdy ma już chyba dosyć wszelkiego rodzaju „locków”, ale jakieś działanie warto byłoby podjąć. Być może tak samo na japońską piłkę patrzy duet Muneyuki Kaneshiro i Yosuke Nomura, dzięki czemu mamy okazję śledzić na kartach ich mangi projekt odkrywania super snajpera, który poniesie reprezentację Japonii do triumfu na Mundialu. Ewentualny wybraniec musi pamiętać, że nie będzie miał lekko, bowiem za rywala do pokonania ma niejakiego Kapitana Tsubasę, który zapisał się na stałe w pamięci każdego fana footballu rodem z Japonii.

Kultową już mangę, którą wspomina się przy wielu okazjach – ostatnia to specjalny numer magazynu PSX Extreme traktujący o Pegasusie (eh ta genialna gra na tę konsolę) - któż jej nie zna? Znają ją na pamięć z pewnością autorzy „Blue Lock”. Znają i czerpią z niej garściami, niekiedy wręcz ocierając się o kopiowanie rozwiązań. Jeśli jednak ściągać to od najlepszych, więc myślę, że każdy z nas wybaczy im np. wykorzystanie „super ruchu” (czyli przyjęcia piłki na facjatę) Ishizakiego, które możemy obserwować w czwartym tomiku ich serialu. To nie pierwsza i zapewne nie ostatnia widoczna inspiracja, bo pisząc w Japonii o piłce nożnej, nie sposób nie wzorować się na Tsubasie.

No tak, chwilę wcześniej wspomniałem o czwartym tomiku mangi… tak, całkiem niedawno w ręce czytelników wpadła właśnie ta odsłona serii „Blue Lock”. Serii, która prezentuje czytelnikom poszukiwania najlepszego z najlepszych, jedynego w swoim rodzaju, idealnego napastnika, który ma podbić japoński świat piłki. A jak najlepiej wyłonić takiego gracza, jeśli nie w turnieju? I właśnie zmagania w takich rozgrywkach w dalszym ciągu obserwujemy w czwartej odsłonie tej mangi. A w zasadzie obserwujemy przez większą część jeden – za to na chwilę obecną najważniejszy – mecz turnieju, który ma zdecydować o tym, czy ekipa głównego bohatera odpadnie z rozgrywek, a on sam będzie musiał zawiesić marzenia o światowej karierze na kołku czy jednak Drużyna Z, w której występuje, zagra dalej.

Jakie te mangi sportowe (wszystkie) są przewidywalne, jak schematycznie działają i jak wiele patosu w sobie zawierają. Tak, piszę też o czwartej odsłonie „Blue Lock”, w której odhaczamy kolejne punkty typowe dla sportowych komiksów. I wiecie co? Zastanawiam się cały czas, co jest w nich takiego magicznego, że mimo tego, iż już przed lekturą większość wydarzeń możemy przewidzieć, to jednak nadal z zapartym tchem to czytamy? Tak samo jest w wypadku recenzowanego tomiku. Nie spodziewajcie się w nim jakiś ogromnych niespodzianek, wątków, które was zaskoczą czy sensacyjnych wyników. Znajdziecie tutaj raczej to, czego się spodziewacie, ale i tak będziecie się doskonale bawić. I to jest największa frajda z lektury „Blue Lock”. Mimo że wszystko już to gdzieś wcześniej się widziało, to jednak nadal sprawia ogromną radość, ciekawi i wciąga. Świetnie jest móc oglądać zmiany, które zachodzą w czasie meczu, wybornie jest kibicować ekipie, która podnosi się z kolan i jeszcze lepiej jest obserwować samych piłkarzy, którzy pokonują swoje bariery, aby po prostu zwyciężyć. I tak jest to może przewidywalne, ale czwarty tomik jest też pełen mocnych czy wręcz dramatycznych momentów. Wywołuje też w czytelniku te emocje, które powinna wywoływać każda mangowa seria, ale i co daje nam kibicowanie podczas prawdziwych spotkań piłkarskich. Taka jest właśnie czwarta odsłona serii, która cieszy tak mocno czytelnika, jak cieszy kibica wygrana jego drużyny.

Czerpiąc inspirację od najlepszych, duet twórców pracujących nad recenzowaną pozycją pokazał i udowodnił, że jest na rynku miejsce dla kolejnej mangi sportowej, a najnowszy tomik serii jest tego doskonałym przykładem. Pełen pasji i efektownych zagrań – piłkarze zbliżają się coraz bardziej do super zagrywek z Tsubasy – świetnie jest przy tym przedstawiony graficznie. Zawsze w tego typu tytułach lubiłem to, w jaki sposób rysownicy oddawali ducha tych specjalnych tricków. I tutaj również można na nich zwiesić oko, gdyż wyglądają równie dobrze co u tych uznanych za najlepszych. W ogóle fakt, że większość akcji to obserwowanie rozgrywanego spotkania sprawia, że ta odsłona jest dobra graficznie i pełna dynamicznych kadrów i ujęć. Z pewnością na plus dla charakteru tej mangi. Jeśli więc poza tym, że tytuł wciąga fabularnie, to jeszcze cieszy oko swoją oprawą graficzną, to nie może być inaczej, jak pozytywna ocena tomiku jako całości. Ten tomik jak żaden dotychczas dał przedsmak tych emocji, które zasiadając w środowy wieczór przed telewizorem, aby obejrzeć spotkanie Ligi Mistrzów.

Ps. Pamiętacie, jak za małolata oglądaliście na Polonii 1 Kapitana Tsubasę i po kilkunastu minutach biegu spod jednej bramki pod drugą, Misaki przykładał się do uderzenia i gdy piłka zbliżała się już do celu… odcinek się kończył? Szlag człowieka trafiał, ale nic z drugiej strony nie wzbudza takiej ciekawości, jak zakończenie w najbardziej dramatycznym momencie. Tak, tego typu zagrania dostaniecie też w czwartym tomiku „Blue Lock”. A więc oby czas do następnej części zleciał nam jak najszybciej, a tymczasem wróćmy na nasze krajowe ekstraklasowe (sic!) czy pierwszoligowe podwórka.

 

Tytuł: Blue Lock tom 4

  • Scenariusz: Muneyuki Kaneshiro
  • Rysunki: Yusuke Nomura
  • Tłumaczenie: Agnieszka Zychma
  • Wydawca: Waneko
  • Premiera: 07.02.2022 r.  
  • Oprawa: miękka
  • Format:  195 x 138 mm
  • Papier: offset
  • Druk: cz-b
  • Stron: 200
  • ISBN-13:978-83-8242-345-7
  • Cena: 24,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus