„Black Adam” - recenzja wydania blu-ray

Autor: Wojciech Wilk Redaktor: Motyl

Dodane: 08-02-2023 22:49 ()


W dobie reformy czy też restartu filmowego uniwersum DC na płytach blu-ray i dvd zadebiutował kolejny superbohater. Po wielu latach oczekiwania w końcu przyszło nam zobaczyć Black Adama  w interpretacji Dwayne’a Johnsona. Czy jest to debiut udany, czy może DC ponownie zaliczyło wtopę? Nowa produkcja Warnera pozostawia widza trochę w rozkroku. Bo z jednej strony chce się, aby był to jakiś powiew świeżości w tym uniwersum, z drugiej ma się uczucie, że scenariusz, ale też montaż pozostawiają sporo do życzenia.  

Oczekiwania były z pewnością ogromne, podsycane też kampanią promującą film, w którą włączył się popularny ekswrestler. Ciekawostką na pewno był też fakt, że poza mającym powiązania z Shazamem bohaterem na ekranie mieliśmy zobaczyć fragment ekipy (bo tak to należy nazwać) Amerykańskiego Stowarzyszenia Sprawiedliwości. Zatem panteon herosów spod znaku konkurującego z Marvelem wydawnictwa miał się pokaźnie rozszerzyć. Bo któż nie oczekiwał takich fantastycznych postaci na dużym ekranie jak Dr Fate czy Hawkman? Wydawać się zatem mogło, że DC chciało złapać nowy rytm, powiew świeżości, wprowadzić nowe twarze do swojego uniwersum. Shazam! Był udaną alternatywą dla eksploatowanych Batmana, Supermana czy Wonder Woman. Zatem dlaczego inaczej miałoby być z Black Adamem?

Z pewnością skupiając się na tej produkcji, nie można nie zauważyć, że  mamy do czynienia z innym typem bohatera. To nie jest heros, który będzie szanował ludzkie życie i rzuci się na pomoc potrzebującym. Dla niego liczy się zemsta i bezpardonowo, z wykorzystaniem nawet ekstremalnych środków likwiduje swoich przeciwników. Dosłownie. Ten, kto nadepnie Black Adamowi na odcisk, może liczyć się z tym, że długo już nie zabawi na tym świecie. Podejście inne niż do tej pory, ale niestety w dość trywialny sposób pokazane. Sekwencje wycinania w pień złoczyńców nie zostały szczególnie urozmaicone, a i antybohater ma niewiele do powiedzenia w tej kwestii. Po prostu nadużywa przemocy, nic sobie z tego nie robiąc. Początkowo mógł być wszak zdezorientowany, bo został przywrócony do życia po pięciu tysiącach lat. Jednak z czasem i ligą bohaterów na horyzoncie, Black Adam nie patrząc na zniszczenia i ludność cywilną, zrównuje swoich wrogów i miasto z ziemią. W tej furii gniewu i zemsty nie widać ani krzty rozsądku, a przy tym na horyzoncie pojawia się całkiem nowe zagrożenie, które wykorzystuje zamieszanie wokół postaci obdarzonych mocami i konsekwentnie realizuje swój plan.

Black Adama przyswaja się bez bólu, ale widać, że film cierpi na wszystkie wady kina superbohaterskiego. Twórcy biorą je z dobrodziejstwem inwentarza jako cechę tej konwencji, ale jednak, jak pokazują filmy Marvela, pewne słabostki medium jak i umowność można z powodzeniem przekuć na plusy danej produkcji. W dziele Jaume Collet-Serra nic takiego nie ma miejsca. Akcja nastawiona jest na sceny konfrontacyjne, nie zawsze z najlepiej wykorzystanym CGI, drętwe dialogi i trochę humoru, który ratuje kilka scen. Fantastycznie wydają aktorzy ze Stowarzyszenia Sprawiedliwości i aż chciałoby się ich obejrzeć w sprawnie skrojonej fabule. Bo zarówno eksbond pasuje do roli Fate’a, jak i Aldis Hodge, znany m.in. z kinowych perypetii Jacka Reachera udanie portretuje Cartera Halla. Nie można też odmówić uroku relacjom między Cyclone (Quintessa Swindell) i Atom Smasherem (Noah Centineo). Takie zabawne wstawki rozjaśniają przestrzeń wokół nadętego trochę Black Adama w interpretacji The Rocka. Niestety, przeciwnik w tym filmie jest do bólu sztampowy, by nie rzec wręcz groteskowy, a nadmierne CGI do stworzenia tej postaci pozostawia niesmak. Innymi słowy, twórcy mieli wszelkie narzędzia, aby stworzyć film nowoczesny i zapadający w pamięć, ale popełnili wszystkie możliwe grzeszki dawnych produkcji i dostarczyli nieco niestrawny zakalec. Są tu elementy, które mogą się podobać, wizualizacja bohaterów (świetnie wyglądający Hawkman i Dr Fate) w tym gra aktorów, a także smaczki nawiązujące do uniwersum DC, ale jest ich za mało, aby nazwać tę produkcję w pełni udaną.

Mogą podobać się za to dodatki na płycie. Historia Black Adama cofa nas do początków postaci i przypomina jego komiksową genezę i późniejszą metamorfozę. A w tle mamy komentarze scenarzystów komiksów, aktorów. Szczegółowo pokazane jest też Amerykańskie Stowarzyszenie Sprawiedliwości jako najstarsza komiksowa grupa superbohaterów. Ponadto materiał o kręceniu filmu, używanej technologii, potrzeby wprowadzenie nowego herosa, a także parę słów o miejscu akcji, czyli o mieście Kahndaq rządzonym przez Intergang. Wraz z pokazaniem projektów, storyboardów, ujęć z planu zdjęciowego (Pierce Brosnan rządzi). Kulisy powstawania filmu są  okraszone pokaźnym komentarzem twórców pracujących przy filmie, w tym speców od scenografii i kostiumów. Dodatki są bardziej niż zacne i dla nich warto sięgnąć po płytę blu-ray. Pewnym zaskoczeniem na plus oczywiście jest możliwość wyboru aż trzech wersji filmu. Możemy go oglądać w wersji oryginalnej z polskimi napisami, z polskim dubbingiem i, co pewnie niektórych ucieszy, z lektorem. To niecodzienne rozwiązanie powinno być normą. Dubbingu nie znoszę, bo całkowicie zabija nastrój, a nie zawsze chcę oglądać film z napisami, także lektor jest najlepszym rozwiązaniem i brawa za ten śmiały ruch i dodanie tej wersji do wydania blu-ray.

Black Adam nie spełnia wszystkich oczekiwań, to trochę archaiczne kino, ale niemniej może się podobać widzom, którzy nie oczekują od kina komiksowego większej głębi lub czegoś ponad dynamiczną nawalankę postaci. Tego film dostarcza w nadmiarze, więc jako niezobowiązująca rozrywka może się podobać, ale nic ponadto. Ocenę o punkcik podnosi wypasione rodzime wydanie blu-ray. 

Ocena: 6-/10

Tytuł: „Black Adam”

Reżyseria: Jaume Collet-Serra

Scenariusz: Adam Sztykiel, Rory Haines, Sohrab Noshirvani

Obsada:

  • Dwayne Johnson
  • Aldis Hodge
  • Pierce Brosnan
  • Noah Centineo
  • Sarah Shahi
  • Quintessa Swindell
  • Marwan Kenzari
  • Bodhi Sabongui
  • Mohammed Amer
  • James Cusati-Moyer

Muzyka: Lorne Balfe

Zdjęcia: Lawrence Sher

Montaż: John Lee, Michael L. Sale

Scenografia: Larry Dias

Kostiumy: Kurt and Bart

Czas trwania: 125 minut

Dziękujemy dystrybutorowi Galapagos Films za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus