„Jupiter's Circle. Orbita Jowisza” - recenzja

Autor: Tomek Kleszcz Redaktor: Motyl

Dodane: 26-12-2019 23:56 ()


Mark Millar i Frank Quitely w zaledwie dwóch tomach Jupiter's Legacy zawarli nową jakość komiksu superbohaterskiego i tak szybkie zamknięcie serii spowodowało kompletny niedosyt. Dlatego pojawienie się Orbity to była forma świątecznego prezentu. Bardzo udanego.

Przenosimy się do lat 50. i bogatej, powojennej Ameryki. Sheldon oraz reszta drużyny są młodzi, silni i popularni. Każdy z nich na wezwanie zakłada kostium i - niejednokrotnie z narażeniem życia - wykonuje swoją robotę. Po akcji maski trafiają do szuflad, a kostiumy do szafy. I tu zaczyna się kwintesencja tego albumu. Millar skupia się bowiem w głównej mierze na historiach z prywatnego życia. Porusza dość szerokie spektrum tematów. Homoseksualizm, małżeńska zdrada i wierność, zauroczenie, radykalizacja poglądów... Tak jak w życiu codziennym wszyscy się od siebie różnimy i mamy do rozwiązania różne problemy, tak w świecie wykreowanym przez utalentowanego pisarza każdy z członków - i członkini - drużyny mierzy się z problemami, niejednokrotnie poważnymi, czasem moralnie dwuznacznymi, a my mamy okazję śledzić te zmagania.

Błyskotliwie prowadzona fabuła, doskonałe - do czego Miller już dawno przyzwyczaił i w czym jest prawdziwym mistrzem - dialogi oraz niesamowita umiejętność konstruowania krótkich, zwartych segmentów o wielkim bogactwie treści to nieodłączne elementy tego albumu. Obserwując wydarzenia znacznie wcześniejsze, niż miało to miejsce we wcześniejszych albumach mamy okazję bliżej poznać głównych bohaterów, dzięki czemu stają się oni jeszcze bardziej wielowymiarowi i przekonujący. Każdy z nich ma swoją własną historię. Każdy z nich oddziałuje na resztę ekipy, która musi radzić sobie nie tylko z zagrożeniami dla Ziemi, ale także tymi wewnętrznymi, które doprowadzają do tarć i grożą stabilności. Zwłaszcza Sky Fox wprowadza nie lada zamieszanie. Aż żal, że dygresja z jego udziałem nie została bardziej pociągnięta, ponieważ było tu znaczne pole do popisu i okazja do poruszenia ważkiej tematyki. Najwyższej klasy pisarstwo. Spostrzegawcze, wielowątkowe, mądre i wciągające. Millar to komiksowa elita. Czy jest jakieś „ale”? Tak sobie myślę, że jedno. Tak silne zredukowanie stricte superbohaterskich wyczynów zbliża nas mocno do granicy, poza którą relacje pomiędzy ludźmi równie dobrze możemy obejrzeć w popularnych serialach czy pseudo dokumentalnych reality show. Odrobina więcej akcji, kosztem kilku statycznych scen na pewno by nie zaszkodziła. Bo samo epatowanie kolorowymi strojami nie zastąpi nadludzkich wyczynów. Może się czepiam, żeby nie sprawiać wrażenia kompletnie oczarowanego tym tytułem.

Frank Quitely przygotował tylko okładki. Jego miejsce w pracach przy albumie zajęło kilku rysowników z dominującym Wilfredo Torresem. W sumie nad oprawą graficzną pracowało pokaźne grono artystów, ale ich styl jest niejako zbliżony, więc potraktujmy Wilfredo jako reprezentanta (i jednocześnie najlepszego moim zdaniem artystę przy tym albumie). I cóż ma on nam do zaoferowania? Sądzę, że sporo. Jego styl to taka hybryda Darwyna Cooke'a i Doca Shanera, czyli dwóch świetnych rysowników. W każdym razie, uwielbiam ich pracę. Bardzo przyjemna kreska. Odrobinę uproszczona, ale czytelna, fajnie oddająca ducha epoki i nieco czerpiąca z komiksowej stylizacji srebrnej ery komiksu, z tym że zaaranżowana w nowoczesny sposób. Zabieg zapewne nieprzypadkowy, biorąc pod uwagę czas akcji. Lekko przerysowana mimika wzbogaca emocjonalny odbiór. Pastelowe, stonowane barwy również się sprawdzają. Quitely stworzył coś niezwykłego, nadając kształt abstraktom powstałym w umyśle scenarzysty. Jego mniej znani koledzy (ta uwaga nie dotyczy Chrisa Sprouse'a) dają radę. Zwłaszcza że tym razem mamy znacznie mniej widowiskowych pojedynków.

Świat Jowisza ma nadal wielki potencjał. I mam nadzieję, że Millar jeszcze do niego wróci. Z tego prostego powodu, że tak elegancko napisanych - i również narysowanych - albumów nie ma szczególnie dużo. Połączenie trykociarskiej tradycji z tematyką obyczajową w takim ujęciu do mnie przemawia. I zachęcam was do sprawdzenia tego albumu, to będzie dobrze spożytkowany czas.

 

Tytuł: Jupiter's Circle. Orbita Jowisza

  • Scenariusz: Mark Millar
  • Rysunki:
  • Wilfredo Torres - rysunki (rozdziały 1, 2, 3, 6, 7, 12, rozdział 8 – strony 10, 12-14, 18-23)
  • Davide Gianfelice - rysunki i tusz (rozdział 3 – strony 8, 13-14, 21, rozdziały 4, 5, rozdział 8 – strony 1-4, 15-17)
  • Rick Burchett - rysunki (rozdział 8 – strony 5-9, 11)
  • Chris Sprouse - rysunki (rozdział 9 – strony 1-5) wstępne szkice (rozdział 9 – strony 6-20, rozdział 10, rozdział 11 – strony 1-15)
  • Ty Templeton - rysunki (rozdział 11 – strony 16-24)
  • Walden Wong - rysunki tuszem (rozdział 9 – strony 6-20, rozdział 10, rozdział 11 – strony 1-15)
  • Francesco Mortarino - tusz (rozdział 3 – strony 8, 13-14, 21, rozdziały 4, 5)
  • Karl Story – tusz (rozdział 9 – strony 1-5)
  • Frank Quitely - ilustracje okładek do rozdziałów 1-6 (kolor ilustracji do rozdziału 5 – Nathan Fairbairn)
  • Bill Sienkiewicz - ilustracje okładek do rozdziałów 7-12
  • Kolory: Ive Svorcina, Miroslav Mrva (rozdział 12)
  • Tłumaczenie: Marek Starosta
  • Wydawnictwo: Mucha Comics
  • Liczba stron: 296
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • ISBN 978-83-65938-84-8
  • Wydanie pierwsze
  • Premiera: 18 grudnia 2019 r. 
  • Cena: 110 zł

  Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus