„Dylan Dog": "Morgana. Opowieść o nikim” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 05-02-2011 13:34 ()


W cykl z udziałem Detektywa Mroku z definicji wpisana jest nagminna eksploatacja nieprzebranego dorobku kultury popularnej. Kolejne tomy obfitują w liczne nawiązania, parafrazy i cytaty. Tym razem Ticiano Sclavi, pomysłodawca i scenarzysta serii, cytuje… sam siebie. Czy z powodzeniem?

Wszystko na to wskazuje. Po pierwsze sięgnął on ku przysłowiowym korzeniom nawiązując do wątków obecnych w premierowym epizodzie przygód Dylan Doga (który zresztą przed niemal dekadą trafił również do rąk polskich czytelników). W „Świcie żywych trupów” (bo o nim właśnie mowa) wspomniany zmuszony był stawić czoła doktorowi Xarabasowi, w dużym uproszczeniu odpowiednikowi lovecraftiańskiego „Reanimatora”. W finale odcinka wszystko wskazywało na to, że specyficzny detektyw raz, a dobrze pozbył się problemów związanych z diabolicznym naukowcem i powołanymi przezeń do istnienia zombie. Oczywiście, jak to zazwyczaj w komiksach bywa (i to nie tylko amerykańskich), nic bardziej mylnego. Stąd też Dylan ponownie zmuszony jest przeciwstawić się jego machinacjom. Analogicznie jak w przypadku zaprezentowanych wiosną 2010 roku „Zamku Grozy/Damy w czerni” również i tu mamy do czynienia ze swoistym wydaniem zbiorczym, składającym się z dwóch tematycznie powiązanych fabuł. A spoiwem jest usiłujący „umilić” żywot tytułowego bohatera Xarabas.

Zwiastunów nadchodzących problemów nie brak. Oto bowiem w londyńskim biurze Dylana zjawia się również znana z wcześniejszych przygód pani Trelkovski. Spanikowana jasnowidząca ostrzega go przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Jak zawsze znakomity Groucho tradycyjnie „sypie” aż nazbyt wyszukanymi humoreskami, a sam tytułowy bohater zdaje się pogrążony w zakochańczej melancholii. Sęk w tym, że nie potrafi on wskazać białogłowy stanowiącej źródło jego sercowych rozterek. Okazuje się jednak, że mają one swe uzasadnienie w osobie pewnej młodej kobiety imieniem Morgana, którą owładnęło identyczne uczucie. Jakby tego było mało nękają ją ciągłe koszmary, zdające się nie tyle przenikać do naszej rzeczywistości, co raczej stanowić jej integralną część. Jak łatwo się domyślić drogi tych dwojga zejdą się ze sobą.

O ile konstrukcja tej opowieści zadziwia umiejętnym przenikaniem jej poszczególnych planów, o tyle koncept drugiej z zawartych tu fabuł imponuje wręcz nowatorskością. Tym bardziej, że autor bazuje na motywach „do bólu” wręcz ogranych. Oś fabularna opiera się na… No właśnie; warto przekonać się osobiście. Wypada natomiast nadmienić, że „Opowieść o nikim” to rzecz inna od wszystkiego, z czym do tej pory mieliśmy w tej serii do czynienia. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że scenarzysta obficie się napocił w trakcie komponowania „Opowieści…”. Jedynym drażniącym mankamentem zdaje się motyw rodem z wenezuelskich „tasiemców” zupełnie tutaj zbędny. Z drugiej strony któż wie, co też szykuje nam w tym kontekście twórca cyklu, który już nie raz udowodnił, że potrafi niemało wykrzesać z pozornej sztampy. Zresztą zakończenie tomu zdaje się sugerować głębszą treść tegoż wątku.

Oczywiście jak niemal zawsze w przypadku twórczości Sclaviego również i tutaj nie brak fabularnych „klisz” rodem z trzeciorzędnych horrorów, bo i profil serii zobowiązuje. Scenarzysta żongluje nimi jednak z wyczuciem nie nadwyrężając aż nadto dobrego smaku co bardziej wyszukanych czytelników. Obecny tu klimat to zupełnie odmienny wymiar tego typu opowieści niż m.in. przeżywające apogeum swej popularności „Żywe Trupy” Roberta Kirkmana. A jednak również zwolennicy tego cyklu nie powinni czuć się rozczarowani lekturą „Morgany”. W przypadku obu obecnych tu fabuł w pełni ukontentowane powinny być także osoby niegardzące twórczością Philipa K. Dicka.

Podobnie jak w przypadku wzmiankowanego „Świtu żywych trupów” również i tu rozrysowania obu fabuł podjął się Angelo Stano. Jego wprawna stylistyka tylko pozornie nosi znamiona oszczędnej. W rzeczywistości komponowane przezeń kadry jak i ich układ w ramach planszy są gruntownie przemyślane. Szczególnie umiejętnie akcentowana jest scenografia obu opowieści. Gesty obecnych tu postaci czy charakterystyczne cechy ich wizerunku są bez zarzutu. Tak lubiany przez włoską publikę naturalizm horrorów również i tu znajduje swój przejaw, wobec którego z pewnością nie pozostałby obojętny osławiony Fredric Wertham.

W marcu 2011 roku na ekrany kin za Atlantykiem trafi długo oczekiwana adaptacja filmowa przypadków Dylan Doga z wiele mówiącym podtytułem „Dead of Night”. Prosperita na zombiaki ma się całkiem nieźle; stąd można mniemać, że niniejsza produkcja być może skorzysta z nadarzającej się ku temu koniunktury. Póki co brak danych na temat polskiej premiery tegoż tytułu. Niemniej można mniemać, że szum medialny towarzyszący dystrybucji filmu przyczyni się do promocji również komiksowego pierwowzoru.

Niestety w odróżnieniu od poprzedniego tomu w niniejszym nie znajdziemy zapowiedzi kolejnego. A to niestety nie napawa optymizmem w kontekście dalszych losów spolszczania tej serii; tym bardziej, że w skutek zachwiania płynności rynku władze Egmontu spowolniają tempo publikacji komiksów, czego zresztą ofiarą padł również niniejszy tytuł (pierwotnie zamierzano wprowadzić go do dystrybucji już w październiku 2010 roku). Czyżby zatem trzynasty tom przypadków Dylan Doga miał być u nas zarazem ostatnim?

 

Tytuł: „Dylan Dog”: „Morgana. Opowieść o nikim”

  • Scenariusz: Tiziano Sclavi
  • Rysunki: Angelo Stano
  • Okładka: Claudio Villa
  • Przekład z języka włoskiego: Jacek Drewnowski
  • Wydawca: Egmont Polska
  • Data publikacji: luty 2011 roku
  • Okładka: miękka ze „skrzydełkami”
  • Druk: offset
  • Format: 14,5 x 20,5
  • Liczba stron: 192
  • Cena: 39,90 zł

     

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...