"Baśnie": "Arabskie noce (i dnie)" - recenzja

Autor: Ania Stańczyk Redaktor: Motyl

Dodane: 19-08-2010 20:31 ()


Aromaty mirry, wonnych olejków, pustynnego wiatru, ożywczych oaz. Brzęk bransolet na kostkach i przegubach wirujących w tańcu niewolnic. Pyszniące się złotem stroje, zwiewne zasłony skrywające twarze kobiet. A wszystko to w samym sercu pełnego spalin miasta - wzoru zachodniego stylu życia: Nowego Jorku, a konkretniej - w Baśniogrodzie.

Adwersarz, którego prawdziwą tożsamość czytelnik mógł poznać w poprzednim tomie „Strony rodzinne”, rozpoczął podbój krain baśni arabskich. Pod przywództwem Sindbada do Woodlandu przybywa poselstwo bliskowschodnich baśniowców. Zderzenie dwóch jakże odmiennych kultur jest co najmniej interesujące.

Baśniogród zmaga się nie tylko z przełamywaniem barier w dialogu wschód-zachód. Nowa władza wciąż nie potrafi poradzić sobie ze swymi obowiązkami. Najtrudniej jest Księciu Uroczemu, który na własnej skórze przekonuje się, że bycie burmistrzem to nie tylko zaszczytny tytuł i prawo posiadania apartamentu z basenem, ale także kawał mozolnej pracy. Zmiana warty wśród postaci grających główne role w dramacie Woodlandu na pewno odświeżyła serię. Bohaterowie będący wcześniej jedynie tłem, zyskują pogłębioną charakterystykę, a od ich decyzji zależy coraz więcej. W niniejszym tomie niespodziewanie zyskuje postać króla Cole’a. Okazuje się, że ten sympatyczny staruszek przy kości potrafi w razie potrzeby przemienić się w lwa dyplomacji.  Interesująco wypada kontrast pomiędzy sposobem mówienia zachodnich baśniowców a przybyszami z krain Wschodu. Widoczny jest on zwłaszcza w dialogach, w których uczestniczy stary i nowy burmistrz.

Na końcu albumu znajduje się króciutka historia dwojga wystrugańców, która udowadnia, że nawet drewno może być bohaterem płomiennego romansu. Jej zakończenie pozostawia czytelnika w niepewności, oczekującego na kolejny krok Adwersarza.

 „Arabskie noce (i dnie)” nie są najlepszą odsłoną serii, jednak mają w sobie sporo „smaczków”, które sprawią, że fani „Baśni” nie będą zawiedzeni. Graficznie nie odstają od poziomu poprzednich tomów, brak także usterek w płynnie, kadr za kadrem, prowadzonej narracji. We  fragmentach poświęconych baśniowemu Bagdadowi udało się rysownikom oddać nastrój rodem z opowieści Szeherezady.

Po przeczytaniu albumu może jednak pozostać lekkie wrażenie niedosytu. Fabuła, choć sprawnie napisana, składa się w większości z pobocznych wątków serii. Siódmy tom „Baśni” jest swoistą przerwą w głównym nurcie opowieści, okazją do zaprezentowania całej plejady postaci drugo- i trzecioplanowych, od których momentami robi się tłoczno. Miejmy nadzieję, że w następnym epizodzie akcja znów wróci na właściwe tory. Mimo iż „Arabskie noce (i dnie)” odbiegają nieco od poprzednich części, to polecam je z czystym sumieniem.

Tytuł: Baśnie tom 7 - "Arabskie noce (i dnie)" 

  • Scenariusz: Bill Willingham
  • Rysunki: Mark Buckingham, Jim Fern
  • Przekład: Krzysztof Uliszewski
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 19.07.2010r.
  • Oprawa: miękka
  • Stron: 144
  • Format: 170x260 mm
  • Cena: 49,90 zł

Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...