Luiza Dobrzyńska „Księżyc to za mało” - recenzja

Autor: Damian Podoba Redaktor: Motyl

Dodane: 25-04-2024 20:47 ()


Po dłuższym czasie mam okazję wrócić do realiów, które na swój sposób uwiodły mnie przy pierwszym podejściu. „Księżyc, moje przeznaczenie” Luizy Dobrzyńskiej było lekturą intrygującą, choć niepozbawioną wad. Kontynuacja nosi tytuł „Księżyc to za mało” i jest udaną kontynuacją, chociaż jej ciężar gatunkowy się przesunął.

Tym razem akcja książki skupia się na mocno kryminalnych wątkach. Nie powinno to dziwić, bo w końcu Leeta jest policjantką i jak się okazuje wciąż jest dla wielu osób niewygodna. Główny wątek nosi znamię lekkiego politycznego thrillera, ale, prawdę mówiąc, utoną mi w morzu pełnym pobocznych motywów kryminalnych. Te były naprawdę świetne, chociaż zbyt szybkie. Chciałoby się, żeby sprawy zaginiony dzieci były ciut dłuższe i bardziej złożone. Chociaż z drugiej strony straciłyby wtedy swoją mocną stronę, czyli tempo akcji. Wszystkie wątki fabularne są zgrabnie splecione cyberpunkową aurą w nieprzyjemnych, dystopijnych realiach SF. Dominuje tu akcent socjologiczny, bohaterowie często muszą stawać przed wyborem niby oczywistym, ale wcale niepozbawionym wad. Zostali oni ciekawie rozwinięci, zyskali głębię. Zaskoczyło mnie tylko dość mocne zmarginalizowanie Monty’ego, który w pierwszej części zdawał się być ważną figurą. Dla jasności ta postać też została rozwinięta i kilkukrotnie widać to bardzo dobrze.

Najbardziej ujął mnie właśnie świat wykreowany przez Luizę Dobrzyńską. Jako że od czasu lektury poprzedniego tomu udało mi się nadgonić różne klasyki literatury socjologicznej i SF to widzę dziś więcej nawiązań do innych autorów, co pozwala mi lepiej ocenić bogactwo tego uniwersum. Kilka wątków zgrabnie się zazębia.

Akcja jest prowadzona w dwóch formach narracji – pierwszo- i trzecioosobowej. W jednej narratorem i obserwatorem jest Leeta, w drugiej czytamy z pozycji tzw. narratora wszechwiedzącego, jednak z zachowaniem dość logicznej budowy fabuły, bez nadmiernych uproszczeń i skrótów. Łatwiej przyswajało mi się ten fragmenty trzecioosobowe. Chociaż mam teorię, że mogła tu mieć znaczenie bardzo prosta rzecz – czcionka. To było podstawowe, wizualne rozróżnienie jednych części książki od drugich i mogło właśnie odegrać większą rolę, niż mi się pierwotnie wydawało.

Książka została wydana całkiem nieźle, chociaż widać, że trochę budżetowo. Przykładowo ostatnia kartka z tekstem to ostatnia kartka przed okładką. Nie ma żadnej reklamy, podziękowań, spisu treści. Tom jest solidnie sklejony, ale mimo że liczy 232 strony to po jednym czytaniu widać już lekkie wygięcie w półksiężyc. Lepiej prezentuje się okładka. Jest bardziej symboliczna, pozostawia jakieś pole do interpretacji. Oczywiście w zestawieniu z treścią sprawa się rozjaśnia, ale kompozycja i ilustracja są dużo lepsze niż w tomie pierwszym.

Podsumowując, „Księżyc to za mało” jest ciekawą opowieścią, którą trudno jednoznacznie zamknąć w jednej kategorii literackiej. Jest to dobrze napisana, przyjemna w odbiorze historia. Książkę tę można przeczytać bardzo szybko, a i tak zapadnie w pamięć. Przyśpieszenie akcji i twist z finału to tak wredne zagrania, że mam nadzieję, iż autorka ma już napisaną kontynuację. Jak tylko traficie na ten tytuł, to warto dać mi szansę.

 

Tytuł: Księżyc to za mało

  • Autor: Luiza Dobrzyńska
  • Wydawnictwo: Bibliotekarium
  • Seria wydawnicza: Rubieże Rzeczywistości
  • Rok wydania: 2021
  • Oprawa: miękka
  • Liczba stron: 232
  • Format: 12.5 x 19.5 cm
  • Numer ISBN: 9788396959959
  • Cena: 39 zł

Dziękujemy Autorce za udostępnienie książki do recenzji.


comments powered by Disqus