„Star Wars Doktor Aphra” tom 1: „Szczęście i los” - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 14-03-2022 23:52 ()


Już w momencie swego debiutu, a było to w pierwszej serii „Darth Vader”, całych osiem lat temu, doktor Chelli Lona Aphra wkradła się w serca wielu fanów Star Wars do tego stopnia, że dostała własną serię komiksową. I choć pierwsza historia z jej udziałem nie napawała optymizmem – była to dość średnia przeróbka „Indiany Jonesa i ostatniej krucjaty” – to cykl rozwinął się całkiem nieźle, choć w Polsce nie wydano go (jeszcze?) niestety do końca. Teraz przychodzi nam powrócić do tej postaci w nowej serii dziejącej się w czasach po „Imperium kontratakuje” i, co ciekawe, w podobny sposób co w pierwszej „Aphrze”, choć w zupełnie innym, znacznie lepszym stylu.

W „Szczęściu i losie” wracamy do źródeł, do awanturniczej „indianajonesowej” archeologii – o ile jednak wcześniej był to ciąg zbyt bezpośrednich nawiązań i kalek, z Aphrą w roli „złego” Indy’ego, tutaj mamy do czynienia z historią oryginalną. Główna bohaterka ma już na tyle ugruntowaną pozycję, że nie potrzebuje podpierać się ani Darthem Vaderem (jak w momencie, gdy zadebiutowała), ani duetem zabójczych droidów-zabójców (jak w pierwszej serii). Jest sama, robi to, za co stała się znana – i efekt jest niesamowity!

W „Szczęściu i losie” jest wszystko to, co lubię w tego typu historiach – budujący tajemnicę wstęp, rzekomo mistyczny artefakt, który należy zdobyć i zwroty akcji czające się za każdym rogiem (że nie wspomnę o zdradzieckich knowaniach różnych bohaterów). Problemem są jedynie przerysowani antagoniści serii, zarówno dosłownie (ich wygląd jest zbyt komiczny, by móc ich brać na poważnie), jak i w przenośni – ale biorąc pod uwagę, że ta seria nie zatraca komediowego aspektu poprzedniej (bo nie oszukujmy się, „Doktor Aphra” to przede wszystkim komedia), może takie było właśnie założenie. Tak czy siak, zabawa obserwowania Aphry i jej archeologicznego zespołu jest przeogromna.

Rysunki Mariki Cresty niestety nie stoją na tej samej półce co fabuła, dialogi czy postacie. Najłagodniej byłoby rzec, że są nierówne lub niedopracowane, gdybym był zaś złośliwy, powiedziałbym, że są po prostu wykonane na „odwal się”. Pierwszy plan zwykle jest całkiem niezły, acz zdarza się, że postaci na przestrzeni kilku kadrów mają kompletnie różne rysy twarzy (dotyka to w szczególności Ronena Tagge). Drugi plan to zwykle totalna katastrofa. Twarze są wykoślawione, sylwetki nie trzymają się proporcji, perspektywa bywa silnie zaburzona. Szkoda, tym bardziej że problem niższych jakościowo rysunków dotknął nie tylko tę serię, ale większość aktualnie ukazujących się komiksów. Gdzieś te wszystkie gwiazdy komiksu, które zatrudniono do poprzednich cyki, poznikały.

„Szczęście i los” być może nie jest obiektywnie świetne, ale – abstrahując od rysunków – znajduje się w mojej czołówce najlepszych komiksów nowego kanonu. Na pewno wynika to z faktu, że dostałem dokładnie to, czego oczekiwałem od przygód Aphry od samiutkiego początku. Bo i czego tu nie kochać? Intrygujące nowe postacie, pełna zwariowanych twistów i humoru fabuła skupiona na „indianajonesowej” archeologii – dla mnie to połączenie wręcz idealne. Jedyne, czego brakuje do perfekcji, to rysunki. I udanej kontynuacji, która szłaby tym samym tropem... ale o tym już opowiem, jak rzeczona kontynuacja pojawi się w Polsce. Na razie cieszę się „Szczęściem i losem”, co polecam także i Wam.

 

Tytuł: Star Wars Doktor Aphra tom 1: Szczęście i los

  • Scenariusz: Alyssa Wong
  • Rysunki: Marika Cresta
  • Przekład: Jacek Drewnowski
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 09.02.2022 r. 
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Objętość: 120 stron
  • Format: 167x255
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • ISBN: 978-83-281-4957-1
  • Cena: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus