Krótka impresja z seminarium ŚKF 2007 „Literatura i film grozy”

Autor: Krzysztof Grzywnowicz Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 08-07-2007 11:01 ()


 

             W dniach od 8 (piątek) do 10 (niedziela) czerwca bieżącego roku odbyło się kolejne seminarium literacko-filmowe organizowane corocznie, po święcie Bożego Ciała, przez Śląski Klub Fantastyki. W tym roku tematem głównym (ŚKF dopuszcza dywagacje oboczne w trakcie seminarium) był film i literatura grozy. Nie dość, że wszyscy trzymali się motywu przewodniego seminarium, to jeszcze impreza była bardziej filmowa niż literacka. Może to signum temporis, że nawet boimy się wizualnie, medialnie...

            Dzień pierwszy, jak zawsze, to głównie rozruch i wieczorny bankiet z wręczaniem ŚLĄKF 2006. Po zakwaterowaniu w hotelu „Skaut" (bez większych zmian od lat) i rozpoznaniu składników seminarium (stara, dobrze znana gwardia plus parę młodych twarzy; brak paru postaci charakterystycznych np. Rafała Ziemkiewicza; „next generation" w postaci Szamana 02; no i tak w ogóle...) wysłuchaliśmy dwóch referatów. Najpierw Jakub Ćwiek rozwodził się nad „Motywami biblijnymi w twórczości Stephena Kinga". Nie dał niestety odpowiedzi na pytanie czy to manifest wiary autora, czy chwyt rynkowo-medialny, czy stary numer z wykorzystywaniem klasycznych motywów? Na dodatek w czasie dyskusji trochę plątał się w zeznaniach i wmieszał w ten bigos ekranizacje, gdzie dochodzi nakładka reżyserska. Potem Marzena Kutwa opowiadała nam o „Genezie strachu, czyli komu i po co są horrory". Szybko okazało się, że referuje nam bardzo popularnonaukowy artykuł o strachu z jednego z majowych „Przekrojów". Po enigmatycznej, siłą rzeczy, dyskusji nastąpiła przerwa przed bankietem. Na bankiecie (ponownie śkf-owski standard, w pozytywnym tego słowa znaczeniu) wręczono tradycyjnie ŚLĄKF-y 2006. Otrzymali je - Maja Lidia Kossakowska jako twórca roku 2006, Jarosław „Elek" Florczak z Bielawy jako fan roku 2006 (za Tolk-Folk) i Andrzej Miszkurka z MAG-a jako wydawca roku 2006. Bogdan Gwozdecki i Krzysztof Papierkowski (za Nordcony) zostali uhonorowani specjalną Złotą ŚLĄKF-ą 2006 (trzecia w historii ŚLĄKF) (w rozmowie telefonicznej, informującej o evencie, myśleli, że robimy sobie z nich jaja).

            Dzień drugi to seria referatów w Dzielnicowym Domu Kultury. Najpierw wasz narrator nawijał o „Biologicznych i fizjologicznych podstawach odbioru horroru" (w ramach swojego hobby „science w science-fiction"). Wyprostował parę obiegowych, błędnych opinii o horrorze, a parę próbował wprowadzić. Poparty został przez psychologów i antropologów, i jak zawsze niezrozumiany przez humanistów. Następnie Dariusz Adamus przekonywał nas do zakochania się w kiczu przy użyciu referatu „Rocky Horror Picture Show - oryginalnie mało oryginalny". Ciekawe i trafne dywagacje o wyższości kiczu nad filmem głównego nurtu zostały podane niestety nieco chaotycznie. Kolejna była Agnieszka Nieracka z najlepszym chyba referatem dnia „'Carrie' - hipnotyczna kamera Briana De Palmy". Wykład był profesjonalny (włącznie z użyciem naukowego i naukawego bełkotu), ale po wgryzieniu się dawał satysfakcję. Kto lubi De Palmę, ten dowiedział się za co! Rafał Nawrocki opowiadał o zagadnieniach psychologicznych w referacie „Poza dominację mężczyzn: baśń dla nienarodzonego - ‘Labirynt Fauna'". Robił to niestety dość chaotycznie i bez przerwy wywoływał dyskusję z salą i na sali. Najciekawszy był spór o postać patyczaka (jak chcieli przyrodnicy) - modliszki (jak chcieli humaniści) - bajkowego elfa (jak chyba chciał reżyser). Kolejny referat Marcina Szklarskiego „Zakochany demon. Demonizm w powieści Srdana Kristrcia" był chyba najsłabszy tego dnia. Nie dość, że polegał na opowiadaniu nikomu nieznanej powieści nieznanego Chorwata (chyba), to jeszcze okazało się, że jest to coś kiczowatego, amoralnego i patologicznie poprawnego politycznie. W podobny sposób (czytając lub opowiadają fragmenty książki) referował Mikołaj J. Wachowicz swoją „Grozę w dziełach starożytnych i Średniowiecznych". Tyle tylko, że jego informacje były po prostu ciekawe. Standardowy i czytany był referacik Anny Adamczyk-Śliwińskiej „Magia słowa - przekleństwo u Tolkiena", który zakończył obrady. Osobiście nie dowiedziałem się niczego nowego, a sądząc po reakcjach sali, inni też. Tyle tylko, że było to zgrabnie usystematyzowane. Dzień drugi zakończył się „znormalizowaną" imprezą plenerową - ognisko, pieczenie kiełbasy, piwo, konkurs łuczniczy, konkurs strzelecki (choć nie jestem do końca pewien czy ten akurat się odbył), występ zespołu tańców dawnych „Lorien" i długie, nocne fanów rozmowy.

            Trzeci i ostatni dzień był, jak zawsze, dniem zamykającym. Rozpoczął Paweł Potakowski próbą analizy „Fenomenu sukcesu ‘World of Darkness'". Analiza była rzeczowa i zrobiona sprawnie, choć konkluzje końcowe nie były zbyt odkrywcze (bo wielowarstwowy, bo łączący dotychczasowe systemy, bo dobra grafika, itp., itd.). Drugi referat, gdyby pozwolono go rozwinąć i dokończyć, na co niestety nie starczyło czasu, zostałby chyba hitem tegorocznego seminarium. Analiza „Jungowskiego archetypu Cienia" była i fachowa, i wciągająca, i atrakcyjnie przedstawiona. I kiedy rozpętał się o mało co Armagedon pomiędzy zwolennikami Homo christianicus a zwolennikami Homo sapiens, między humanistami a przyrodnikami..., czas minął. Atmosferę wyciszył biolog Paweł Ziemkiewicz przedstawiając „Jednomedialny przewodnik po potworach - próbę klasyfikacji biologicznej". Były drapieżne pomidory, drapieżne gady (z Godzillą na czele), drapieżne ssaki i różne takie inne, zarówno z horrorów, jak i z thrillerów. Wszystko było ilustrowane co smaczniejszymi fragmentami filmów. Zabrakło tylko poprawnej klasyfikacji drapieżnych grzybów (nie są to z pewnością rośliny). Furorę zrobiły drapieżne króliki, ale po paru dniach zobaczyłem zwiastun nowozelandzkiego filmu „Czarna owca" i to je przebiło (zobaczcie koniecznie!). Seminarium zakończył panel dyskusyjny „Filmowe adaptacje arcydzieł literatury grozy" z udziałem Pauliny Braiter, Michała Studniarka, Witolda Siekierzyńskiego i Marka Gumkowskiego. Wszyscy dyskutowali zawzięcie, przy stopniowo wyjeżdżającym towarzystwie, a i tak w zasadzie każdy pozostał przy swoim zdaniu, najogólniej sprowadzającym się do konkluzji - „panie, kiedyś to robiono horrory...".

            Motyw przyszłorocznego seminarium ŚKF 2008 nie został sprecyzowany, ale wiadomo, że odbędzie się, i że będzie, jak zawsze, interesujące. A piszący te słowa prawie na pewno znowu na nie pojedzie. Do zobaczenia za rok!


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...