„24 godziny po śmierci" - recenzja

Autor: Ewelina Sikorska Redaktor: Motyl

Dodane: 11-05-2018 20:43 ()


Dobre kino sensacyjne... Większość pomyśli: w czym problem? Kilka scen pościgowych, wątki sensacyjne (najlepiej jakiś przekręt na dużą skalę) i jeden sprawiedliwy. To tak nie działa, niestety. Już model takiego kina sensacyjnego wyśmiewał „Bodyguard Zawodowiec”, ale widać, że twórcy tej gałęzi filmografii nadal myślą stereotypami. Problem ten nie ominął niestety „24 godzin po śmierci”, filmu, który pod kątem zaczepienia fabuły zapowiadał się intrygująco, a wyszło... ech... Jednak od początku.

24 godziny. Doba na załatwienie swoich spraw i wyrównanie rachunków. Tyle czasu ma płatny zabójca Travis Conrad (Ethan Hawke), gdy otrzymuje „drugie życie”. I to dosłownie. Dzięki eksperymentalnej operacji, która uratowała go po śmiertelnym postrzeleniu w trakcie wykonywania ostatniego zlecenia – nieudanej likwidacji agentki Interpolu. Jednak tylko na 24 godziny – później Travis umrze. Te 24 godziny okażą się decydujące nie tylko dla niego samego, gdy dość szybko zorientuje się, że wszystko, co uznawał za prawdę, jest kłamstwem, a organizacja, dla której pracuje, ma nie jedno za uszami. Również dla osób, które będą miały z nim do czynienia – nie wszyscy wyjdą z tego cało...

Największym plusem filmu jest zdecydowanie zakończenie, które zwiastuje być może powstanie sequela (więcej nie zdradzę, za duży spoiler). Raczej nie spodziewałam się takiego obrotu spraw i byłam pozytywnie zaskoczona. I to jedyna pozytywna rzecz, jaka można powiedzieć o scenariuszu. Nie zawodzi soundtrack Tylera Batesa (ten sam kompozytor, który odpowiedzialny jest za muzykę do m.in. „300”, „Strażników Galaktyki” czy „Atomic Blonde”). Ma wszystko to, co powinno charakteryzować taką historię: szybkie tempo uzupełniające obraz, który właśnie mamy przed oczami. Przy czym jest to głównie materiał ilustracyjny, niewybijający się na pierwszy plan. Jednak mi to raczej nie przeszkadza. Zdecydowanie jest przyjemny dla ucha i spełnia swoją funkcję w filmie.

Fabuła oprócz ciekawego zawiązania wątku głównego bohatera i zaskakującego zakończenia jest do bólu przewidywalna. Rozumiem, że kino akcji rządzi się swoimi prawami i ma klisze i schematy, ale twórcy nic nie wnieśli nowego. Nawet się specjalnie nie wysilili. „24 godziny po śmierci” to obraz do bólu poprawny i nic więcej. Ma to, co ma mieć kino akcji i tyle. I nawet tacy aktorzy jak Liam Cunningham (znany bliżej fanom „Gry o Tron” jako Davos Seaworth) czy odgrywający główną rolę Ethan Hawke (znakomity w „Boyhood”) nie wnoszą nic świeżego. Odgrywają swoje postaci, na ile pozwala linia dialogowa scenariusza. Bohaterowie tej historii mają nam się jawić jako osoby z krwi i kości z wewnętrznymi dylematami, ale jakoś to nie wychodzi. Po drodze pojawia się też kilka głupotek fabularnych, które dodatkowo wpływają na całość tej produkcji.

Co do scen pościgowych czy strzelanin: jest poprawnie. Tak jak zazwyczaj ma to miejsce w filmach z tego gatunku. Twórcy raczej nie kombinują zbytnio i trzymają się ustalonych standardów. W przypadku wydania DVD: możemy wybierać między napisami a lektorem. Nie ma tu materiałów dodatkowych (zwiastuny innych filmów raczej do nich nie należą).

„24 godziny po śmierci” to trochę zaprzepaszczony potencjał na całkiem ciekawy film sensacyjno-szpiegowski. Szkoda. Po producentach takich hitów jak „John Wick” czy „Sicario” spodziewałam się czegoś ciut lepszego, a jest po prostu poprawnie. Ujdzie w tłumie, ale bez żadnych rewelacji.

Ocena: 4/10

Tytuł: „24 godziny po śmierci"

Reżyseria: Brian Smrz

Scenariusz: Zach Dean, Jim McClain, Ron Mita

Obsada:

  • Ethan Hawke
  • Qing Xu     
  • Rutger Hauer     
  • Nathalie Boltt     
  • Liam Cunningham     
  • Tanya van Graan     
  • Paul Anderson    

Muzyka: Tyler Bates

Zdjęcia: Ben Nott    

Montaż: Elliot Greenberg

Scenografia: Fred Du Preez

Kostiumy: Kate Carin 

Czas trwania: 93 minuty

Dziękujemy dystrybutorowi Kino Świat za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus