The Witch's Song - recenzja oficjalnej przygody do WFRP 3 ed.

Autor: Michał Żelazo Redaktor: S_p_i_d_e_r

Dodane: 25-09-2011 23:14 ()


{obrazek http://img263.imageshack.us/img263/2346/bookthewitchessongwfrp.png} Zapraszamy do lektury recenzji oficjalnej przygody do trzeciej edycji Warhammera - The Witch's Song. Czy scenariusz mógł się spodobać osobie, która nie przepada za 3 edycją WFRP?

 

Trudno jest ukryć to, że na pierwszy rzut oka trzecia edycja Warhammera FRP odrzuca niemal każdego miłośnika Ponurego Świata Niebezpiecznych Przygód. Wszystko to, co znaliśmy z „pierdycji” i „drudycji” w „tredycji” jest postawione na głowie albo napisane od nowa. Gra nie używa tradycyjnych kości, a oznaczonych symbolami ze świata WFRP (co jest pomysłem bardzo ciekawym, choć nie od razu mi się podobało), ogranicza swobodę graczy zarówno jeśli chodzi o posiadany sprzęt, jak i o możliwości interakcji wewnątrz drużyny (spróbujcie zgodnie z mechaniką zagrać ekipą składającą się z osób sobie wrogich, ale chwilowo zjednoczonych wspólnym celem...). Ukłony w stronę graczy znających wcześniejsze edycje, takie jak na przykład wprowadzenie kultowego Small But Vicious Dog (Mały, Ale Zajadły Pies - element ekwipunku szczurołapa) wywołują uśmiech na twarzy, ale nie są w stanie zmienić ogólnego wrażenia obcowania raczej z planszówką, niż z „prawdziwym” RPG...

{obrazek http://img163.imageshack.us/img163/5926/wfrpwitchssonginn.png} Kiedy po pojawieniu się zestawu startowego Fantasy Flight Games zaczęło wydawać kolejne dodatki, nie sposób było nie zauważyć, że pociąg do zarabiania pieniędzy wśród twórców przeważył nad chęcią zaoferowania graczom WFRP 3 świeżych, odkrywczych i klimatycznych materiałów. Ukazujące się przygody także nie stały na wysokim poziomie, nie próbując nawet dorównać Liczmistrzowi (jak dla mnie najlepszy scenariusz do Warhammera), czy też kampanii Wewnętrzny Wróg, choć podobnie kiepskie były przecież scenariusze do „drudycji”. Do czasu. Kiedy w sieci pojawiły się pierwsze zapowiedzi scenariusza „The Witch's Song”, w oczy szczególnie rzucała się wspaniała grafika, która nie tylko prezentowała typowy dla WFRP 3, wysoki poziom techniczny, ale także pod względem klimatu mogła spokojnie zostać określona mianem kwintesencji Warhammera. Serce na jej widok zabiło mi żywiej, dlatego po zapoznaniu się ze skrótem scenariusza, zapłaciwszy 100 złotych polskich w pewnym sklepie internetowym, wszedłem w posiadanie „Wiedźmiej Pieśni”. Po rozpakowaniu przesyłki i pobieżnym tylko zapoznaniu się z jej zawartością, mogłem ponad wszelką wątpliwość stwierdzić dwie rzeczy: po pierwsze to, co znalazłem w środku, to najwyższa klasa jeśli chodzi o jakość i staranność wykonania, a po drugie, szkoda że dolar nie kosztuje już 1.99 zł, jak przed kryzysem, bo konieczność zapłacenia „stówki” za tak niewiele, dla sporej grupy osób z pewnością będzie przesadą...

Wewnątrz cienkiego, kartonowego pudełka znalazłem:

  • książkę zawierającą „mięso”, czyli scenariusz,

  • 2 zestawy kart z ekwipunkiem, akcjami, mutacjami, itp.,

  • nowe karty drużyny, profesje, a także (za małą, choć piękną) mapkę miejsca akcji, wsi Fauligmere,

  • tekturowe obrazki z dramatis personae, counterki itp.

{obrazek http://img9.imageshack.us/img9/2610/wfrpwitchssongmap.png} Jako że zamierzałem poprowadzić „Wiedźmią Pieśń” na zasadach pierwszej, lub drugiej edycji, nic poza scenariuszem nie wzbudziło we mnie większego zainteresowania, dlatego też nie będę opisywał „The Witch's Song” pod kątem funkcjonalności w mechanice „tredycji”. Sama książka, a raczej książeczka, bo mimo dużego formatu (odstającego o milimetry od A4) liczy sobie ona zaledwie 52 strony, to świetne połączenie treści pisanej i wzbogacających ją grafik. Obrazków nie jest w niej ani za dużo, ani za mało, w oczy szczególnie rzuca się przepiękna grafika ze strony 10, od której „czuć” klimatem przygody nie gorzej niż z rysunku na okładce. Po zobaczeniu podmokłej okolicy, dziurawych dachów oraz palisady podpartej deskami, by się nie wywróciła, apetyt na resztę wzrasta. Poziom ilustracji jest wysoki i bardzo równy. I chociaż do wyglądu niektórych BNów (np. baronowa matka) można mieć zastrzeżenia, nie jest to wielki zarzut, bo przecież o gustach się nie dyskutuje i dla innych takie właśnie obrazki mogą być idealnymi „handoutami”.

Już pierwsze strony książki bardzo szybko i bez zbędnych dodatków wprowadzają MG w sam środek wydarzeń, które swoje preludium miały 20 lat wcześniej i których owoce zbierać będą główni bohaterowie niezależni. A tych mamy do dyspozycji całą galerię. Są to ludzie (i nie tylko) z krwi i kości, z własną psychiką, motywacjami oraz mrocznymi tajemnicami, reprezentujący profesje najbardziej typowe dla świata Warhammera. Scenariusz, choć nie jest przesadnie zawiły, skonstruowany został tak, by nawet początkujący MG mógł, manipulując wydarzeniami, obalać teorie graczy na temat tego, co dzieje się w Fauligmere, w chwilę po tym, gdy zaczną oni wierzyć, że odkryli tajemnicę. Jeśli chodzi o to, co mogą robić gracze, „The Witch's Song” oferuje bardzo wiele możliwości i choć momentami przypomina scenariusz liniowy, w rzeczywistości daje bohaterom wolną rękę w niemal wszystkim. Jest tu miejsce na zdobywanie informacji, składanie fragmentów mrocznej historii w jedną całość, napięcie podczas eksploracji bagien, porządny wygrzew, a także konflikty wewnątrz drużyny, zwłaszcza na linii „sigmaryccy ortodoksi” - „normalsi”. „Wiedźmia Pieśń” może zostać rozegrana zarówno jako epicka opowieść o bohaterach ratujących wieś i jej mieszkańców przed (niejednym) nieznanym zagrożeniem, jak i historia bandy cynicznych najemników, których główną, a może nawet i jedyną motywacją jest mamona. Naturalnie równie dobrze wypadnie historia, jeżeli BG będą po prostu przypadkowymi osobami, które znalazły się w niewłaściwym miejscu i o niewłaściwym czasie.

{obrazek http://img194.imageshack.us/img194/6452/wfrpwitchsongwitchart.png} Właśnie to stanowi o sile scenariusza, który spokojnie może być polecany wszystkim, którzy tęsknią za „dobrymi starymi czasami”, kiedy to przy nazwie Warhammer FRP nie podawano numerka edycji, a wydawcy raczyli fanów stworzonego uniwersum tak niezapomnianymi tytułami jak wspomniane już wcześniej. „The Witch's Song” to przygoda po prostu ze wszech miar dobra, a biorąc pod uwagę poziom wcześniejszych publikacji do „tredycji” - wybitna, która może takich jak ja, warhammerowych malkontentów, przekonać do najnowszej wersji Ponurego Świata Niebezpiecznych Przygód, a już na pewno wytrąca im z ręki argument, że w odniesieniu do wydawanych dodatków „lepsze jutro było wczoraj”.

 

korekta: Spider


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...