„Jeszcze dalej niż Północ” – recenzja

Autor: Katarzyna Zawadzka Redaktor: Motyl

Dodane: 14-06-2017 22:35 ()


Już gorzej być nie może...

Myślę, że większość z Was chociaż raz w swoim życiu słyszała, że Polacy to pijacy, którzy mówią jakoś dziwnie i nie potrafią się zachować. Okazuje się, że nie tylko my musimy zmagać się z takimi mitami. To samo przeżywają mieszkańcy północnej Francji, o których reszta Francji myśli jak o marginesie społecznym. „Jeszcze dalej niż Północ” stara się udowodnić, że to tylko pozory.

Philipe’owi Abramsowi (Kad Merad) marzy się przeniesienie na Lazurowe Wybrzeże. Właściwie nie marzy się to tak bardzo jemu, jak jego żonie – Julie Abrams (Zoé Félix), a on, jako dobry mąż, zrobi wszystko, by uszczęśliwić swoją miłość. Ta przeprowadzka mogłaby zmienić wszystko, a przede wszystkim jego rodzinne relacje. Jako kierownik poczty w Prowansji ma możliwość przeniesienia do placówki nad morzem. Jednak tę posadę zabiera mu sprzed nosa niepełnosprawny. Philipe postanawia udać, że on również jest chory, tak aby zwiększyć swoje szanse. Kiedy jednak wszystko wychodzi na jaw, Philipe zostaje przeniesiony. Niestety nie nad gorące Lazurowe Wybrzeże, a na północ...

Philipe szuka jakichś informacji o tym regionie od osób, które tam były. Słyszy coraz gorsze wiadomości, a ciągle przypomina sobie, że będzie musiał spędzić tam DWA lata! Dowiaduje się on, że mieszkańcy Bergues (miasta, do którego zostaje oddelegowany) są raczej ciemni, mówią dziwnym, niezrozumiałym językiem - „cheutimi”, a dzień zaczynają od alkoholu, na domiar złego, jedzą dziwny, śmierdzący ser. Mężczyzna jest przerażony i postanawia jechać sam, zostawiając żonę i dzieci w Prowansji. Na miejscu przygotowany jest on na najgorsze. Zabrał ze sobą jedynie ciepłe rzeczy, bo słyszał, że słońce tam wschodzi około południa. Okazuje się jednak, że wszystko jego podwładni są bardzo mili i gościnni, miasto wcale nie jest ciemne, ani szczególnie zimne, a ich języka wystarczy się nauczyć.

Film ten uderza w mentalność Francuzów, którzy północny kraniec kraju uważają za koniec świata. Nie jest to jednak żaden dramat, który opiera się na psychologii przeciętnego Francuza, a świetna komedia, przy której nie tylko Francuzi mogą się bawić. Film nie jest przeładowany morałami, choć w całym filmie jest ich trochę. Muszę przyznać, że scenarzyści (Alexandre Charlot, Franck Magnier, Dany Boon) wykonali kawał dobrej roboty, wplatając te wskazówki do fabuły w tak nienarzucający się sposób.

Film idealny na letnie spotkania w gronie znajomych. Lekka, a przy tym niegłupia komedia odpowiednia dla każdego. Jest świetną promocją dla miasta i całego regionu.

Ocena: 8/10

 


comments powered by Disqus