„Brzoskwinia 17” – Czyli miłe zaskoczenie... - recenzja

Autor: LittleLadyPunk Redaktor: Wesoła Magda

Dodane: 13-02-2009 19:07 ()


Pod śliczną, stonowaną okładką tomu siedemnastego kryje się moim zdaniem najciekawszy wycinek „Brzoskwiniowej” historii. Oczywiście wątek głównej bohaterki plącze się dalej – Momo cały czas nie może zapomnieć widoku zapłakanego Kairiego, ani też nazwać swoich uczuć względem chłopaka. Pod koniec tomu zostanie postawiona przed wyborem – Kairi czy Tyji? Jakkolwiek będzie brzmiała odpowiedź, wybór nie jest łatwy i przy każdym werdykcie poniesione straty będą spore... Pozostaje też pytanie, czy głośne opowiedzenie się za którymś z chłopców przyniesie Momo ulgę, czy wręcz przeciwnie...

Ale to nie historia Momo wybija się na pierwszy plan fabuły tego tomu. „Siedemnastka” koncentruje się bowiem na relacjach pomiędzy Sae, Ryo a Misao. A trzeba przyznać, że w tym trójkącie robi się już gęsto od sprzecznych emocji. Ryo bawi się uczuciami Sae i nie robi na nim wrażenia fakt, że prawdopodobnie jest ojcem jej dziecka. Czy miłość czarnowłosego chłopaka do Misao jest w takim razie prawdziwa?  Misao jest szczerze oddana Ryo, nie może jednak przymykać oczu na jego postępowanie. Tymczasem Sae szaleje z zazdrości i nieźle uprzykrza życie pielęgniarce. Jak się jednak okazuje, ani postawa Sae, ani Ryo nie jest zwykłym wyrachowaniem – oboje wyrastali wśród osób, przy których czuli się gorsi...

Próba autorki mająca na celu pogłębienie charakterów postaci wypada w tym tomie bardzo korzystnie – osobiście wolę to, niż sensacyjne akcje z poprzednich tomów.

 Należy przyznać, że warstwa sensacyjna 17 tomu „Brzoskwini” jest sprawnie i ciekawie skrojona – intrygi Ryo obracają się przeciwko niemu za sprawą postaci, która nagle po długiej nieobecności wkracza do akcji. Dramatyczny finał tego tomu rozgrywa się w szpitalu i... już więcej nic nie napiszę, by nie psuć niespodzianki.

Wspomniana już pastelowa okładka stanowi miłą odmianę po kolorystycznym koszmarkach poprzednich tomów (nie wiem jak wy, ale ja przy tomie 13 mocno zwątpiłam). Z przyjemnością obserwuje się postępy rysownicze pani Miwy Uedy – kreska z tomu na tom staje się delikatniejsza i bardziej wyważona. W tym tomie duże wrażenie robią kadry z wesołego miasteczka (kolejny z lubianych przez autorkę motywów) – są dopracowane nie tylko pod względem estetycznym, lecz również pod względem technicznym. W kilku miejscach rastry zastępują wklejone zdjęcia, ale ich obróbka nie razi.

Postęp widać również w fabule – autorka zaczyna poruszać tematy głębsze (i ciekawsze) niż zawody pływackie czy sesja fotograficzna z przystojnym modelem. Kolejne części historii zapowiadają się bardzo interesująco – czyżbyśmy zmierzali do wyczekiwanego końca, który powoli robi się mniej oczywisty, niż można było sądzić? Więc wszystkich, których zraziła naiwność fabuły poprzednich tomów, proponuję powrót do serii – z pewnością poczują się usatysfakcjonowani. Kto zaś z „Brzoskwinią” jeszcze się nie zaznajomił – może to najwyższy czas?

 

 

Tytuł: Brzoskwinia #17

Scenariusz: Ueda Miwa

Rysunki: Ueda Miwa

Wydawca polski: Egmont Polska

Data wydania polskiego: październik 2008

Tłumaczenie: Zbigniew Kiersnowski

Liczba stron: 168

Format: B6

Okładka: miękka, kolorowa

Papier: offsetowy

Druk: czarno-biały

Cena: 19 zł

 

 

 Recenzja tomu 16 znajduje się TUTAJ.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...