„Gwiezdne Wojny: Zemsta Sithów" - recenzja

Autor: Paweł "Ivan" Iwanowicz Redaktor: Neratin

Dodane: 03-10-2006 09:06 ()


Film jest kontynuacją wydarzeń przedstawionych w drugim epizodzie (Atak Klonów). Jest także jedną z części trylogii (nowej) lub jak niektórzy mówią, „heksalogii” (wszystkie 6 części). Film rozpoczyna się od próby uwolnienia Imperatora Palpatine z wrogiego statku. Misji tej podejmują się Obi-Wan i Anakin. Oczywiście nie byłyby to Gwiezdne Wojny, gdyby na samym początku nie pojawił się widok planety i przelatującego obok statku. Tym razem taki początek znaczy coś więcej niż sposób rozpoczęcia każdej części SW. Otóż wszystko zaczyna się od wielkiej batalii kosmicznej. I tutaj duży plus dla autorów. Walki są zrobione z rozmachem, a efekty specjalne zachwycają. Poza tym obraz jest pełen dynamizmu.

Cała ta misja kończy się dobrze. Imperator zostaje uwolniony, hrabia Dooku jest martwy i bohaterowie wracają do siedziby rady Jedi. W tym czasie Anakina męczą koszmary senne, związane z jego ukochaną Padme i ich jeszcze nienarodzonym dzieckiem. Udaje się więc do mistrza Yody, a ten doradza mu, aby porzucił to, co powoduje w nim troskę (dodam, żeby nikt nie sądził, że Yoda to mały wredny drań, iż on nie ma pojęcia o uczuciu, jakie łączy Anakina i Padme). Imperator upatruje w młodym Skywalkerze dobrego materiału na ucznia i ogłasza, że Anakin zostaje jego oficjalnym przedstawicielem w radzie Jedi. Korzystając z okazji „sam na sam” (tylko proszę bez głupich skojarzeń), opowiada mu o potędze ciemnej mocy i o tym, że dzięki niej można uratować ukochaną osobę. No i Anakin połyka haczyk. Zaczyna się coraz bardziej zastanawiać, czy to, co robi rada, jest słuszne i po której stronie powinien tak naprawdę stanąć. W końcu po kilku wydarzeniach przechodzi na ciemną stronę i składa przysięgę Imperatorowi (nie będę Wam dokładnie tego opisywał, gdyż nie chcę popsuć Wam zabawy z oglądania). Od tego momentu zaczyna się całkowite tępienie Jedi. Zostają zwabieni w pułapkę i zmasakrowani przez klony służące teraz Imperatorowi. Pomiędzy tym wszystkim Obi-Wan szuka generała Greviousa, aby zabijając go, zakończyć przedłużającą się wojnę.

Tyle z fabuły. Teraz zajmijmy się zaletami i wadami (lub jak niektórzy mówią: waletami i zadami). Jak już wcześniej wspomniałem, na plus należy zaliczyć „oprawę” audio-wizualną. Muzyka Johna Williamsa jak zawsze pasuje do Gwiezdnych Wojen. Co się tyczy owej wizualnej strony, to jeszcze bardziej mi zaimponowała niż w II epizodzie. Statki są zrobione naprawdę przepięknie, a walki sprawiają duże wrażenie. Kolejną zaletą są walki Jedi. W I epizodzie była tylko jedna dobra walka – między Obi-Wanem a Darth Maulem. O II części lepiej nie wspominać. Tutaj to zupełnie co innego.

Pojedynek Greviousa i Kenobiego jest wyśmienity – szczególnie motyw z czterema świetlnymi mieczami. Także walka finałowa pomiędzy uczniem a mistrzem wyszła fenomenalnie. Fabuła nie jest odkrywcza, gdyż już od dawna wszyscy wiedzieliśmy jak mniej więcej będzie wyglądać III epizod (przecież musiał pasować do IV, V i VI części). Mimo wszystko było kilka rzeczy, które robiły wrażenie. Choćby pomysł z ukazaniem kolejnych etapów eliminowania Jedi. To było naprawdę coś. No ale żeby nikt nie pomyślał, że film jest idealny, to teraz trochę ponarzekam. Część dialogów jest jakby wzięta z brazylijskich telenoweli. Tekst Padme: „Anakin, nasza miłość wystarczy” etc. przyprawił mnie o częściowe drgawki. To już chyba lekka przesada. Są także pewne niekonsekwencje co do postaci Anakina. W chwili, gdy przechodzi na ciemną stronę, bez wahania składa przysięgę Imperatorowi. Niby nic dziwnego, ale nie uwierzę, że człowiek, który dwie minuty temu był jeszcze praworządny (przynajmniej w większości), od razu staje się zły do szpiku kości (ci, którzy obejrzeli film, powinni zrozumieć ów zarzut) – po prostu za szybko przeszedł na tę ciemną stronę Mocy. Poza tym podobnie jest, gdy przychodzi do świątyni i bez żadnych skrupułów morduje małe dzieci. Nawet się nie zawahał, tylko wymordował je wszystkie. To też jest kompletna bzdura, zważywszy na dwa powody: pierwszy to taki, że przeszedł na ciemną stronę całkiem niedawno, więc na pewno miałby jakieś opory przed zabijaniem takim małych dzieciaków. Po drugie, jego żona jest w ciąży i on sam jako ojciec powinien mieć opory przed zabójstwem dziatwy. No ale chyba reżyser wyszedł z założenia, że Anakin jest od razu stracony. W sumie to jego film. Na koniec jeszcze taki mały szczegół, który poważny nie jest, ale trochę irytuje. Na początku filmu, gdy Obi-Wan zostaje uderzony Mocą i pada na podłogę nieprzytomny, zsuwa się na niego ciężka, metalowa platforma. I w tym momencie widać, że ów leżące ciało to tak naprawdę kukła. Platforma przesuwa ją tak nienaturalnie, że nikt by nie uwierzył, iż jest to prawdziwe ciało. Sorki, ale mają tyle kasy, ile wydano na produkcję filmu, to można było to poprawić.

Podsumowując, mimo tych wszystkich wymienionych zgrzytów, film jest naprawdę dobry, powiedziałbym, że lepszy od dwóch poprzednich części i wart polecenia. Tak więc Niech Moc Będzie z Wami...

 

Star Wars Episode III: Revenge of the Sith

Reżyseria: George Lucas

Scenariusz: George Lucas

Obsada:
Ewan McGregor jako Obi-Wan Kenobi
Hyden Christensen jako Anakin Skywalker
Natalie Portman jako Padme Amidala
Ian McDiarmid jako Impreator Palpatine
Samuel L. Jackson jako Mace Windu

Matthew Wood jako Generał Grevious (głos)
Christopher Lee jako Count Dooku aka Darth Tyranus
James Earl Jones jako Darth Vader (głos)
Anthony Daniels jako C-3PO
Frank Oz jako Yoda (głos)
Peter Mayhew jako Chewbacca
Kenny Baker jako R2-D2
Keisha Castle-Hughes jako Królowa Naboo
Sandi Finaly jako Sly Moore
Ling Bai jako Senator Bana Breemu
Jimmy Smits jako Senator Bail Organa


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...