"Kung Fu Panda" - recenzja druga

Autor: Ania Stańczyk Redaktor: Motyl

Dodane: 26-06-2008 20:39 ()


 

Legendy mówią o legendarnym wojowniku, który mimo tego, iż był niezwyciężony, nigdy nie przyjmował podziękowań za swą mocarność i... przystojność. A przynajmniej pewien sympatyczny, choć nieco fajtłapowaty panda o wdzięcznym imieniu Po, chciałby, żeby legendy tak mówiły.,,

Niestety, jak na razie jego życie bardziej przypomina odę do klusek, niż bohaterski epos. Ten puszysty (delikatnie mówiąc) miś pracuje w restauracji u swego ojca, jednak czuje, że nie jest to jego prawdziwe powołanie (oczywiście mówimy o pracowaniu, a nie o jedzeniu - w tej drugiej czynności nasz bohater sprawdza się całkiem nieźle). Choć z powodu sporego brzuszka nie jest w stanie zobaczyć swoich stóp, wciąż marzy o mistrzostwie w kung fu i z zapałem kolekcjonuje wszelkie gadżety związane ze swoimi idolami - wspaniałymi wojownikami, zwanymi Potężną Piątką. Są nimi: Tygrysica, Żuraw, Modliszka, Małpa oraz Żmija, szkoleni przez Mistrza Shifu w Jadeitowym Pałacu znajdującym się obok doliny, w której dni nudne jak kluski z rosołem (specjalność jadłodajni ojca Po) spędza nasz okrąglutki panda, z zapałem pełniąc rolę największego fana szlachetnej sztuki walki.

Nagle jednak wydarza się coś, co wstrząsa spokojnym życiem doliny i jej mieszkańców. Mistrzowie kung fu postanawiają wybrać smoczego wojownika, aby obronił wioskę przed Tai Lungiem, którego umiejętności sieją postrach. Oczywiście Po, jako największy fan tej sztuki walki, musi znaleźć się w samym centrum historycznego wydarzenia. Od tej pory w jego życiu zaczynają się schody (dosłownie i w przenośni - kto już oglądał, ten wie, o czym mówię).

Na początku byłam sceptycznie nastawiona do tego filmu. Ot, kolejna bajeczka o pluszakach, nieudolnie naśladująca sukces „Shreka” (ile można?). Zwłaszcza, że autorzy wzięli na swoje barki dość niewdzięczne zadanie - zrobienie pastiszu klasycznych filmów o wschodnich technikach walki wydało mi się z góry skazane na porażkę.

A tu miłe zaskoczenie. Okazało się, że w ciasteczku zwanym seansem była pomyślna wróżba. Otrzymałam bardzo dynamiczne danie, które nie odbiło mi się przyciężkawym humorem ani pretensjonalnością, jak się spodziewałam. Owszem, nadal jest to dość naiwna opowieść z morałem, jak przystało na film adresowany do młodszej części widowni, ale mimo to stanowi miły sposób na spędzenie półtorej godziny w kinie.

Tłumaczem odpowiedzialnym za dialogi w polskiej wersji jest znany dobrze wszystkim wielbicielom kreskówek takich jak: „Shrek”, „Madagaskar” czy też filmów o „Asterixie i Obelixie” - Bartosz Wierzbięta. I tutaj sprawił on, że film wywołuje uśmiech także na twarzy starszego widza - na uwagę zasługuje fakt, że powstrzymał się od średnio smacznych dowcipów politycznych - a przynajmniej ja nie pamiętam żadnego - czy wciskanych na siłę żartów w usta postaci, do których charakteru nie pasował dany tekst. Tutaj każde słowo jest dopasowane do tego, kto je wypowiada, a przedstawione zwierzęta mają jasno określone charaktery. Jednak, jak na bajeczkę dla dzieci, bohaterowie nie są aż tak papierowi, jak to bywało zazwyczaj - przykładem tego jest Mistrz Shifu. Oczywiście, nie można mówić o porażającej głębi, ale przecież każdy gatunek ma swoje wymagania i publikę, do której jest dostosowany.

Jeśli powiem o “Kung Fu Pandzie”, że jest dobrą animacją, skłamię. To ŚWIETNA animacja. Sceny walki są zrobione za pomocą takich “ujęć” jak w prawdziwym nawalankowo-sztukowalkowym filmie akcji. Dodatkowo twórcy ciekawie posłużyli się “światłem”, a raczej jego złudzeniem, podkreślając charakter poszczególnych scen. Widać, że każdy kadr został pieczołowicie dopracowany, a całość jest niesamowicie wręcz dynamiczna. Do tego jeszcze tylko trochę dopasowanej muzyki i voila - efekt, który zadowoli nawet najwybredniejszego fana Tekkena czy Mortal Kombat (mój młodszy brat stwierdził, że znienawidzi mnie za to porównanie - jako miłośnik MK nie może znieść położenia obok siebie przygód opasłego pandy i ukochanego mordobicia).

Dla mnie “Kung Fu Panda” to absolutne K.O. Długie czekanie na kolejną animację DreamWorks opłaciło się. Ich nowy wyrób okazał się być nie tylko nowatorski pod względem orientalnego tematu, jaki został w nim podjęty, ale też naprawdę dobrze wykonany. A więc - do kina marsz! Zobaczcie na własne oczy, że pandy potrafią nie tylko dobrze zjeść, ale też nieźle przywalić (brzuchem) i powalić (śmiechem).

 9/10

Zobacz także:

 

Tytuł: "Kung Fu Panda"

Reżyseria: Mark Osborne, John Stevenson

Scenariusz: Jonathan Aibel, Glenn Berger

Pomysł historii: Ethan Reiff, Cyrus Voris

Obsada:

  • Jack Black - Po
  • Dustin Hoffman - Shifu
  • Angelina Jolie - Tigress
  • Ian McShane - Tai Lung
  • Jackie Chan - Monkey
  • Seth Rogen- Mantis
  • Lucy Liu - Viper
  • David Cross - Crane
  • Randall Duk Kim - Oogway

Zdjęcia: Yong Duk Jhun

Muzyka: Hans Zimmer, John Powell

Scenografia: Raymond Zibach

Czas trwania: 91 minut

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...