Dlaczego ludzie lubią chodzić do kina?

Autor: Łukasz Kubaszczyk Redaktor: Motyl

Dodane: 06-06-2008 21:32 ()


Wyobraźmy sobie, drodzy Czytelnicy, następującą scenę. Jest 28 grudnia 1895 roku. Duży zegar wiszący na ścianie paryskiej Grand Cafe, zakrywający plamy po zbyt wielu gwałtownych otwarciach butelek wina na zielonej tapecie, wskazuje godzinę 14.00. Na Bulwarze des Capucines, przy którym znajduje się ów lokal, tłoczą się ludzie ciekawi tego, co zaraz nastąpi. Panuje atmosfera miłego podniecenia, oczekiwania w ekscytacji na to, co się wydarzy. W środku kawiarni, między stolikami, Pan Moisson jest już gotowy. Jeszcze tylko jeden ruch ręki i magia zacznie działać...

Tak być może wyglądała godzina zero kina. To właśnie wtedy odbył się pierwszy płatny publiczny seans, na którym pokazano trzy filmy: Przyjazd pociągu na peron, Wyjście robotników z fabryki oraz Polewacz polany.

Od tamtego czasu minęło prawie 113 lat. Przez ponad wiek kino przeżyło inwazję kaset wideo, płyt DVD czy w końcu plagę ściągania filmów przez Internet. Niektórzy darli szaty, gdy wprowadzono nowy format obrazu, który według nich burzył iluzję rzeczywistości. Mimo to kino trzyma się mocno i nie zamierza ustąpić. Patrząc na amerykański Box Office stwierdzamy, że w pierwszej dziesiątce filmów, które zarobiły najwięcej w historii, aż siedem powstało po 2000 roku (oczywiście, „Titanica” nic nie przebije). Przy okazji premiery kolejnej części przygód naszego ukochanego archeologa, miłośnika skórzanych kapeluszy i biczów, dowiedziałem się od znajomej pracującej w pewnej sieci kin, że w pierwszych kilku dniach wyświetlania filmu, konieczna była rezerwacja miejsc, choć seansów było bardzo dużo. Być może to zbyt daleko posunięte uproszczenie nie poparte wystarczającą liczbą argumentów, ale według mnie kino ma się dobrze, mimo pojawiających się regularnie kasandrycznych proroctw. Skoro, więc z taką ochotą to przyjęliśmy, warto by się zastanowić, co takiego ma w sobie kinowa sala, że jesteśmy gotowi wyjść z domu i zapłacić za możliwość oglądnięcia filmu?

Powiedzmy szczerze, przy obecnych możliwościach, mentalności w kwestii praw autorskich i „prężnej” działalności policji, większość osób nie ma problemów ze ściągnięciem gorącego jeszcze hitu i obejrzeniem go w zaciszu swojego pokoju. Człowiek ma sposobność przygotowania sobie swoich ulubionych przekąsek, za które nie musi płacić jakby kupował je w Ritzu, nie musi się specjalnie przygotowywać do wyjścia, nikt nie wymaga, aby płacić za obejrzenie filmu, nikt nie będzie przerywał seansu dziwacznymi dzwonkami, śmiechami, komentarzami, odgłosami jedzenia oraz trawienia, szelestem papierków, siorbaniem coli itp. itd. Jednym słowem zostając w domu otrzymujesz nieosiągalny na sali kinowej komfort i spokój, za który dodatkowo nie musisz nic płacić. Nawet jeżeli chcesz obejrzeć film wraz z przyjaciółmi, nic nie stoi ku temu na przeszkodzie, by zorganizować seans u kogoś w mieszkaniu. Wygląda na to, że nie chodzenie do kina jest tak genialną czynnością i ma tyle zalet w porównaniu do uczęszczania tamże, iż kina, jeżeli już dawno nie powinny upaść, to przynajmniej powinny być interesem co najmniej wątpliwe zyskownym.

Na szczęście tak się nie stało. Oczywiście trzeźwo patrzący na sprawę ludzie powołają się na system dystrybucji nowych filmów, który promuje kino. Ogólnie przyjęta zasada mówi, iż filmy najpierw pokazuje się w kinach, następnie wydaje się je na DVD (co przynosi obecnie ogromne zyski) i w końcu sprzedaje się do stacjom telewizyjnym. W ten sposób nowy film, na którego promocje wydano miliony dolarów, sprawia, iż w naszej głowie coś zaczyna nas swędzieć, a jedyny sposób by ulżyć tym torturom to kupić bilet i zasiąść w fotelu na sali. Ponownie realiści, którzy zdają sobie sprawę, iż z torrentów można ściągnąć filmy mające premierę tuż za sobą, wskażą na fakt, że takie nagrania z kin prezentują tragiczną jakość, która psuje radość z oglądania. Te twarde argumenty przekonują nas, iż kina mają się dobrze, ponieważ tylko one dają możliwość obejrzenia nowego filmu w dobrej jakości. Z pewnością jest to ważne, ale nie można zapominać o jeszcze jednej, najważniejszej rzeczy, jaką daje nam kino. Otóż wizyta w nim nie polega na włączeniu telewizora, względnie komputera, ułożenia się wygodnie w łóżku i zaliczeniu kolejnego filmu. Wyjście do kina jest rytuałem, czymś niecodziennym i temu zawdzięcza swoją wyjątkowość. Miałem okazję się przekonać o tym, gdy przez pewien okres chodziłem do kina kilka razy w tygodniu. Po pewnym czasie przestałem, ponieważ stało się to powszednie w tym stopniu, iż straciło swój czar. Skończyła się celebracja wyjścia do kina, kupowania biletu, szukania miejsca i rozsiadania się w fotelu, oczekiwania na trailery i narzekania na reklamy. Moment, w którym gasną światła a na ekranie pojawia się na ten przykład logo wytwórni MGM i znajomy ryk lwa czy też 20th Century Fox z fanfarami, zwyczajnie przestał cieszyć. Stało się to bowiem zbyt codzienne.

Na tym polega według mnie magia kina – atmosfera, która towarzyszy oglądaniu filmu w domu jest niczym w porównaniu do oglądania na sali kinowej. Dlatego też życzę kinom stu lat i wielu wspaniałych filmów. Przecież bez nich nie ma kina, cóż nam wtedy pozostaje? Telewizja? To nie brzmi dobrze.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...