'Spirale życia i śmierci' - recenzja

Autor: Katarzyna 'Kiriana' Suś Redaktor: Kiriana

Dodane: 20-03-2008 20:12 ()


Podczas zeszłorocznego festiwalu horrorów, odbywającego się pod hasłem ‘8 filmów, dla których warto umrzeć’, ‘Spirale życia i śmierci’ (The Deaths of Ian Stone) cieszyły się największym uznaniem publiczności w 157 kinach, jakie w owym festiwalu wzięły udział. Mimo, iż reżyser i scenarzysta nie mają na koncie zbyt wielu produkcji, to moim zdaniem film ten można zaliczyć do zdecydowanie udanych. W produkcji znajdzie się coś dla miłośników typowego kina grozy, jak również odrobina tortur i makabry, pokazanej niekiedy w sposób groteskowy.

Bohaterem opowieści jest tytułowy Ian Stone. Poznajemy go jako zawodnika drużyny hokejowej. Zanim zdążymy wyrobić sobie o nim jakiekolwiek zdanie, Ian umrze. Oczywiście nie byłoby w tym nic dziwnego – w horrorach śmierć zwłaszcza na początku produkcji jest na porządku dziennym – gdyby nie fakt, że już w następnym ujęciu bohater żyje, ma się dobrze, choć niekoniecznie jest tą samą osobą. Wydawać by się mogło, że prowadzi zupełnie inne życie. Niektórym znawcom mrocznej tematyki skojarzyć się to może z ‘Mrocznym miastem’, jednakże jest to pobieżne podobieństwo. Nasz bohater zaczyna odczuwać, że coś jest chyba nie na miejscu, przypadkowe spotkanie zaś z tajemniczym osobnikiem – ostrzegającym go, iż ‘oni’ chcą go zabić, a zabijać go będą bez przerwy dla satysfakcji własnej – utwierdza go w tym przekonaniu. Ian postara się odkryć prawdę i przeżyć – lub przynajmniej ograniczyć czynnik własnej umieralności. ‘Oni’ zaś, lub ‘To’ – jak kto woli – dopilnują, by nasz bohater umierał często i boleśnie w myśl zasady ‘dzień bez zabicia Iana to dzień stracony’.

Ciekawie skonstruowana fabuła, film przez dwie trzecie czasu trwania trzyma widza w niepewności, mniej więcej w połowie pojawia się mglisty zarys teorii, co się właściwie dzieje, natomiast końcowe rozwiązania – przynajmniej mnie – całkowicie zaskoczyło.

Film poznajemy z pozycji Iana. Widz może wraz z nim przemierzać kolejne ‘wcielenia’ próbując odnaleźć sens w tym, co się dzieje. Powolne i mozolne zrozumienie nie przyjdzie nam łatwiej niż panu Stone.

Efekty specjalne są przyjemne, a nie nachalne. Nie są to może ‘matrixowe’ zabiegi, ale jest i na co popatrzeć. Fani kina spod znaku ‘Piły’ czy też ‘Hostelu’ mogą poczuć się zawiedzeni. Co prawda są sceny krwawe, brutalne czy drastyczne, ale kaskad spływającej krwi nie należy się spodziewać.

W tytułowego Iana Stone’a wcielił się Mike Vogel znany z takich produkcji jak: ‘Teksańska masakra piłą mechaniczną’ czy ‘Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów’. Moim zdaniem zagrał świetnie, mimo że rola nie była prosta. Praktycznie każde ‘wcielenie’ Iana jest inne, chociaż posiada wspólne mianowniki. Można by rzec, że Vogel stworzył kilka różnych postaci.

W filmie występuje również Christine Cole grająca Jenny, dziewczynę, która regularnie pojawia się w życiu, a raczej życiach Iana. Postać bardziej drugo niż pierwszoplanowa, dodaje filmowi pewnego uroku – choć zapewne nie wszyscy się ze mną zgodzą.

Grana przez Jaime Murray Medea także zasługuje na wzmiankę. Doskonale spisuje się w jasno nakreślonej roli czarnego charakteru o sadystycznych skłonnościach.

Podsumowując, film zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Trochę szkoda, że nie pojawił się u nas w kinach, trafił zaś od razu na rynek DVD. Niestety produkcje – zwłaszcza z tego gatunku – o ograniczonym budżecie, mimo ciekawego scenariusza rzadko mają możliwości pojawienia się na srebrnym ekranie.

 

Obsada:

Mike Vogel – Ian Stone

Jaime Murray – Medea

Christina Cole – Jenny

Michael Feast – Gray

Charlie Anson – Josh Garfield

George Dillon – Żniwiarz

Czas: 88min

Reżyseria: Dario Piana

Scenariusz: Brendan Hood

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...