Trzecia recenzja Polconu 2006

Autor: Tasslehoff Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 09-09-2006 00:35 ()


Polcon co roku odbywa się w innym mieście. Tym razem, już po raz drugi, zawitał do Lublina. Dwudziesta pierwsza edycja najważniejszej imprezy fantastycznej w Polsce odbyła się w dniach 24 - 27 sierpnia i zgromadziła ponad 900 uczestników.

Program imprezy był niezwykle obfity. Znalazło się w nim mnóstwo prelekcji, spotkań, dyskusji, konkursów, gier i pokazów oraz turniejów. Organizatorzy przewidzieli szereg atrakcji, które sprawiły, że trudno się było nudzić. Pierwszy blok prelekcyjny poświęcony był spotkaniom autorskim ze znanymi pisarzami fantastycznymi. Przybyło wiele polskich znakomitości (m. in. Maja Lidia Kossakowska, Ewa Białołęcka, Marek S. Huberath, Andrzej Pilipiuk), co należy uznać za duży sukces. Do tego pojawili się goście zagraniczni: Siergiej i Marina Diaczenko oraz Miroslav Żamboch, co nie jest regułą nawet na Polconach. Każdy więc uczestnik miał możliwość spotkania ze swoim ulubionym pisarzem, mógł wypytać go o szereg spraw związanych z jego twórczością, czy napić się z nim herbaty lub piwa. Niestety zabrakło kilku literatów z czołówki - nie dotarł A. Sapkowski, J. Dukaj, F. Kres, A. Ziemiański i kilku innych. Organizatorzy co prawda ich zapraszali, ale z różnych przyczyn wymienieni twórcy nie byli w stanie pojawić się na Polconie.

Kolejne cztery bloki to zestawy prelekcji, przecinane niekiedy panelami dyskusyjnymi. Część z wystąpień poświęcona została różnym zagadnieniom związanym z fantastyką, z interesującym blokiem tolkienowskim na czele, część to były prelekcje popularnonaukowe, poświęcone ciekawym zagadnieniom ze świata nauki, podanym w przystępnej formie. Reszta poświęcona została grom fabularnym, na które przybywały tłumy. Pojawiło się sporo wydawców i tłumaczy literatury fantastycznej, których wystąpień można było posłuchać w różnych blokach prelekcyjnych. Frekwencja na zdecydowanej większości prelekcji była znaczna, często zdarzały się sytuacje, gdy sala była wypełniona po brzegi.

Blok konkursów również był interesujący. Odbyło się ich kilkadziesiąt, w których nagradzane były trzy pierwsze miejsca. Nagrody były godne Polconu, po każdym konkursie zwycięzcy wychodzili z naręczami książek, gier itp. Organizatorzy przewidzieli również blok tzw. koń-kursów, czyli dowcipnych konkurencji przewidzianych przede wszystkim dla młodszych uczestników. Picie napojów na czas, rzut moherowym beretem lub najbardziej obciachowy tatuaż rozśmieszały do łez. Był to bez wątpienia świeży pomysł, bowiem na innych konwentach takiego bloku się nie spotyka. Myślałem, że to coś całkiem nowego, ale wyprowadzono mnie z błędu, bowiem okazało się, że lubelskie konwenty od kilku lat zawierają w programie koń-kursy.

Ciekawie prezentował się również program pokazów. Odbyły się pokazy walk rycerskich, sztuk walki, fireshow oraz demonstracja umiejętności kręcenia jojo. Dla amatorów dobrej muzyki odbyło się jam session, a dla osób interesujących się zjawiskami kultury - przedstawienie teatralne oraz kabaret.

Gry planszowe i bitewne miały też odpowiednią oprawę. Odbyły się turnieje z najważniejszych bitewniaków w Polsce, zaprezentowano również nowe gry planszowe i karciane, a duży gamesroom, prowadzony przez Centrum Gier Bard, cieszył się nieustającą popularnością. Można było grać w dzień i w nocy. Przewidziano również motywację dla mistrzów gry, którzy za poprowadzenie sesji mieli otrzymywać gratyfikację w postaci książki fantastycznej. Niestety, niewielu MG się zgłaszało i widać było graczy snujących się w poszukiwaniu osoby, która da się namówić na rozegranie erpega. To chyba jakieś większe zjawisko, coraz mniejszego udziału sesji na konwentach i zajmowania dotychczasowej przestrzeni rpg przez gry planszowe. Poza tym fakt motywowania MG przez organizatorów nie był wystarczająco nagłośniony i być może również dlatego było ich niewielu.

Obejrzeć można było także wystawę prac plastycznych o tematyce fantastycznej, kilka interesujących rzeźb oraz ogromną makietę zamku, która wzbudziła duży zachwyt wśród uczestników konwentu.

Dla miłośników gier komputerowych przewidziano salę komputerową, gdzie można było pograć sobie w ulubione gry oraz zmierzyć się online z ludzkimi przeciwnikami.

Odbyło się także sporo LARP-ów. Jednak było przy nich sporo zamieszania i błędów organizatorów, bowiem nie ustalono, gdzie mają się odbywać. Zaplanowano, że o godzinie rozpoczęcia LARP-a, jego uczestnicy zgromadzą się pod green roomem, a osoba odpowiedzialna za blok larpowy znajdzie im miejsce do grania. Niestety nie zawsze była ona uchwytna, co powodowało sporo irytacji. Kilka LARP-ów nie odbyło się też z powodu niewystarczającej liczby uczestników.

Jak widać, program był niezwykle napięty i trudno się było nudzić. Do beczki miodu należy jednak dolać trochę dziegciu. Organizatorzy zaliczyli kilka wpadek, które niestety obniżają moją ocenę imprezy. Do programu dołączona była errata - rzecz normalna przy konwentach o takiej skali. Jednak niestety pojawiły się dodatkowe zmiany, które czasami zaskakiwały konwentowiczów. Zdarzyło się parę razy, że prelegent spóźniał się na swoją prelekcję, ponieważ dowiadywał się o jej przeniesieniu już w jej trakcie. Kilka punktów programu nie odbyło się też, z powodu nie dojechania ich twórców. Irytację wywołało niedzielne przeniesienie spotkań autorskich z auli na 200 osób do sali lekcyjnej, o czym organizatorzy poinformowali dopiero niedzielnym rankiem. Kłopoty ze sprzętem sprawiły, że kilka razy rzutnik nie zadziałał i prowadzący musiał sobie dawać radę bez niego. To również idzie na karb organizatorów.

Niestety to nie jedyne ich błędy. Na dyżurce było trochę bałaganu, niektóre zmiany nie sprawdzały dowodów tożsamości od twórców programu, a na listach zabrakło kilku osób, które miały się pojawić, a organizatorzy tego nie uwzględnili. Podobnie sporo zamieszania było z noclegami w akademikach. Zgodnie z tym, czego się dowiedziałem od organizatorów, bardzo dużo osób nie zarezerwowało noclegów, chcąc je wykupić od ręki, przy przybyciu na konwent. Ilość osób, które w ten sposób postąpiły zaskoczyła organizatorów, którzy, co prawda, zarezerwowali więcej miejsc, ale nie aż tyle. Jakoś sobie poradzono, ale zamieszania było sporo. Niedogodnością było też położenie miejsca, gdzie można było wynająć noclegi, bowiem nie znajdowało się ono przy dyżurce, lecz w głębi szkoły, w której odbywał się konwent.

Polcon 2006 odbywał się w dwóch miejscach: Gimnazjum nr 10 oraz w leżącym obok Domem Kultury LSM. Położone blisko siebie, dobrze się uzupełniały. Część uczestników spała w szkole, w przygotowanych do tego celu salach, reszta nocowała w domach studenckich. Do akademików było około 10-15 minut drogi spacerkiem, jednak trudno było znaleźć prostą drogę. Co prawda pierwszego dnia konwentu organizatorzy zapewnili gońców, co pół godziny prowadzących zagubionych na teren akademików, ale było to wciąż pewną niedogodnością. Natomiast gala oficjalnego zamknięcia imprezy oraz rozdania statuetek, popularnych „Zajdli" odbyła się sali kinowej Akademickiego Centrum Kultury „Chatka Żaka", nieopodal akademików. Pomieściła ona swobodnie ponad 400 osób, które chciały na żywo obejrzeć ogłoszenie laureatów najważniejszej nagrody fantastycznej w Polsce. Po całym wydarzeniu, znajdująca się przy sali kawiarnia, stała się miejscem podsumowań, gratulacji i bratania się wielu konwentowiczów.

Relacja z Polconu nie mogłaby się obyć bez kilku zdań komentarza na temat wyprawki, którą każdy uczestnik Polconu, zgodnie z tradycją, otrzymywał. Było w niej całkiem sporo rzeczy. Każdy uczestnik otrzymywał dwa informatory - jeden z programem imprezy, informacjami o wszystkich, którzy uczestniczyli w jej przygotowaniu oraz innymi, niezbędnymi dla konwentowiczów informacjami. Drugi składał się z tekstów literackich znanych i mniej znanych twórców. Oba czarno - białe, lecz na kredowym papierze prezentowały się bardzo dobrze, mimo pewnych literówek, które można było wypatrzeć. Ponadto w wyprawce znalazły się: okrągły znaczek Polconu, identyfikator (ładny, lecz za wysoki, co sprawiało, że każdy uczestnik musiał go sobie dociąć), trzy znakomite plakaty polconowe, numer specjalny „Czasu Efemerydy", wydany z okazji Polconu 2006, długopis oraz mnóstwo folderów reklamowych. Ponadto większość uczestników otrzymała tomik opowiadań nominowanych do nagrody im. Janusza Zajdla. Sama zawartość tej wyprawki rekompensowała i tak niską cenę akredytacji.

Polcon 2006 był udanym konwentem. Organizatorzy dopuścili się trochę wpadek, ale nie były one na tyle irytujące, ani poważne, żeby znacznie obniżać ocenę konwentu. Na usprawiedliwienie mieli ponadto fakt, że na półtora miesiąca przed konwentem musieli szukać nowego lokalu, bowiem poprzedni, z przyczyn niezależnych, okazał się nieosiągalny. Niezwykła była cena konwentu - 40 zł za Polcon to bardzo mało. Dzięki temu, że lubelski Polcon był najtańszym ze wszystkich, jakie pamiętam, przybyło nań tak wiele osób. Tylko Polcon warszawski w 1999 roku był większy. Ale podobno lubelskie Falkony są obecnie największymi konwentami w Polsce, więc nic dziwnego, że również Polcon miał tylu uczestników.

Organizatorzy starali się być pomocni, z uśmiechem reagowali na pytania uczestników i starali się na bieżąco rozwiązywać problemy, które pojawiały się na horyzoncie. Prowadzony przez nich Green Room, gdzie zawsze można było sobie przyjść, napić się nieodpłatnie kawy lub herbaty, zjeść ciastko i spokojnie przygotować się do prelekcji, okazał się świetnym pomysłem. Pozostaje mi podziękować organizatorom za przygotowanie dobrego konwentu. Bawiłem się świetnie. Mam nadzieję, że uda mi się przybyć na następny lubelski konwent, bo naprawdę warto.

 

Ocena: 8/10


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...