"Hitman" oczami fana

Autor: Paweł „Ivan” Iwanowicz Redaktor: Motyl

Dodane: 04-02-2008 20:35 ()


 

Jak zniszczyć klasykę w imię pieniędzy, czyli film „Hitman”

Zanim jeszcze wyżej wspomniana produkcja miała swoją premierę, moje oczy widziały kilka zwiastunów, trochę fragmentów oraz kilkadziesiąt zdjęć z planu filmowego. Już wtedy byłem negatywnie nastawiony do tego całego „dzieła”. Jak się później okazało, częściowo miałem rację.

Agentów dwóch, a nawet cała armia

 

Jak zapewne wszyscy wiedzą, film bazuje na kultowej serii gier z Agentem 47 w roli głównej. Zainteresowanych większą ilością szczegółów odsyłam do artykułu poświęconego całej serii „Hitman”. Od kiedy tylko scenarzystom znudziło się wymyślanie własnych historii lub przerabianie książek na skrypty filmowe, kinowe ekrany zaczęły zapełniać się produkcjami na podstawie najsłynniejszych gier komputerowych. Niestety, z różnym skutkiem. Do tej pory pamiętam takie „perełki”, jak „House of the Dead” czy „Alone in the Dark”. Największą porażką był jednak „BloodRayne” (o części drugiej nie wspomnę), który całkowicie zszargał imię naprawdę dobrej gry. Oczywiście, to wszystko są dzieła pana Uwe Bolla, więc nie ma się czemu dziwić (więcej jego produkcji czeka nas w tym roku, ot choćby „A Dungeon Siege Tale” czy ekranizacja „Far Cry’a”).

Pocieszające jest jednak to, że nie każdy taki film musi być zły. W 2005 roku zostaliśmy uraczeni całkiem niezłym „Doomem”, a trzy części „Resident Evil” odniosły naprawdę duży sukces. Również nadzieją na lepsze jutro jest zbliżający się „Max Payne”. To tylko powierzchniowe przykłady, gdyż prawdziwe rarytasy kryją się o wiele głębiej. Jeżeli jednak chodzi o filmowego „Hitmana”, to należałoby go zaliczyć do tej pierwszej grupy. Czemu? Służę wyjaśnieniami.

Oprócz głównego bohatera (i to też tylko po części), Agencji (oryginalnie zwanej ICA - International Contract Agency) oraz Diany, film nie ma tak naprawdę żadnego związku z grą. Po pierwsze, 47 nie został wytrenowany w żaden sposób przez Agencję – od niej dostaje tylko zlecenia. Po drugie, główny bohater nie jest żadnym przybłędą, sierotą, wyrzutkiem czy kim tam jeszcze, jak to jest przedstawione w filmie. Tak naprawdę jest on klonem – i to jednym spośród wielu. Więcej informacji na ten temat znajdziecie w pierwszej części gry. Ale idźmy dalej - Agent 47, znany również jako Tobias Reaper, jest profesjonalnym płatnym zabójcą, który wykonuje swoją pracę w elegancki sposób. Na tym opiera się cały klimat gry, który w filmie został zatracony – autorzy postawili na wielką rozpierduchę. Widz dostaje kolejny, niszowy film akcji.

Aktorzy do domu!

Za każdym razem, gdy widzę gdzieś recenzję tego filmu, a jej autor wypisuje bzdury o ogromnym podobieństwie do komputerowego pierwowzoru oraz wciągającej i widowiskowej akcji, coś we mnie zaczyna się kotłować. Owszem, tutaj wszystkim innym przyznam rację: „Hitman” tylko jako film akcji sprawdza się dobrze. Jest dużo strzelania, krwi, mnóstwo wybuchów, szybkich dziewczyn oraz ładnych samochodów. Ale nic więcej – to „dzieło” kinematografii nie wyróżnia się niczym specjalnym. Wszystko to już widzieliśmy wcześniej.

Dodatkowo denerwujący jest dobór aktorów. Początkowo miał być Vin Diesel, ale autorzy filmu stwierdzili, że jest zbyt umięśniony i źle by się prezentował. Jeżeli mam być szczery, to komuś się chyba na mózg rzuciło. A Timothy „Słoń” Olyphant to niby co? Że niby nie ma takich mięśni? Ponadto wzięto młodziaka, który ma twarz pacholęcia. Dajcie spokój, jak widzę go z łysą głową, to pierwsze skojarzenie jakie nasuwa mi się na myśl, to wózek dziecięcy. Agent 47 był w podeszłym wieku i miał poważną twarz. Nie wyglądał jak jakiś młokos, który ma jeszcze mleko pod nosem. Ponadto całkowicie rozbroił mnie motyw innych agentów – a najbardziej postać murzyna. Ciekawe, jak mu kod kreskowy robili, białą farbą? No i oczywiście wszyscy idealnie łysi – taka moda w tym sezonie. Chcesz być płatnym mordercą, ogól czachę na łyso, ubierz się w garnitur z czerwonym krawatem i noś zawsze przy sobie dwa długie noże.

Nie wiem też, po co ktokolwiek dodał do filmu motyw z prostytutką. Chyba wyłącznie po to, aby główny bohater mógł rzucić kilka „zabawnych” tekstów. Jeszcze raz powtarzam – to co pokazano w produkcji, nijak ma się do komputerowego pierwowzoru. Agent 47 tak się nie zachowuje!

Pozostanie ino popiół

Wiem, co zaraz powiecie, że powyższa recenzja nie jest rzetelna i nie zawiera konkretnych informacji. Zgadza się. To nie jest recenzja – jeżeli takową chcecie, to odsyłam Was tutaj. Powyżej przeczytaliście moje żale dotyczące zniszczenia klasycznej gry. Naprawdę lubię całą serię z tytułowym Hitmanem, i serce mi się kraje, gdy widzę coś takiego. Jeżeli ktoś nie ma pomysłu na rozsądne wykorzystanie licencji, powinien w ogóle dać sobie spokój. Szkoda nerwów widzów (przynajmniej co poniektórych).

 

Moje oceny:

Jako zwykły film: 7/10

Jako adaptacja: 3/10

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...