„King Kong" - recenzja

Autor: Paweł "Ivan" Iwanowicz Redaktor: wild_beast

Dodane: 31-08-2006 20:20 ()


Nowy Jork, lata 30, okres wielkiego kryzysu i bezrobocia. Ambitny filmowiec, Carl Denham (Jack Black), postanawia nakręcić film przygodowy swoich marzeń. Wraz z m. in. bezrobotną aktorką Ann Darrow (Naomi Watts)i podróżnikiem Jackiem Driscollem (Adrien Brody) wyrusza na pokładzie statku Venture w szaloną podróż w stronę tajemniczej wyspy Skull Island. Na miejscu okazuje się że zamieszkują ją prymitywne plemiona składające hołd olbrzymiemu gorylowi. Następną ofiarą zostaje porwana Ann. Ekipa wyrusza z misją ratunkową po to tylko by odkryć, iż wyspa czaszek zatrzymała się w czasie a jej pozostałymi mieszkańcami są m. in. dinozaury, w tym przerażający T-rex. Tymczasem pomiędzy Ann i King Kongiem nawiązuje się relacja, która ostatecznie doprowadzi do zguby starożytnego potwora.

Tak pokrótce przedstawia się historia opowiedziana w najnowszej wersji kultowego filmu „King Kong”. Od razu zaznaczam, że nowa wersja odbiega w dość dużym stopniu od swojego pierwowzoru. Peter Jackson mówił, że od dziecięcych lat marzył o nakręceniu własnej wersji „Króla Konga”, ale to co zaprezentował nam w swoim najnowszym dziele utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że niektórym nie powinno się dawać kamery do ręki, a tym bardziej nie pozwalać na robienie remake’ów dawnych hitów. Powiem szczerze: po wyjściu z kina miałem mieszane uczucia. Dla kogoś kto nigdy nie widział pierwszych King Kong’ów (wyszły w latach 1933, 1976 i 1986) będzie to całkiem dobry film, z niezłymi efektami specjalnymi i nawet porywającą akcją (do tego z elementami komedii ale o tym za chwilę). I tu właśnie jest ten ból – dla kogoś kto nigdy nie widział pierwszych wersji. Ja miałem przyjemność ich obejrzenia (ach, to były wspaniałe czasy...), a po zobaczeniu „dzieła” pana Jacksona dochodzę do wniosku, że legenda Wielkiej Małpy została zniszczona w jeden z najgorszych sposobów. Już śpieszę z wyjaśnieniami.

Otóż pierwszą rzeczą, która wbiła gwóźdź w moją głowę było ujrzenie Parku Jurajskiego. Tak dokładnie, dobrze przeczytaliście. W żadnym z poprzednich Kong’ów nigdy nie było dinozaurów. Momentami zastanawiałem się czy przypadkiem Skull Island a Miejsce B (wyspa z Jurassic Park) to nie te same wyspy. Na szczęście po chwili przekonałem się, że jednak są to dwie różne lokacje – dinozaury Spielberga nadal wyglądają realistycznie (w przeciwieństwie do tych „made by Peter Jackson”).

Drugim gwoździem, który tym razem trafił mnie w brzuch był sam King Kong a dokładniej jego wielkość. Jest on dużo mniejszy niż w oryginale – ja rozumiem, że goryl takiej wielkości jest „bardziej możliwy” niż  gigant rodem ze „Zmierzchu Tytanów”, ale tamte rozmiary wzbudzały faktyczną grozę. Może się czepiam, ale jestem fanem starego Króla, więc mam prawo ;)

Wspominałem wcześniej o wątku komediowym. Jest to trzeci i ostatni gwóźdź, tym razem do mojej trumny. Co jak co, ale do takiego filmu on raczej nie pasuje (wątek nie gwóźdź). A czym ÓW wątek się objawia? Ano, parę śmiesznych tekstów i kilka głupich min robionych przez Kong’a. Według mnie to całkowicie burzy klimat, chociaż niewymagającym widzom to raczej nie będzie przeszkadzać.

Na plus zaliczam to, że Jackson pozostawił czas akcji w latach trzydziestych. Boję się pomyśleć, co by było, gdyby przeniósł to do współczesności (druga Godzilla?). Ale jest też jedna rzecz, która się z tym wiąże. Wiem, że w tamtych czasach a szczególnie w Stanach było ciężko i każdy kombinował jak mógł, żeby tylko żyć na jakimś „ludzkim” poziomie. Ale niezmienna postawa reżysera Carla Denhama (Jack Black) jest z lekka przesadzona. Wybijają mu pół ekipy, jego najlepsi przyjaciele giną a on nadal podąża za pieniędzmi i sławą (jak obejrzycie film to zrozumiecie o co mi chodzi).

Teraz pora zebrać to wszystko do kupy i podsumować. „King Kong” Petera Jacksona nie jest filmem złym. Tym z Was, którzy do tej pory nie spotkali się z Wielką Małpą i dla Których kino amerykańskie nie stanowi zlepków schematów i powtórzeń powinien się ten film podobać. Reszta, która pamięta jeszcze pierwowzory i uważa je za krok milowy w kinematografii też może obejrzeć nowe dziecko Jacksona, ale zapewne poczujecie się w pewnym stopniu rozczarowani.

Moja ocena to 5/10 za zniszczenie legendy. Jeżeli natomiast nie znasz owej „legendy” dodaj do tego jeszcze z 3 punkty.

 

KING KONG

Reżyseria:

Peter Jackson  

 

Scenariusz:

Fran Walsh  

Peter Jackson   

Philippa Boyens

 

Aktorzy:

Jack Black: Carl Denham

Naomi Watts: Ann Darrow

Adrien Brody: Jack Driscoll

Andy Serkis: King Kong / Lumpy the Cook

Jamie Bell: Jimmy

Kyle Chandler: Bruce Baxter

Lobo Chan: Choy

Thomas Kretschmann: Kapitan Englehorn

Evan Parke: Hayes

Colin Hanks: Preston

John Sumner: Herb

Craig Hall: Mike


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...