„X-Men: Ostatni Bastion” - recenzja

Autor: Michał 'Saladyn' Misztal Redaktor: GONZO

Dodane: 13-07-2007 09:04 ()


Gdy długo czeka się na premierę danego filmu, istnieje ryzyko, iż człowiek „napali się” na niego tak mocno, że po seansie w kinie wyjdzie mocno rozczarowany. W pewnym sensie właśnie to przydarzyło mi się ostatnio, kiedy to 26 maja bieżącego roku, w strugach deszczu, zmierzałem do „WYZWOLENIA”, by obejrzeć trzecią część przygód mutantów. Projekcja rozpoczęła się w samo południe.

Jak to zwykle bywa – z pewnymi obawami czekałem, aż zgaśnie światło i wyłączą kretyńskie radio w tle (akurat w dzień matki dzwonią tam różni ludzie). Film rozpoczyna się dwiema retrospekcjami, które fan poprzednich części X-Men, a zwłaszcza wielbiciel komiksów, skojarzy od razu. Pierwsza dotyczy Jean Grey – młodziutkiej dziewczyny obdarzonej potężnym darem telekinezy. W drugiej poznajemy chłopca, któremu na plecach rosną pióra (wystarczyło zaznajomić się z materiałami promocyjnymi, by dostrzec na fotografiach młodego chłopaka ze... skrzydłami. Angel, w serii komiksowej, należał do pierwszego składu ludzi X). Przysłuchiwałem się reakcjom ludzi – dzisiejsze efekty nie robią na nich wrażenia, a o ile „X-Men 3” jest pierwszym filmem w tych klimatach, który się ogląda, to właściwie te sceny nic nie znaczą dla przeciętnego widza. Na szczęście dalej robi się ciekawie.

Napis „niezbyt odległa przyszłość”. X-Men ukazani zostają na polu bitwy. Sceneria – zrujnowane miasto spowite mrokiem – kojarzy się z filmami typu „Terminator” (a dokładniej ze wstawkami pokazującymi ludzi wegetujących po zagładzie atomowej i ukrywających się przed cyborgami). Dobrym pomysłem było pokazanie młodych studentów Xaviera, którzy unikają ataków jakiejś niezidentyfikowanej istoty. Colossus, młodzian zdolny zmienić swe ciało w stal, chroni swą koleżankę Rogue przed gradem odłamków. Iceman zamraża jedną z rakiet, drugiej unika dzięki pomocy Kitty Pryde. Nad tą czwórką czuwa Storm, a Wolverine robi za etatowego „dowcipnisia”, który pomimo zagrożenia znajduje czas, by odpalić cygaro od płonącego wraku samochodu. Muszę przyznać, że taka akcja zaostrzyła mój apetyt. Pokazano wielu mutantów i ich zdolności specjalne, a ponadto wyczuwalna jest atmosfera zaszczucia. Nasuwa się pytanie – przed czym uciekają tak potężne istoty, jak X-Men? Ujęcia sugerują, że ściga ich co najmniej jeden robot, doskonale znany z komiksu SENTINEL. Wielki jak wieżowiec łowca mutantów. Wolverine i Colossus wykonują wspaniałą akcję zespołową zwaną „fastball special” – stalowy siłacz miota Rosomakiem w robota, ale przez mgłę, którą przywołała Storm, nic nie widać. Dopiero charakterystyczne odgłosy ciętego metalu i głowa robota tocząca się po ziemi dają do myślenia. I tutaj nastrój pryska – wszystko to okazuje się komputerową symulacją. A mogło być tak pięknie...

Tak oto zaczyna się trzecia część filmu. 105 minut i nowy reżyser – nie sądzę, żeby to było dobre połączenie. Singer „czuł” klimat, natomiast choć Brett Ratner też nie ma się czego wstydzić (wszystkie wątki filmu połączył w dość zgrabną całość. Rozpoczynające film retrospekcje doskonale sprawdzają się jako „łącznik” z poprzednimi częściami), klimat się nieco zmienił. Oczywiście – jest plejada mutantów, a obserwowanie praktycznego zastosowana ich różnorodnych mocy jest nader ciekawe. Niemniej kilka rzeczy wydaje mi się po prostu źle wyważonych. Liczyłem na film „Grupa dobrych kontra grupa złych” i taki jest pozornie „Ostatni Bastion”. W rzeczywistości jest to „grupa złych kontra Logan, Storm i reszta statystów”. Nieco za dużo miejsca poświęcono postaciom, które moim zdaniem nie są zbyt ciekawe. Z Logana w ogóle zrobiono supermana i to, niestety, daje do myślenia. Skoro jedna postać jest tak potężna, to właściwie po co są pozostali X-Men? Mam dziwne wrażenie, że Jackman i Berry grający Wolverine'a i Storm po prostu chcieli większego udziału w filmie, przez co inne postaci zostały zepchnięte na margines. Przykładowo wspomniany Colossus – metalowy siłacz z dość dużym potencjałem aż „prosił się” o wystawienie go przeciwko Juggernautowi – innemu niepowstrzymanemu mutantowi o dużej sile i niesamowitej odporności. Tymczasem do jakiej roli sprowadzono tą postać? Do roli „wyrzutni” Wolverine'ów. A ten, swoimi pazurami, załatwi sprawę. Logan robi za czołową postać w tym filmie i mi się taki układ jednak nie podoba. Już słyszałem o planach nakręcenia filmu tylko z jego udziałem (a postać ta miała wiele przygód solowych), więc czemu wycina on całe zastępy wrogo nastawionych mutantów? Czemu robi za etatowego i jedynego twardziela i gościa z poczuciem humoru? Po raz trzeci przychodzi widzowi obserwować związek Icemana i Rogue. Ja rozumiem – nawet w komiksie poświęcano wiele miejsca tzw. „zwyczajnemu życiu w szkole Xaviera”, ale tutaj zaczyna to przypominać jakiś serial dla młodzieży.

Kolejna sprawa – przeciwnicy. Magneto już mi się zwyczajnie przejadł. Widzę go trzeci raz, tylko w innym towarzystwie. Juggernaut jest wystarczająco potężny, by załatwić całą ekipę X-Men. Można go powstrzymać tylko sposobem i w zasadzie tak dzieje się w filmie, niemniej gdy superbossa na łopatki rozkłada nastolatka, to para idzie w gwizdek i niemal widzę napis skierowany do publiczności „Lepiej być mądrą dziewczynką niż głupim siłaczem”. A ja nie lubię takiego moralizowania i stereotypów „kto ma w rękach, ten nie ma w głowie”. Dark Phoenix Saga w serii komiksów autorstwa Claremonta to chyba moja ulubiona przygoda X-Menów. Na poziomie. Oczywiste było, że nie da się jej bez cięć przełożyć na film, niemniej gdy do akcji wchodzą istoty zdolne obrócić w nicość cokolwiek zapragną, trzeba naprawdę zdolnego twórcy, by coś konkretnego „ugrać” i nie popaść w śmieszność. Nie wyszło to źle, niemniej mogło być lepiej. Znacznie lepiej.

Jak już wspomniałem – jest w filmie akcja i inne wątki, całość nawet niegłupio przygotowana. Wizualnie też wygląda to konkretnie i na korzyść filmu przemawiają według mnie działania Magneto, który w zasadzie ograniczył swoje groźby i zaczął naprawdę „grać ostro”. Wystarczy obejrzeć scenę uwolnienia z ruchomego więzienia Mystique, Madroxa i Juggernauta – stary mistrz magnetyzmu właściwie miażdży wszystkie samochody obstawy i choć nie ma tutaj pokazanej krwi, nikt nie ma wątpliwości, co stało się z ludźmi, którzy byli wewnątrz pojazdów. Robi wrażenie, a przy okazji osobom sceptycznym pokazuje, co w zamyśle twórców są w stanie zrobić mutanci mający konkretną moc i żadnych skrupułów (i dlaczego wielu ludzi, zwłaszcza tych u władzy, się ich obawia). Najbardziej spodobał mi się pomysł z „lekiem”, bo choć naiwny w założeniu doskonale sprawdził się jako oś, wokół której koncentruje się akcja. X-Men zawsze znani byli jako komiks poruszający tematykę rasizmu. Wprowadzenie do akcji środka, dzięki któremu mutant może stać się zwykłym człowiekiem daje nowe pole do popisu scenarzystom. W końcu postacie nadludzi mogą wyrzec się swego daru/przekleństwa po prostu stając w kolejce do kliniki. Gdy wyglądasz jak człowiek i masz potężną moc, którą kontrolujesz, lek nie jest ci potrzebny. Ale jeżeli wyglądasz jak niebieski futrzak, albo twoja skóra wysysa energię przez co nie możesz nikogo dotknąć nie robiąc mu krzywdy – czy nie lepiej być „normalnym”?

Dość dobrze znam przygody „grupowe” i „solowe” większości mutantów, którzy „przewinęli się” przez szkołę Xaviera. Uważam, że wykorzystano może połowę potencjału, jaki niosło ze sobą ekranizowanie przygód superistot. Trochę szkoda, niemniej „Ostatni bastion” nadal jest filmem udanym, ciekawym i zaskakującym pozytywnie (w kilku momentach) nawet najlepszych wyjadaczy. Komputerowe efekty i (zapewne) zwykła charakteryzacja umożliwiły „ożywienie” ludzi składających się z lodu czy metalu, posiadających futro czy skrzydła. Wizualne ukazanie ich mocy – podnoszenie przedmiotów, promienie optycznej energii itp. oraz sposobu walki (scena z Wolverine szatkującym sługusów Magneto w lesie – świetne zdjęcia i oszczędne epatowanie krwią) – to się udało. Film jest efektowny, ale nie efekciarski. Dla fanów oczywiście pozycja obowiązkowa – i pojedynczo i jako zwieńczenie trylogii. Reszta też nie będzie się nudziła. Za piętnaście złotych – warto. A ja być może dostrzegę w filmie drugie, „lepsze” dno, gdy obejrzę go po raz kolejny w domowym zaciszu. Na razie dwójka wypadła lepiej.

Ocena: 6/10

Tytuł:  X-Men: Ostatni Bastion

Reżyseria: Brett Ratner

Scenariusz: Simon Kinberg, Zak Penn

Muzyka: John Powell

Obsada:

  • Ian McKellen
  • Patrick Stewart
  • Hugh Jackman
  • Halle Berry
  • Famke Janssen
  • Vinnie Jones
  • Shawn Ashmore
  • Aaron Stanford
  • Rebecca Romjin
  • Ellen Page
  • Anna Paquin

Czas trwania: 104 minuty


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...