„Anibal 5” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 06-11-2018 23:37 ()


Rozbuchaną na wiele sposobów twórczość Alejandro Jodorowsky’ego trudno uznać za sztampową. Nawet pomimo częstego sięgania przezeń po zbliżone formalnie motywy lub wręcz cytowanie samego siebie. Obok zaprezentowanego nie tak dawno zbioru „Showman Killer” oraz pierwszego epizodu cyklu „Synowie El Topo” tezę tę zdaje się potwierdzać dyptyk „Anibal 5”. Na jego stronicach ów autor odchodzi od częstego w sygnowanych przezeń utworach patosu na rzecz raczenia swoich czytelników nieokiełznanym humorem.

Rola epicentrum komizmu przypadła osobie niesfornego cyborga o oznaczeniu fabrycznym Anibal 5 (w skrócie: A5). Toteż właśnie perypetie humanoidalnej maszyny stanowią sedno ciągu fabularnego obu zebranych tu albumów. A przyznać trzeba, że dzieje się wiele, jako że wspomniany na co dzień zwykł być – określmy to umownie – użytkowany przez działającą na międzyplanetarną skalę Organizację Obrony Europejskiej. Ta zaś problematycznych wyzwań ma niemal bez liku. Długowieczni tyrani, hołdujące obłędnym doktrynom sekty brutalnie poczynające sobie ze swymi akolitami oraz chore z nienawiści turbofeminy to przysłowiowy chleb powszedni Anibala. I chociaż on sam kwapi się ku wyznaczanym mu misjom bez przesadnego entuzjazmu, to jednak wynikłe z nabuzowania chutliwością zamiłowanie do niewieścich klonów i androidów okazuje się dlań odpowiednią zachętą do podejmowania tych zadań. A trzeba przyznać, że jego zwierzchnicy - niejaka Fräulein Enanita i jej brodata maskotka w osobie Pinkiego – potrafią skutecznie kusić go ponętnymi syntezoidkami. Ten zaś, mimo pewnej niesforności wpisanej w jego mocno hedonistyczny profil osobowościowy (choć gwoli ścisłości do „poziomu” skądinąd znanego Vuzza sporo mu jeszcze brakuje), z powierzonych mu zleceń na ogół wywiązuje się z powodzeniem. Daleko mu co prawda do kolejnych generacji Metabaronów, znanego z cyklu „Technokapłani” Albino czy króla Alvara (zob. „Królewska krew”). Trudno mu jednak odmówić skuteczności i pewnej dozy uroku wynikłej z jego osobliwej prostolinijności. Można nawet pokusić się o graniczące niemal z pewnością przypuszczenie, że „Anibal 5” to w pełni zamierzony pastisz pozostałych utworów chilijskiego wizjonera. Do tego zarówno tych wcześniejszych vide  „Incal”, jak i późniejszych (m.in. „Metabaron”).

Toteż komizmu sytuacyjnego i słownego tu nie brakuje, choć niekiedy według standardów bliskich teutońskiej odmianie poczucia humoru. Scenarzysta chętnie dworuje sobie ze schematów fabularnych stosowanych w różnych odmianach narracji heroicznych. Zarazem jednak akcja gna na całego, a jej zwrotów jest co niemiara. Ponadto Jodorowsky skwapliwie zadbał, by jego nabyta jeszcze u schyłku lat 60. XX w. renoma obrazoburcy została także w tym przypadku niezagrożona. Co prawda o intymnych zbliżeniach z maszynami czy zmianach płci za sprawą technologicznych udogodnień można było przeczytać już wcześniej w całkiem licznych utworach z nurtu literackiej fantastyki. W ogóle kultury popularnej były to jednak zjawiska co najwyżej incydentalne, nieporównywalnie rzadsze w zestawieniu ze współczesnym szturmem tego typu motywów. Do tego nie tylko w ramach wymienionej odmiany kultury, ale wręcz tzw. głównego nurtu czegoś, co zwykło być stylizowane na debatę publiczną. Widać zatem tzw. Jodo wykazał się nadspodziewaną intuicją, porównywalną z niektórymi skeczami najsłynniejszego Cyrku w dziejach Zjednoczonego Królestwa. Do tego w otoczce odjechanych awantur na skalę kosmiczną. 

Zilustrowania pochodnej wyobraźni zagorzałego tarocisty podjął się Georges Bess, kojarzony z takimi projektami jak m.in. znany polskim czytelnikom „Juan Solo”. Nie sposób odmówić mu znacznej wprawy w nakreślaniu zawartości kadrów i ogólnie swobody twórczej. Jednak w zestawieniu z dokonaniami takich autorów jak Das Pastoras („Castaka”) i Juan Gimenez („Kasta Metabaronów”) w efektach jego pracy trudno dopatrywać się perspektywicznej głębi i swoistego oddechu na większą skalę. Projekty przejawów zaawansowanej technologii także nie zwalają z nóg. Uroczo natomiast prezentują się licznie zgromadzone na kartach tego zbioru damy o częstokroć imponujących atutach kobiecości. Jak zwykle w przypadku oferty wydawnictwa Scream Comics jakość poligraficzna tej publikacji jest wręcz – nie bójmy się tego słowa – znakomita. Dodajmy do tego całkiem liczne szkice koncepcyjne postaci oraz wnętrz, a otrzymamy klasę samą w sobie.

„Anibala 5” bez cienia wątpliwości trudno byłoby uznać za szczytowe osiągnięcie w dorobku Alejandro Jodorowsky’ego. Wizyjnością realizacja ta ustępuje „Incalowi”, a ogólnym rozmachem i nasyceniem w często imponujące wyszukaniem koncepty „Kaście Metabaronów”. Niemniej jednak przypadki chutliwego cyborga to dowód, że także ów scenarzysta jest władny do generowania stricte komediowych fabuł i tym samym interesujące uzupełnienie jego bibliografii.

 

Tytuł: „Anibal 5”

  • Tytuł oryginału: „Anibal Cinq Intégral”
  • Scenariusz: Alejandro Jodorowsky
  • Rysunki: Georges Bess
  • Kolor: Florence Breton
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Paweł Biskupski
  • Wydawca wersji oryginalnej: Humanoïdes Associés
  • Wydawca wersji polskiej: Scream Comics
  • Data publikacji wersji oryginalnej (w tej edycji): 30 września 2015 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 27 sierpnia 2018 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 24 x 32 cm
  • Liczba stron: 144
  • Cena: 89,99 zł

Zawartość niniejszego zbioru opublikowano pierwotnie w albumach „Dix femmes avant de mourir” (wrzesień 1990) oraz „Chair d’Orchidée por le Cyborg” (kwiecień 1992).

Galeria


comments powered by Disqus