„Bajecznie bogaci Azjaci” - recenzja

Autor: Ewelina Sikorska Redaktor: Motyl

Dodane: 14-09-2018 23:27 ()


Bajecznie bogaci Azjaci to pierwsza od 13 lat hollywoodzka produkcja, w której cała obsada to sami Azjaci. I nie da się ukryć, że tak jak Czarna Pantera Marvela zajęła specjalne miejsce w sercach Afroamerykanów, tak podobnie będzie z perypetiami miłosnymi potomka bogatej rodziny Nicka Younga i jego ukochanej Rachel Chu — Amerykanki o chińskich korzeniach wśród Azjatów. Film już teraz bije rekordy popularności.

Co jest takiego w tej historii? Długo by opowiadać o ich miłosnych zawirowaniach będących osią całej opowieści tak zwariowanej, jak jej bohaterowie, ale co warto wiedzieć na samym początku...

Wszystko rozpoczyna się, gdy nieświadoma statusu materialnego swojego ukochanego chłopaka, Rachel (grana przez Constance Wu) zgadza się towarzyszyć mu w podróży do Singapuru na ślub najlepszego przyjaciela. Dopiero w samolocie ukochany uświadamia ją, że jest on potomkiem jednej z najbogatszych i wpływowych rodzin w Azji, przy tym jednocześnie jednym najbardziej pożądanych facetów w swoim najbliższym otoczeniu. Nie jedna chciałaby wyrwać takie bogate, przystojne ciacho, o czym Rachel niedługo przekona się na własnej skórze. Nie dość tego, szczęściu młodych może zagrozić matka Nicka, której nie w smak niższy status społeczny jego ukochanej, którą podejrzewa, że zależy jej tylko na rodzinnej fortunie chłopaka. Nasz chiński Kopciuszek, czyli Rachel jednak nie podda się bez walki i wraz z grupą bliskich jej osób będzie chciała pokazać całej „elicie”, że niczego jej nie brakuje i jest warta swojego ukochanego.

Trzeba na samym początku zaakcentować jedną podstawową kwestię: ten film nie odzwierciedla życia w Azji. To jest produkt czysto rozrywkowy, przy którym szare komórki raczej odpoczywają, niż pracują. To raczej bajka dla dorosłych z dość prostą, acz umiejętnie poprowadzoną historią. Film Jon M. Chu to komedia, ale która potrafi też czasem zaskoczyć i to pozytywnie. Tyle i aż tyle.

Bajecznie bogaci Azjaci jest jak słodko-kwaśne orientalne danie. Choć postaci komediowych (jak przyjaciółka Rachel - Peik Lin Goh, grana przez Awkwafinę, oraz jej rodzina) czy sytuacji komicznych jest sporo, to twórcy nie bali się poruszyć poważniejszych w wymowie i mocno uniwersalnych treści jak m.in. cena imigracji, konsumpcjonizm, nowoczesny styl życia kontra tradycja, problemy małżeńskie itd. Podczas seansu możemy przyjrzeć się życiu najbogatszych: z ich blaskami i cieniami. Podobnie jak zwykli zjadacze chleba mają oni swoje problemy, o dziwo często wynikające ze swojego statusu materialnego i ilości posiadanej gotówki.

Co ważne ta opowieść stoi postaciami kobiecymi. Wszak istota konfliktu kręci się wokół potencjalnej teściowej i synowej. Właśnie one będą grać w tej historii pierwsze skrzypce. Jaka jest każda z nich, możemy przekonać się już na początku seansu. Scena w hotelu z młodą matką Nicka (jedna z lepszych scen w całym tym obrazie) czy fragment z zajęć Rachel już przygotowuje nas, jakie „ziółka” będą musiały ze sobą się zetrzeć. Dobitnie to podkreśla scena partyjki mahonga rozegranego między obiema paniami pod koniec filmu. Obie są tak samo zdeterminowane w osiągnięciu swoich zamierzeń. A cena jest nie byle jaka: szczęście Nicka - syna jednej a ukochanego drugiej.

A sam Nick? No cóż.... zdecydowanie Grey mógłby u niego parzyć herbatę. Młody Young jest sympatycznym, młodym facetem, któremu pieniądze nie przesłoniły tego, co w życiu najważniejsze. Potrafi walczyć o swoje, nawet wbrew bliskim. Praktycznie ideał. Jednocześnie komedia Jon M. Chu wizualnie jest jak najpiękniejsza widokówka z zagranicznych wakacji. Piękne widoki, wspaniałe jedzenie - wszystko co najlepsze, co można zobaczyć czy zjeść w tamtych stronach. Nie uświadczycie tu nic bliższego realiom. Ma być bajkowo. I jest pełną gębą.

Kolejne plusy: zdecydowanie muzyka. Ten film to fantastyczny soundtrack, który warto przesłuchać sobie na spokojnie, już po filmowym seansie. Trzeba przyznać to otwarcie: Świat azjatyckich multimilionerów to dźwięki zdecydowanie przesiąknięte świetnymi coverami zachodnich jazz’owych standardów, hitów z lat 40., 50. czy 60. (fantastyczny swingujący “Waiting For Your Return” w wykonaniu Jasmine Chen czy bardziej zadziorne “Money (That’s What I Want)” w wykonaniu Cheryl K i wzruszające wykonanie “Can’t Help Falling In Love”- Kiny Grannis”) jak też i nowszych szlagierów ( jak cover piosenki Coldplay “Yellow”), ale możemy też posłuchać piosenek z “tutejszego” kręgu kulturowego (“Ren Sheng Jiu Shi Xi - Yao Lee”).

Co mogę jeszcze dodać: Drżyjcie Foresterowie z Mody na sukces i Carringtonowie z Dynastii. Jak nic na topie przez najbliższe kolejnych kilka lat będą Youngowie z Bajecznie bogatych Azjatów, tym bardziej że historia z pewnością spodoba się nie tylko fankom k-dram czy azjatyckich produkcji, ale każdemu, kto szuka niezobowiązującej rozrywki, przy której nie trzeba zbytnio zawracać sobie głowy fabułą, a przy okazji kończy się happy endem.

Ocena: 6/10

Tytuł: „Bajecznie bogaci Azjaci” 

Reżyseria: Jon M. Chu

Scenariusz: Peter Chiarelli, Adele Lim

Obsada:

  • Constance Wu
  • Henry Golding
  • Michelle Yeoh
  • Gemma Chan
  • Lisa Lu
  • Awkwafina
  • Harry Shum Jr.
  • Ken Jeong

Muzyka: Brian Tyler

Zdjęcia: Vanja Cernjul

Montaż: Myron Kerstein

Scenografia: Andrew Basema

Kostiumy: Mary E. Vogt

Czas trwania: 120 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus