„All-Star Batman” tom 2: „Końce świata” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 07-08-2018 19:23 ()


Wraz z decyzją o wdrażaniu „odrodzenia” uniwersum DC rola głównego kreatora perypetii Batmana przypadła Tomowi Kingowi. Ów scenarzysta z miejsca dał do zrozumienia, że rozwój mitologii Mrocznego Rycerza zamierza realizować na własnych warunkach, bez przesadnego oglądania się na dorobek swojego poprzednika w osobie Scotta Snydera. Z kolei ten drugi mimo względnie pokaźnego grona sceptyków, pochwalić się może znacznie liczniejszą społecznością fanów chętnie sięgających po tytuły sygnowane jego nazwiskiem. Tej okoliczności najwyraźniej nie zamierzał ignorować zarząd DC Comics, żywotnie zainteresowany generowaniem zysków adekwatnych do oczekiwań właścicieli tego wydawnictwa. 

Stąd pomimo „zmiany warty” na stanowisku scenarzysty flagowego tytułu przybliżającego perypetie alter ego Bruce’a Wayne’a również Snyder otrzymał swój przydział w ramach oferty „odrodzonego” uniwersum. Co prawda poza jego właściwym kontinuum, niemniej paradoksalnie scenarzysta „All-Star Batman” (bo taki właśnie tytuł nadano powierzonemu Snyderowi miesięcznikowi) zyskał większe pole twórczej swobody. Efekt? Przynajmniej na etapie tomu pierwszego mizerny. I to podwójnie, bo zarówno on, jak i wspierający go świeży „nabytek” tego wydawcy - tj. podkupiony Marvelowi John Romita Młodszy – oględnie rzecz ujmując, nie popisali się. Fortunnie w drugim tomie zbierającym epizody tej serii sytuacja ulega zdecydowanej poprawie.

Pomimo trudnych do zliczenia sukcesów Batmana na polu zmagań z mniej lub bardziej maniakalnymi adwersarzami jego krucjata nie ma rzecz jasna końca. Toteż w efekcie kolejnych machinacji Victora „Mr. Freeze’a” Friesa zmuszony jest on opuścić rodzinne Gotham City, wyprawiając się na Alaskę. To właśnie tam, kilkaset kilometrów na północ od koła podbiegunowego, szaleniec o zimnym jak lód sercu snuje kolejny plan przetrzebienia ludzkości. Oczywiście w „dobrej wierze”, tj. przebudzenia swojej pozostającej w stanie wymuszonej anabiozy małżonki. Co więcej, do życia w zupełnie odmienionym już świecie, spowitym arktycznym mrozem. Z oczywistych względów Batman ani myśli dopuścić do zrealizowania jeszcze jednej obłędnej wizji Freeze’a.

Brzmi jak do bólu eksploatowany standard? Być może, ale tylko po części. A to z tego względu, że nowela z udziałem wspomnianego „sparing-partnera” Mrocznego Rycerza to ledwie wstęp do rozleglejszej, pieczołowicie skonstruowanej opowieści jako żywo wzbudzającej skojarzenia z motywem kilkuetapowego kompletowania środków (artefaktów?) niezbędnych do powstrzymania decydującego zagrożenia. Toteż zanim dojdzie do nieuniknionej konfrontacji, Batman zmuszony będzie stawić czoła takim osobowościom jak Poison Ivy, Szalony Kapelusznik, a w finale jeszcze jednej wielce dlań kłopotliwej postaci. Ponadto Snyder nie omieszkał zawrzeć kilku elementów wprost nawiązujących do jego stażu w trakcie okresu „Nowego DC Comics!”. Stąd czytelnicy takich albumów jak „Waga superciężka” czy oba tomy „Wieczni Batman i Robin” słusznie poczuć mogą łączność fabularną tegoż zbioru ze wspomnianymi propozycjami wydawniczymi. Swoje robi ponadto udział w tym przedsięwzięciu plastyków, z którymi Snyder współpracował już wcześniej przy realizacji historii na potrzeby miesięcznika „Detective Comics vol.1” (pamiętne „Mroczne odbicie”), tj. Jocka i Francesco Francavilli. Zwłaszcza ten pierwszy z roku na rok coraz wprawniej sobie poczynający daje upust charakterystycznemu dlań parciu ku epatowaniu ekspresyjną, zamaszystą kreską. Znać w wykonanych przezeń planszach drapieżność podkreślającą napięcie wynikłe z rangi zagrożenia. Natomiast wywodzący się z Włoch Giuseppe Camuncoli to diametralnie odmienna szkoła rysunku, bliższa opowieściom z udziałem Nastoletnich Tytanów tudzież Plastic Mana niż Zamaskowanego Krzyżowca. Dlatego jego udział w tym przedsięwzięciu, pomimo ogólnego profesjonalizmu tego autora i okazjonalnie nad wyraz udanych kadrów (wizyjna wersja Szalonego Kapelusznika) wypada uznać za nieszczególnie udany pomysł, a reprezentowaną przezeń estetykę za zbyt „gryzącą” się z nastrojowością zaproponowaną przez jego pozostałych uczestniczących w tym projekcie kolegów po fachu.

O dziwo całkiem sensownie rozegrano postać Duke’a, kolejnego nastolatka, którego dziedzic fortuny Wayne’ów zdecydował się włączyć w ramy tzw. Bat-Rodziny. Co prawda z perspektywy piszącego te słowa postać to zbędna (bo i owa „rodzina” już i tak przesadnie liczna), wkomponowana w ramy mitologii Mrocznego Rycerza z niemałym prawdopodobieństwem w zamiarze, określmy to umownie, zróżnicowania rasowego. Wszak do tej pory - z nielicznymi wyjątkami takimi jak Cassandra Cain - przeważali potomkowie tzw. WASP-ów. A jak wiadomo w obecnej popkulturze, moderowanej przez obsesyjnych akolitów doktryny poprawności politycznej, tego typu zjawisko jest wręcz niedopuszczalne. Stąd akces Duke’a, który nadal pozostaje osobowością bez wyrazu, choć w tej akurat opowieści (notabene zilustrowanej przez niezmiennie wykazującego znakomitą formę twórczą Francisco Francavilla) następuje obiecujący w dalszej perspektywie rozwój tej postaci. Z kolei Poison Ivy zgodnie ze wdrażaną od kilku lat polityką wydawnictwa, stopniowo ewoluuje z pozycji psychopatycznej terrorystki ku roli wyznającej osobliwą filozofię życiową, acz skłonną w wyjątkowych przypadkach do sojuszu z Batmanem „wrażliwą ekolożkę”. Paradoksalnie akurat w tym przypadku (podobnie zresztą jak w nieco wcześniejszej „Gothtopii”) tego typu tendencja wydaje się na swój sposób trafna.

Pomimo ewidentnej wpadki, którą okazał się album „Mój największy wróg”, Snyder wziął się w garść, proponując znacznie bardziej udaną, a chwilami wręcz porywającą opowieść. Dał w niej bowiem wyraz swemu talentowi jako twórcy dreszczowców/horrorów (vide zrealizowane wspólnie z Jockiem „Wiedźmy”) oraz zasygnalizował, że nie zamierza łatwo ustępować pola Tomowi Kingowi, który z autorskich wątków i motywów wypracowanych przez Snydera korzysta raczej oszczędnie.

Przed nami już tylko jedno spotkanie z serią „All-Star Batman”. O tym czy scenarzyście uda się zachować poziom niniejszego nadspodziewanie dobrego występu zainteresowani czytelnicy będą mieli sposobność przekonać się w styczniu 2019  r.  

 

Tytuł: „All-Star Batman” tom 2: „Końce świata”

  • Tytuł oryginału: „All-Star Batman Vol.2: Ends of the Earth”
  • Scenariusz: Scott Snyder
  • Szkic: Jock, Francesco Francavilla, Giuseppe Camuncoli
  • Tusz: Tula Lotay, Mark Morales
  • Kolory: Francesco Francavilla, Matt Hollingsworth, Tula Lotay, Dean White, Lee Loughridge
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 6 września 2017
  • Data publikacji wersji polskiej: 11 lipca 2018
  • Oprawa: miękka ze „skrzydełkami”
  • Format: 17 x 26 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 132
  • Cena: 39,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku „All-Star Batman” nr 6-9 (marzec-czerwiec 2017).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus