„Mission: Impossible - Fallout” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 04-08-2018 23:39 ()


Kariera Toma Cruise’a może nie przypomina typowej sinusoidy, ale za każdym razem, kiedy aktor wystąpi w słabszym filmie (jak zeszłoroczna Mumia) zawsze może liczyć na powrót do roli, która od ponad dwudziestu lat zapewnia mu miejsce w panteonie kinowych gwiazd. Seria Mission: Impossible również miała swoje słabsze momenty, ale jej poziom nie schodził poniżej pewnej granicy przyzwoitości. Szósta odsłona cyklu - zatytułowana Fallout – jest mocno powiązana z poprzednią - Rogue Nation.

Sprawa Syndykatu nie została do końca zamknięta, mimo że Solomon Lane wylądował za kratami. Samozwańczy Apostołowie wciąż zagrażają, knując kolejny spisek mający zaprowadzić na świecie czas pokoju. Oczywiście, aby zbudować nowy porządek, należy zburzyć stary. Najlepiej w jakieś spektakularnej katastrofie, której skutki odczują miliony. Wybuch nuklearny, a nawet trzy wydają się odpowiednią siłą rażenia do tego zadania. Ethan Hunt wraz z ekipą oddanych współpracowników muszą przejąć pluton i zapobiec potencjalnej katastrofie. Coś jednak idzie nie tak, emocje biorą górę i niebezpieczna przesyłka znika. Hunt dostaje jednak kolejną szansę odzyskania promieniotwórczego materiału, ale tym samem zyskuje nowego partnera – osiłka Walkera, który będzie mu się bacznie przyglądał na ręce, gdyż działania, a raczej wpadki IMF przestały bawić wysoko postawionych oficjeli CIA. Kolejna misja zapowiada się na jazdę bez trzymanki, bo ponownie Ethan nie wie, czy może wszystkich zaufać, a ponadto jego reputacja zostaje skutecznie podkopana. Misja jak misja – znów prawie sam przeciwko wszystkim.

Nawet przy szóstej części cyklu nie czuć wyczerpania formuły M:I, bo dynamiczna akcja wypełnia ponad dwugodzinny seans i nie ma tu miejsca nad skrupulatne i dogłębne analizowanie intrygi. Nie oszukujmy się jednak, seria ta już dawno przestała zachowywać jakiekolwiek pozory realizmu, bo wszystko, co rozgrywa się na ekranie albo nagina prawa fizyki, albo stawia wyczyny bohaterów ponad dokonania przeciętnych śmiertelników.  Christopher McQuarrie, który ponownie stanął za kamerą i napisał scenariusz filmu, postawił na nieustanną, brawurową i spektakularną gonitwę, w której króluje Tom Cruise. Wyścig motocyklowy z udziałem aktora wykonującego samodzielnie sceny kaskaderskie wgniata w fotel. Takich scen ekstremalnej akcji jest tu więcej i każda w jakiś sposób wpisuje się w mitologię serii, starając się nawiązać do starszych odsłon, a jednocześnie podkreślić widowiskowość niniejszej.

Gmatwanie misji Hunta i rzucanie mu kłód pod nogi przez szefostwo agenturalnych organizacji to już norma, która niestety nieco spowszedniała, toteż odkrycie kto z kim trzyma i działa przeciwko IMF jest banalne. McQuarrie’owi nie można odmówić ambicji zakończenia wszystkich ważnych wątków z poprzedniej części, a nawet sięgnięcia po dawno niewidziane postaci. Udało mu się, choć trzeba przyznać, że w tym momencie znakiem rozpoznawczym M:I są wychodzące poza granice realizmu sekwencje akcji, wyczyny kaskaderskie Cruise’a i mini twisty z udziałem stałej ekipy. Na większe zaskoczenia nie ma co liczyć. Z kolei największą bolączką są przeciwnicy, bo twórcy nie potrafią dostarczyć złoczyńcy z krwi i kości, a jak już decydują się na interesujące postaci pokroju Białej Wdowy, to jest ona praktycznie niewykorzystana. Ze świecą również szukać gęstej atmosfery niepewności i paranoi, jaką udało się stworzyć Brianowi De Palmie w pierwszej części.

Fallout to nadal przyjemny wakacyjny hit ze sprawnie skrojonymi kreacjami aktorskimi, ale bez efektu mocnego wow. Z pewnością to nie koniec przygód Hunta, bo Cruise mimo wieku wciąż pozostaje jednym z najlepszych aktorów kina akcji, a M:I 6 zaliczyło najlepsze otwarcie cyklu, co dla wytwórni jest tylko sygnałem, że warto kuć żelazo, póki dostarcza gorące miliony dolarów. Trzeba też zdać sobie sprawę, że jeśli kolejne odsłony powstaną, to bardziej niż te pierwsze będą przypominały odcinek serialu aniżeli odrębny film. Może to droga do utrzymania tej serii na dużym ekranie na dłużej, tak jak w przypadku Bonda, tylko z czasem dojdzie do naturalnej zmiana warty i Cruise’a zastąpi ktoś z mniejszym bagażem doświadczeń i liczbą lat w życiorysie.  

Ocena: 7/10

Tytuł: „Mission: Impossible - Fallout” 

Reżyseria: Christopher McQuarrie

Scenariusz: Christopher McQuarrie

Obsada:

  • Tom Cruise
  • Simon Pegg
  • Rebecca Ferguson
  • Henry Cavill
  • Ving Rhames
  • Sean Harris
  • Alec Baldwin
  • Angela Bassett
  • Michelle Monaghan
  • Vanessa Kirby

Muzyka: Lorne Balfe

Zdjęcia: Rob Hardy

Montaż: Eddie Hamilton

Scenografia: Jille Azis

Kostiumy: Jeffrey Kurland

Czas trwania: 147 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus