Milena Wójtowicz „Post Scriptum” - recenzja

Autor: Agnieszka Krzyżewska Redaktor: Motyl

Dodane: 29-07-2018 11:02 ()


Milena Wójtowicz to pisarka, która wróciła na rynek wydawniczy po prawie 10-letniej nieobecności.  Trudno uwierzyć, że w latach 2005-2008 rok po roku wydano aż cztery jej powieści (kolejno Podatek w 2005 r, Wrota w 2006, Załatwiaczkę w 2007 i Wrota 2 w 2008). Pomimo tak długiej przerwy, autorka nic nie straciła ze swojego swobodnego stylu, ciętego humoru oraz lekkiego języka, co dobitnie udowadnia w swojej nowej książce „Post Scriptum”.

Już samo rozpoczęcie powieści zdaniem „Nie możesz wrzucić zakupu DVD ze wszystkimi sezonami Supernaturala w koszty uzyskania przychodu” zapowiada historię pełną śmiesznych dialogów, licznych nawiązań do fantastyki oraz nietuzinkowych postaci. I tak oto mamy główną bohaterkę, Sabinę, zajmującą się szkoleniami BHP, która wraz ze swoim kolegą – Piotrem, zajmującym się coachingiem, założyli firmę konsultingową specjalizującą się w tzw. nienormatywnych, czyli np. strzygach, wiłach, wilkołakach, wampirach, wietrzycach itp. Problem w tym, że ktoś metodycznie próbuje pozbywać się całej tej nadnaturalnej gromadki. Sabinie i Piotrowi nie pozostaje nic innego, jak tylko spróbować znaleźć mordercę, jako że sami są nienormatywni. Nie mogą włączyć policji w swoje śledztwo, więc muszą opierać się na metodach, które znają z seriali…

Dużym atutem powieści jest niewymuszony, lekki humor, widoczny zwłaszcza w dialogach, przy których czytelnik nie raz i nie dwa uśmiechnie się pod nosem, a momentami nawet wybuchnie gromkim śmiechem. Niestety, ten typ humoru nie każdemu może się podobać, zwłaszcza że jest go bardzo dużo i po pewnym czasie może nieco nudzić, a nawet drażnić (chociaż ja czytając „Post Scriptum”, świetnie się bawiłam). Akcja powieści przebiega raz wolniej, raz szybciej, tak jak postępy w typowym śledztwie – czasem dowody błyskawicznie pozwalają dojść od przysłowiowej nitki do kłębka, a czasem dochodzenie utyka w martwym punkcie i trzeba czekać, aż będzie następna ofiara. 

Bardzo sprytnym zabiegiem literackim, który autorka dość często stosuje, jest opisywanie tego samego zdarzenia z punktu widzenia różnych bohaterów. Dodajmy, że często bardzo odmiennego punktu widzenia, co wprowadza dodatkową porcję humoru. Jednak najlepszym atutem powieści według mnie są świetnie skonstruowane postacie kobiece – silne, różnorodne, aż chciałby się dodać „żywe”. Zdecydowanie są to bohaterki, które „kopią tyłki”, chociaż każda na swój sposób. Sabina – z tytułu swojej nienormatywności, Ewa – nadludzkiego wręcz perfekcjonizmu, organizacji i elegancji, Agnieszka – pracy w policji i wielu godzin spędzanych na siłowni i poświęconych na treningi sztuk walki. Nawet postacie drugoplanowe są bardzo dobrze zarysowane – ich charaktery czy motywy działania reprezentują całą plejadę różnorakich sposobów na życie, jakie możemy obserwować we współczesnym społeczeństwie. Czytając inne książki, zarówno fantasy, jak i sf, mam wrażenie, że postacie kobiece są przedstawiane bardzo prosto – albo wojowniczki, albo księżniczki wręczane w nagrodę głównemu bohaterowi za uratowanie świata przed zagładą. Na szczęście nie jest tak w recenzowanej powieści – można nawet stwierdzić, że to właśnie dzięki tym bohaterkom „Post Scriptum” stanowi tak barwną i wciągającą historię.

Niestety, przy tak wspaniałych bohaterkach panowie wypadają dość blado i dosadnie mówiąc trochę „brak im jaj”. Główny bohater – Piotr – ma głowę wypełnioną coachingiem i poskramianiem swoich wewnętrznych pragnień za pomocą świec o zapachu lawendy. Mimo że nie są to cechy typowego macho, on wykazuje najwięcej inicjatywy w porównaniu z pozostałymi postaciami męskimi. Kolejny to detektyw z policji, który jest człowiekiem i nie zna się na nienormatywnych sprawach – na początku zapowiada się na znakomitą postać, jednak w miarę rozwijania się akcji jest odsunięty na drugi plan i wydaje się, że autorka przypomina sobie o nim dopiero pod koniec powieści. Inny policjant, tym razem nienormatywny, zostaje niejako „wykorzystany” przez bohaterki do znalezienia sprawcy, a ta postać ma także niemały potencjał, który mógłby wnieść sporo dynamiki i ciekawych starć w gronie głównych bohaterów.

Kolejnym minusem książki jest trochę nijakie zakończenie. Warto dodać, że powieść podzielona jest na siedemnaście rozdziałów, poukładanych chronologicznie po czasie, w jakim dany fragment akcji się rozgrywa. Siedemnasty rozdział nosi tytuł „Post Scriptum” i wydawałoby się, że skoro taki jest tytuł książki, to będzie to coś znaczyć. Niestety, po przeczytaniu całej wciągającej i zabawnej historii, ostatniego rozdziału mogłoby w zasadzie nie być bez żadnej straty dla powieści.

Pomimo wspomnianych wcześniej niedociągnięć zdecydowanie warto sięgnąć po tę powieść, zwłaszcza jeżeli szukacie lekkiej, wesołej i przyjemnej lektury na wakacje. Silne postacie kobiece, cięty humor i ciekawa akcja gwarantują kilka godzin solidnej rozrywki. Mam wielką nadzieję, że autorka zdecyduje się na kontynuację przygód Sabiny i Piotra wraz z całą ferajną normatywnych i nienormatywnych przyjaciół, gdyż szkoda by było zmarnować taki potencjał.

 

Tytuł: „Post Scriptum”

  • Autor: Milena Wójtowicz
  • Wydawca: Wydawnictwo Jaguar
  • ISBN: 9788376866727
  • Oprawa: miękka
  • Stron: 304
  • Format:135x200 mm
  • Data wydania: 25.04.2018 r.
  • Cena: 39,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Jaguar za przesłanie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus