„Nigdy cię tu nie było” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 19-04-2018 22:51 ()


Fabuła nowego filmu Lynne Ramsey na pierwszy rzut oka może wydawać się mało czytelna. Jednak narracja mieszająca rzeczywistość z halucynacjami wzmacnia przekaz, sprawiając, że kolejne wizje trafiają mocniej do widza. Sponiewierany życiem bohater, o jakże mało znaczącym imieniu Joe, musi wyrwać uprowadzoną dziewczynkę z rąk porywaczy pedofilów. Tyle wystarczy wiedzieć na temat wątku przewodniego, cała reszta to budowa okaleczonej osobowości głównego bohatera.

Joe, którego traumy z przeszłości nasączone są retrospekcjami, przegrał swoje życie. Jest niezwykle brutalny, swoich przeciwników traktuje młotkiem, wręcz demolując ich martwe ciała. Czerpie siłę z tej sadystycznej pasji. Z drugiej strony nie ma chwili, w której nie myślałby o odebraniu sobie życia. Wizje samobójstwa reżyserka wplata z wyczuciem i pietyzmem w ramy głównego wątku, zaciera tym samym granicę między jawą a wyobrażeniami, dlatego też całość jest niezwykle emocjonująca. Można odnieść wrażenie, że Joe masakruje kolejnych złoczyńców, znajdując ukojenie dla swojej rozchwianej osobowości w tych aktach przemocy. Cała reszta to przygnębiająca rzeczywistość i bolesne wspomnienia z dzieciństwa i służby, które doprowadzają go do obłędu. Bohater grany przez Joaquina Phoenixa ma niewielką szansę wydostać się z matni przemocy, jego demony przeszłości pchają go ku nicości.

Trudno nie nazwać postaci kreowanej w wielkim stylu przez Phoenixa za szaloną i nieobliczalną. Ramsey zdecydowała się na dość nietypową narrację poprzetykaną retrospekcjami i wizjami bohatera. Porwanie i akcja odbicia dziewczynki to tylko środki do pokazania człowieka przygniecionego życiowymi traumami, przeżutego i wyplutego, karmionego przemocą. W tym budowaniu osobowości Joe Phoenix robi olbrzymią robotę, gra jak w transie, odkrywając mroczne oblicze swojej postaci krok po kroku. Gdy ma chwile słabości czy wpada w furię – spektrum emocji aktora jest szerokie od erupcji gniewu i wściekłości po wręcz niebywałe wyciszenie, wycofanie i izolację.  

To zdecydowanie surowe kino nie na każdy żołądek i nie dla widza nastawionego na typowy obraz zemsty. Za znakomitą kreacją nie podąża historia, która mając znamiona eksperymentatorskiej formuły, gubi się w festiwalu aktów przemocy. Bo zobaczenie jak Phoenix przemeblowuje szczęki i przetrąca czaszki to jedno, ale nadanie sensu jego czynom to drugie. Niemniej nie można skreślać filmu Ramsey, bo ocieka on niepowtarzalną atmosferą, mocną, psychodeliczną kreacją Phoenixa. Rzeczywistość miesza się z urojeniami, podkreślając niekończące się cierpienie bohatera. Powstało bardzo sugestywne dzieło. Nigdy cię tu nie było to kino dla wytrawnych smakoszy niejednoznacznych obrazów, a wręcz dla wielbicieli artystycznych pozycji z wyraźnym autorskim sznytem.  

Ocena: 6/10

Tytuł: „Nigdy cię tu nie było” 

Reżyseria: Lynne Ramsay

Scenariusz: Lynne Ramsay

Obsada:

  • Joaquin Phoenix
  • Dante Pereira-Olson
  • Larry Canady
  • Vinicius Damasceno
  • Neo Randall
  • Judith Roberts
  • Frank Pando

Muzyka: Jonny Greenwood

Zdjęcia: Thomas Townend

Montaż: Joe Bini

Scenografia: Kendall Anderson

Kostiumy: Malgosia Turzanska

Czas trwania: 85 minut

 

 Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji. 


comments powered by Disqus