George R.R. Martin „Dzikie karty" tom 3: „Szalejący dżokerzy” - recenzja

Autor: Marcin Waincetel Redaktor: Motyl

Dodane: 08-03-2018 11:42 ()


Fantastyczność cyklu „Dzikie Karty”, ukochanego dziecka George'a Martina, przejawia się w tym, że kronikarski zapis historii XX wieku podszyty został niesamowitością, nadnaturalnością. Ale jak podszyty! Na jakim materiale! Twórca sagi „Pieśni lodu i ognia” zaprosił do współpracy wybitnych twórców z fantastycznego panteonu i dał im wolność tworzenia, choć czuwał i czuwa – oczywiście - nad spójnością świata, w którym asowie i dżokerzy – superbohaterowie oraz złoczyńcy, nadludzie i mutanci – ingerują w wielkie dzieło stworzenia. Trzeci tom zbiorczy „Szalejący dżokerzy” jest pod wieloma względami szczególny. Inny, a jednak podobnie wartościowy.

Akcja powieści (a nie, jak miało to miejsce do tej pory, opowiadań) rozgrywa się bowiem w czasie zaledwie dwudziestu czterech. Taka kondensacja wydarzeń jest już wyzwaniem samych w sobie, a jeśli dopowiemy, że za rozpisanie historii odpowiadało siedmiu różnych twórców, to nie sposób jest nie docenić ostatecznego kształtu publikacji sygnowanej nazwiskiem Martina. Widać też ciekawe zależności w kontekście poprzednich odsłon cyklu – pierwszy z nich rozpisany był w ciągu trzydziestu lat, stąd też bogactwo świata przedstawionego, wejście w niuanse, całą mitologię, drugi był już bardziej zdynamizowany, bo toczył się w czasie siedmiu dni, natomiast trzecia część to prawdziwy popis kompozycji.

Bardzo udanie ustanowiony został również dramaturgiczny środek ciężkości, który zasadza się na konfrontacji bohaterów z Astronomem. Dla niektórych będzie to walka ostateczna. Antagonista jest zresztą pomyślany jako reprezentant zła w wyjątkowo niepokojącym wydaniu – postaci spaczonej szaleństwem, który pragnie zemsty na tych, którzy śmiali nadszarpnąć jego autorytet. Do swojej pomocy ma zresztą dwóch wyrazistych charakterników, Zgona i Ruletkę, i uwierzcie, że imiona tej dwójki nie są wcale przypadkowe. Fortuna kołem się toczy podobnie jak i śmierć – niespodziewana, bezlitosna. Stąd też asowie i dżokerzy muszą wreszcie stanąć ramię w ramię, aby nie tylko wygrać, co przetrwać. Choć wydaje się, że w tym kontekście są to pojęcia bliskoznaczne...

George R. R. Martin i współpracujący z nim przy tej publikacji między innymi Edward Bryant oraz Lewis Shiner wykazali się zadziwiającym zmysłem do konstruowania opowieści harmonijnej, ale też wyjątkowo emocjonującej. Bo eskalacja napięcia jest w trzecim tomie nieporównywalna do poprzednich. Arcyciekawy jest też kontekst, w którym osadzono historię – wszak akcję osadzono w dniu 15 września w czasie trwania obchodów Dnia Dzikiej Karty, gdy mieszkańcy Nowego Jorku wspominają umarłych, ale też cieszą się codziennością, afirmują życiem. Niestety, 1986 rok w rzeczywistości „Dzikiej Karty” przejdzie do wyjątkowo krwawej kroniki dziejów... Nieprawdopodobnie sugestywne i bezkompromisowe przedstawienie, które zasługuje na uznanie nie tylko ze strony miłośników prozy fantastycznej i wielbicieli historii alternatywnych, ale też, co ważne, pasjonatów opowieści obyczajowych z mocno zarysowanymi wątkami dramatycznymi. Bo trup ściele się w tej powieści, choć śmierć potrafi przynieść też wybawienie. Jednak czy ostateczne?

 

Tytuł: Szalejący dżokerzy

  • Cykl: Dzikie karty
  • Autor: antologia
  • Wydawca: Zysk i S-ka
  • Data wydania: 30.11.15 r.
  • Liczba stron: 532
  • Oprawa: miękka
  • Cena: 39,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Zysk i S-ka za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus