„Kształt wody” - recenzja

Autor: Ewelina Sikorska Redaktor: Motyl

Dodane: 25-02-2018 12:35 ()


Raz na jakiś czas zdarza się produkcja, którą trudno zakwalifikować do konkretnego gatunku, że sama w sobie tworzy odrębną gałąź kinematografii. Tak właśnie jest z najnowszym dzieckiem Guillermo del Toro - „Kształtem wody”.

„Kształt wody” to zdecydowanie najlepsze co mogło się przytrafić Guillermo del Toro od czasu Labiryntu Fauna". To właśnie z tym obrazem pod kątem stylistyki i „baśniowości” nowy film Meksykanina ma najwięcej wspólnego. Co ważne, po różnego rodzaju „wyskokach” (Pacific Rim czy dosyć słabe „Crimson Peak. Wzgórze krwi”) reżyser odbija się od dna. Po sukcesie serialu „Łowcy trolli” może odhaczyć kolejny, jakim z pewnością jest właśnie „Kształt wody” - baśń o potędze miłości. Tym obrazem reżyser zdecydowanie wraca do korzeni i stylistyki, w której najlepiej sobie radzi: baśni dla dorosłych i realizmu magicznego. Przy czym widać, że del Toro lubi umiejscawiać akcję swoich opowieści w dość niestabilnych okresach: w przypadku „Labiryntu Fauna” historia działa się po zakończeniu hiszpańskiej wojny domowej, z kolei „Kształt wody” osadzony jest tylko pozornie w spokojniejszych czasach – Ameryce lat 60., czyli okresu tzw. zimnej wojny, czasu pełnego napięć politycznych (wyścig zbrojeń i wywiadów między USA i ZSRR), jak i społecznych (dyskryminacja na tle rasowym, seksualnym, płciowym, wszechobecny szowinizm i seksizm). W tym świecie pełnym sprzeczności i hipokryzji poznajemy niemą sprzątaczkę tajnego, wojskowego ośrodka badawczego, Elisę Esposito. Jej życie zmienia się, gdy obdarza uczuciem istotę, która dla wielu przypomina bezrozumnego potwora.



Nie da się ukryć, że „Kształt wody” to przepiękna baśń o miłości: o jej pragnieniu, szukaniu, spełnieniu i niespełnieniu. Przy czym to też opowieść o poszukiwaniu, znajdowaniu i braku szczęścia. Jednocześnie to opowieść o istocie człowieczeństwa. Co tak naprawdę czyni nas ludźmi? Czym powinniśmy się kierować w życiowych wyborach? Moralnością, religią czy ideologią? Czy mamy prawo decydować o czyimś życiu i śmierci? Ta dość nietypowa love story, oprócz pytań typowo egzystencjalnych zdecydowanie sięga dalej, rozliczając się z upadkiem kultury i artyzmu na rzecz bylejakości i wewnętrznej pustki, niedającej nic w zamian. Przy okazji reżyser, używając „historycznego filtra”, wytyka fanatyzm szczególnie ten religijny, przemoc wobec słabszych oraz nienawiść będące niejednokrotnie skutkiem niskiej samooceny, głęboko skrywanego strachu czy rozczarowania otaczającą rzeczywistością jak też tzw. owczym pędem.

To, co pierwsze rzuca się w oczy to soczystość barw. Kolor to „cichy”, ale bardzo ważny bohater tego filmu. Zdecydowanie na pierwszy plan wysuwa się zieleń i to w każdym możliwym wariancie: zgniła, oliwkowa, morska po intensywną butelkową zieleń kończąc na limonkowej. Każdy z odcieni odgrywa zupełnie inną rolę w tym świecie, jednak zasadniczo zielony jest atrybutem osób lub rzeczy, które z jakiegoś powodu nie pasują do otaczającej ich rzeczywistości, są lub czują się wykluczone, muszą żyć w ukryciu. Zieleń szczególnie w oliwkowym odcieniu przez dłuższy czas towarzyszy naszej głównej bohaterce – przez brak głosu, skazanej na margines społeczeństwa. Równie ważne są inne akcenty kolorystyczne zaznaczone w filmie m.in. czerwień jako symbol pasji, namiętności i buntu, niebieski i jego odcienie jako synonimy boskości; tej prawdziwej i tej „uzurpowanej”, brąz uosobienie nostalgii i stagnacji czy żółć z pomarańczem — pozornie symbolizujące stabilność i bezpieczeństwo, a w rzeczywistości ukazujące pustkę egzystencjalną spowodowaną ślepym podążaniem za konsumpcjonizmem czy ideą.

Świetna gra symboliką barw buduje atmosferę, ale też subtelnie ukazuje zmiany zachodzące w bohaterach. Szczególnie zieleń, nadaje całej konstrukcji fabularnej oniryczny sznyt i magię, która potrzebna jest, aby ta historia mogła nas zachwycić. Zaznaczyć trzeba przy tym, że nie tylko barwy mają tu swoje ukryte znaczenie. Także woda to jedna wielka metafora. W „Kształcie wody” jest zarówno uosobieniem życia, jak i ukrytych pragnień bohaterów, szczególnie tych, które chcą, z różnych powodów ukryć przed całym światem. Warto zaznaczyć, że del Toro, tworząc swoją baśń dla dorosłych, łączy wiele elementów. Konstrukcja fabularna to zdecydowanie nawiązania do klasycznych baśni (szczególnie „Małej Syrenki” Andersena, „Pięknej i Bestii” oraz bardziej „mrocznych” baśni spod znaku braci Grimm). Oprócz tego nie zabrakło też odniesień do mitologii antycznej (mit o Amorze i Psyche) odniesień biblijnych (historia Rut, Mojżesza, jak też Samsona i Dalili) oraz historii kina (pojawiające się jako fragmenty kina historyczno-religijnego np. „Historia Rut” czy musicale ze złotej ery Hollywood) Charakteryzacja potwora z „Kształtu wody” to zaś zdecydowanie hołd do klasyka filmów grozy - Potwora z Czarnej Laguny". Ważną rolę odgrywają też przewijające się co jakiś czas dialogi z produkcji oglądanych przez bohaterów, które niejednokrotnie są komentarzem do sytuacji, jaką widzimy na ekranie.

W tej plastyczności obrazu (i słabości do zieleni) widać z pewnością rękę Alfonso Cuarona, który wspomagał del Toro w pracach przy filmie jako „dobry duch” projektu. Prawdopodobnie cennym radom Jamesa Camerona — drugiego „dobrego ducha” tej produkcji zawdzięczamy świetne ujęcia i sceny podwodne (szczególnie pierwsze i ostatnie sceny w filmie). Bez tych dwóch dżentelmenów „Kształt wody” z pewnością byłby innym filmem. Lepszym, gorszym? Nie wiem i raczej się nie dowiemy.

Co do muzycznej strony „Kształtu wody” trzeba przyznać jedno: widać, że Desplat i del Toro świetnie się dogadują, bo „Kształt wody” to już drugi wspólny udany nad wyraz projekt obu twórców (ich współpraca rozpoczęła się wraz z pracami nad serialem animowanym „Łowcy trolli”, do którego muzykę stworzył właśnie Alexandre Desplat). Jeśli chodzi o „Kształt wody” to, mimo że to głównie materiał ilustracyjny, kompozytor wywiązuje się ze swojego zadania znakomicie. Kiedy trzeba, słyszymy w warstwie muzycznej nostalgię za dawnymi, lepszymi czasami, która za chwilę przemienia się w nuty bliższe dramatowi szpiegowskiemu, aby za moment przenieść nas w świat melodii rodem z „Amelii”. Właśnie te francuskie frazy melodyczne uosabiają głos romantycznej, pełnej pasji i pragnienia miłości niemej sprzątaczki. Mimo że nie wypowiada żadnego słowa, Desplat za pomocą swoich utworów potrafił przekazać nam wszystkie emocje nią targające.

Jednak film del Toro nie obroniłby się bez fantastycznych odtwórców głównych ról. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Sally Hawkins, która miała bardzo trudne zadanie. Choć nie wypowiada żadnej kwestii, to w jej rękach spoczywała największa odpowiedzialność, wszak to jej bohaterka jest najważniejszym elementem układanki, jaką zaserwował na Guillermo del Toro. Rola zakochanej w człekokształtnej istocie nieśmiałej, spragnionej miłości niemej sprzątaczki wyszła jej znakomicie. Każdy gest, ruch ciała przyczynia się do tego, że jesteśmy w stanie uwierzyć w tę dość nieprawdopodobną historię miłosną. Jeśli zaś chodzi o drugi plan, to również tu nie mam nic do zarzucenia: świetny Michael Shannon jako czarny charakter, czyli seksistowski sadysta Richard Strickland. Może tylko Octavia Spencer wcielająca się w przyjaciółkę ElisyZeldę, swoją grą przypominała za bardzo postać, którą grała w „Służących”, nie dodała do swojej kreacji nic nowego.

Przy wszystkich zawartych w „Kształcie wody” elementach del Toro nie zapomina o podstawowej regule baśni: przesłaniu. I chociaż na pierwszym planie dostajemy bajkową historię miłosną z happy endem to reżyser w myśl łacińskiej maksymy: „Historia magistra est” poprzez umieszczenie akcji obrazu w takim odcinku historii wskazuje na podobieństwa między „demonami” lat 60. a naszymi czasami ku przestrodze. Jest to szczególnie ważna lekcja, patrząc na otaczającą nas rzeczywistość.

Jeśli więc zastanawiacie się, czy w naszym zabieganym świecie jest jeszcze miejsce na baśń, taką ze wzruszającą, ciepłą, romantyczną historią, to owszem. Myślę, że tak. I „Kształt wody” jest tego najlepszym przykładem. I chociaż ostatnio wokół tego filmu sporo kontrowersji, to warto go zobaczyć i przez chwilę poczuć magię.

Ocena: 8/10

Tytuł: „Kształt wody” 

Reżyseria: Guillermo del Toro

Scenariusz: Guillermo del Toro, Vanessa Taylor

Obsada:

  • Sally Hawkins
  • Michael Shannon
  • Richard Jenkins
  • Octavia Spencer
  • Michael Stuhlbarg
  • Doug Jones
  • David Hewlett
  • Nick Searcy
  • Stewart Arnott
  • Nigel Bennett

Muzyka: Alexandre Desplat

Zdjęcia: Dan Laustsen

Montaż: Sidney Wolinsky

Scenografia: Jeffrey A. Melvin, Shane Vieau

Kostiumy: Luis Sequeira

Czas trwania: 123 minuty  

 Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji. 


comments powered by Disqus