WKKDC tom 38: „Batman: Zjawy z przeszłości” - recenzja

Autor: Jakub Syty Redaktor: Motyl

Dodane: 25-01-2018 22:57 ()


Macie ochotę na kilka klasycznych historii z Batmanem w roli głównej? Sięgnijcie po „Zjawy z przeszłości”, 38 tom Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics zbierający wybrane zeszyty serii „Detective Comics” z końca lat 70. Miłośnicy tych klimatów powinni być usatysfakcjonowani, tym bardziej że w kolekcji proponowanej przez Eaglemoss dostajemy raczej dużo nowsze tytuły.

W niniejszym tomie pojawia się całkiem szeroka plejada przeciwników Mrocznego Rycerza, począwszy od Kalkulatora, komputerowego przestępcy biegającego z cyferblatem na piersi, z którego stroju (może pamiętacie?) żartowano sobie w „Kryzysie tożsamości”. Akurat w tej historii Batmanowi pomagają członkowie Ligi Sprawiedliwości, którzy dosłownie, cytując Green Arrowa: „strzelają dowcipami... i celnymi strzałami”. Jest to jednak tylko przystawka, utrzymana w nieco innej, dużo bardziej rozrywkowej tonacji, napisana przez Boba Rozakisa, który stworzył postać Kalkulatora.

Za większą część odcinków odpowiada inny scenarzysta – Steve Englehart, który co chwila zrzuca na barki Batmana/Bruce'a Wayne'a kolejny ciężar w postaci złoczyńcy zagrażającego miastu Gotham oraz jemu samemu. Po pierwsze doktora Hugona Strange'a, którego szatański plan poznania tożsamości Batmana okazuje się diablo skuteczny. To przy okazji tego spotkania z ust Bruce'a pada jakże wymowny tekst: „Ja nie miewam koszmarów! To ja jestem koszmarem!” Po drugie Pingwina, planującego duży skok. Po trzecie Deadshota, który po ucieczce z wiezienia postanawia zapolować na Nietoperza z Gotham. Naturalnie pojawia się również Joker, tym razem wietrząc interes w posiadaniu praw do dystrybucji jokeroryb, przy okazji zatruwając życie Batmana swoim trującym gazem. Zbrodniczy klaun wypada ze wszystkich najciekawiej i najbardziej demonicznie.

Przez cały ten czas Batman zmaga się również z kryminogennymi działaniami radnego Ruperta Thorne'a, przewodniczącego rady miejskiej, który nastawił tą właśnie radę przeciwko samozwańczemu obrońcy miasta. Warto również napomknąć, że Bruce umawia się ze śliczną Silver St. Cloud, a fakt ten ma dodawać nieco pikanterii jego życiu prywatnemu, w zasadzie zepchniętemu na dalszy plan. Cóż, jak sam stwierdza, „Bruce stał się maską, jaką w ciągu dnia zakłada Batman”.

Jest jednak w tym komiksie scena – napisana przez Lena Weina – która chyba najmocniej zarysowuje dramat Bruce'a. Otóż w jednym kadrze widzimy, jak Batman po ściągnięciu maski pomstuje na swoich rodziców, grożąc zaciśniętą pięścią przed obrazem z ich wizerunkami. „To wszystko wasza wina! Wasza... Moi zmarli rodzice! Gdybyście żyli, nie musiałbym zostać Batmanem! Mógłbym wieść normalne życie jak zwykły człowiek!” Oczywiście bardzo szybko reflektuje się, że wypowiedziane słowa nie były na miejscu, niemniej jest to mocny akcent. Swoją drogą napisana przez Weina historia dotkniętego akromegalią mężczyzny, który chcąc zaradzić swej brzydocie, został kolejnym Clayface'em, aż wstrząsa tragizmem i w zasadzie trudno mu nie współczuć.

Moją uwagę w całym tomie zwróciło pewne rozwiązanie fabularne, które zostało wykorzystane aż przez dwóch różnych scenarzystów, choć może niekoniecznie dokładnie w ten sam sposób. Chodzi mi o pewnego rodzaju zabawę w „łapanie za słówka”. W pierwszym przypadku Batman oszukuje swojego przeciwnika dzięki temu, że sugeruje mu, co ma zrobić, dobierając odpowiednich słów w rozmowie toczonej podczas rozgrywającej się między nimi walki – sugestia słowna. W drugim przypadku Batman wyłapuje z rozmów z innym przeciwnikiem konkretne słowa, które naprowadzają go na trop prawdziwego celu jego machinacji – dedukcja słowna. W obu tych przypadkach można zauważyć, że Batman jawi się raczej jako inteligentny detektyw niż zwykły uliczny zabijaka.

W jednym z odcinków dowiadujemy się, że „dla takich chwil warto być Batmanem!... Dla wyzwań... I wygranej!” Jeśli zatem lubicie Mrocznego Rycerza i jesteście zainteresowani wyzwaniami, jakim stawił czoła przed czterdziestu laty, udajcie się do kiosków. Natomiast jeśli nieszczególnie przepadacie za nieco archaiczną narracją komiksową, przepełnioną trochę czerstwymi żartami, raczej nie jest to komiks, który was pochłonie. Dla samego jednak obycia z tym, co dziś przeszło już do lamusa – warto spróbować.

 

Tytuł: „Batman: Zjawy z przeszłości”

  • Scenariusz: Bob Rozakis, Steve Englehart, Len Wein, Dennis O'Neil
  • Rysunki: Marshall Rogers
  • Tusz: Terry Austin
  • Kolory: Marshall Rogers, Jerry Serpe, Glynis Wein, Adrienne Roy
  • Okładki: Jim Aparo, Marshall Rogers
  • Tłumaczenie: Tomasz Kłoszewski
  • Wydawca: Eaglemoss
  • Papier: kreda
  • Oprawa: twarda
  • Druk: kolor
  • Strony: 192
  • Cena: 41,99 zł


comments powered by Disqus