„Katanga” tom 1: „Diamenty” - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 21-11-2017 23:35 ()


„Katanga”, czyli nowa propozycja Taurus Media zabiera nas na odległy Czarny Ląd, a konkretnie w rejony Konga. Niepodległość, którą kraj ten ogłosił po wielu latach bycia kolonią belgijską, nie przynosi jednak spodziewanego spokoju, a wręcz pogłębia destabilizację. Jedna z prowincji, tytułowa Katanga, nie chce być dłużej częścią afrykańskiego państwa i podejmuje próbę secesji. Na nic zdaje się pomoc ONZ, a w kuluarach mówi się, że chęć odłączenia była sterowana z zewnątrz przez tracącą wpływy Belgię. W takiej bardzo niestabilnej sytuacji geopolitycznej toczy się akcja komiksu.

Nie o jednak politykę ani walkę o wpływy i kolonię chodzi w tym tytule. Za tym wszystkim kryje się jeszcze drugie dno, dużo bardziej przyziemne, a mianowicie bogactwo, które można uzyskać za sprawą „krwawych diamentów”. Tam, gdzie bogactwo tam też intrygi, zdrady i bezwzględność, o czym przekonacie się z lektury pierwszej części komiksu. Należy też pamiętać, że choć akcja została umieszczona w bardzo konkretnych ramach czasowych, że można w niej spotkać postaci historyczne, to seria nie ma w żadnym wypadku być serią historyczną. Jak stwierdzają sami autorzy, komiks ten ma być rozrywką bez jakiegokolwiek roszczenia sobie praw do bycia podręcznikiem szkolnym. Dzięki jasno postawionej sprawie autorzy mogli bez zahamowań przystąpić do działania bez obaw, że ktoś będzie oceniał komiks przez pryzmat prawdy historycznej.

Za pierwszą część tej serii odpowiada duet artystów, dla których nie jest to polski debiut. Scenarzystą jest bowiem Fabien Nury znany m.in. za „W.E.S.T” czy niedawno wznowionego, a raczej wydanego w pełni „Jam jest Legion” (za pierwszym razem ukazał się tylko pierwszy tom), a za rysunki odpowiada Sylvain Vallee (jeden z tomów serii „XIII Mystery”). Dostali oni wsparcie od trzeciej osoby, odpowiedzialnej za kolory, którą jest Jean Bastide (pracował nad Elrykiem). Komiks został w Polsce wydany w bardzo porządny sposób na kredowym papierze i w twardej oprawie, co jest już standardem wydawniczym, natomiast w dalszym ciągu raduje oko pedantycznego kolekcjonera takich albumów.

Z racji tego, że komiks nie służy tylko temu, by stać na półce i się dobrze prezentować, pytanie, jakie powinniśmy zadać, brzmi następująco – czy jest to komiks, przy którym czytelnik będzie się dobrze bawił podczas lektury? Pytanie zasadnicze, jeśli autorzy nie chcą tworzyć dzieła historycznego a rozrywkowe. „Katanga” jest pod kilkoma względami komiksem niezwykle mocnym, drastycznym i często brutalnym. Vallee często ma sposobność ukazywania scen, w których dochodzi do walk, w których zarówno czarni, jak i biali nie mają skrupułów, aby w każdy możliwy sposób wyeliminować wroga czy konkurenta. Szczególnie w przypadku mieszkańców Afryki mamy do czynienia z metodami dość prymitywnymi, więc odcinanie głów czy kanibalizm będzie tu na porządku dziennym. Biali niewiele im jednak ustępują, wykorzystując może nieco inne środki, ale efekt jest taki sam, tzn. kolejna porcja ludzkich ciał, którym brakuje kończyn. Styl rysownika, na który składają się dość realistyczne, aczkolwiek z dostrzegalną pewną groteskową manierą powoduje, że sceny te są niezwykle sugestywne, a co za tym idzie w znaczący sposób, sprawiają, że mamy do czynienia z dużą dawką działającej na wyobraźnię bezwzględności. Zresztą scenarzysta komiksu daje się poznać jako osoba o dużej odwadze, gdyż brutalność to nie jest jedyny warty zauważenia element. Sporo tu nagości czy seksu, ale też postaci, które nie cofają się przed najbardziej zuchwałymi zagrywkami, jeśli mają osiągnąć z tego korzyść. Nie może być jednak inaczej, jeśli w roli najemników występuje totalna „parszywa dwunastka”. Dość powiedzieć, że na Czarny ląd wysłany zostaje zagorzały rasista, który pała żądzą mordu na czarnoskórych. Doprawdy spektakularny i odważny pomysł. Świetnie wizję scenarzysty oddał Vallee, aczkolwiek w sposób niezwykle stereotypowy podszedł on do wyglądu twarzy czarnoskórych, z których żaden nie posiada chyba normalnych ust. Aż dziw, że nie zostały wytoczone działa politycznej poprawności.

Pod względem graficznym jest to więc album udany i bardzo sugestywny, natomiast duża w tym zasługa scenarzysty Fabiena Nury. Nie mogło zabraknąć w nim jak to przy każdym sensacyjnej historii, zwrotów akcji i wielu efektownych scen. Dodatkowo jeszcze tam, gdzie są politycy, tam jest też dużo intryg, kłamstw i tak jest też w wypadku pierwszego tomu „Katangi”. Całość przepełniona jest dramatyzmem i widowiskowymi scenami, ale też daje się odczuć, że najlepsze dopiero przed nami. Najważniejsza intryga i główny wątek dopiero się rozwija, czego efektem jest finałowa plansza,  zachęcająca do sięgnięcia po kolejny tom. Pierwszy z nich jest tylko zaczątkiem do kolejnych odsłon, miejscem, w którym poznajemy głównych bohaterów (fajny patent na ukazanie członków jednostki najemników), a także dwie strony konfliktu. Cała akcja się dopiero zawiązuje. Dobrze też, że seria nie będzie przesadnie rozwleczone, gdyż możemy oczekiwać skondensowanej rozrywki w niezłej oprawie.

„Katanga” pewnie nie zmieni oblicza komiksu, być może nie trafi też na wszelkiego rodzaju podsumowania zbliżającego się roku, natomiast jest to komiks, na który warto zwrócić uwagę, jeśli oczekujemy męskiej rozrywki z dawką brutalności. To trochę tak jak z filmami o Rambo. Nikt nie spodziewa się po nich scenariusza najwyższych lotów, aczkolwiek z drugiej strony fanów filmów ze „Sly'em” nie brakuje. Myślę więc, że i „Katanga” ma sporą szansę zadowolić przynajmniej część odbiorców.

Tytuł: „Katanga” tom 1: „Diamenty”

  • Scenariusz: Fabien Nury
  • Rysunek: Sylvain Vallee
  • Kolor: Jean Bastide
  • Tłumaczenie: Jakub Syty
  • Polska premiera: 15.11.2017 r.
  • Tytuł oryginalny: Katanga #1: Diamants
  • Wydawca oryginalny: Dargaud
  • Rok wydania oryginału: 2017 r.
  • Liczba stron: 70
  • Format: 215x290 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Wydanie: I
  • Cena: 60 zł 

Dziękujemy wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus