„Baby Driver” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Edgar Allan

Dodane: 06-07-2017 12:28 ()


O Edgarze Wrighcie było ostatnio dość długo cicho. Miał robić Ant-Mana, ale na przeszkodzie stanęły różnice w wizji reżysera i włodarzy studia. Jak widać jednak nie zraził się on za bardzo odrzuceniem od kina superbohaterskiego, bo wybrał tak pobudzająco ożywczy projekt, że aż ręce same składają się do oklasków. Słuchawki w uszy, pedał gazu na maksa i ciśniemy!

Baby Driver wpisuje się w eksperymentatorski ton twórczości Wrighta. Bo z jednej strony to nietypowy, świeży i świetnie zagrany heist movie, z dużą dawką czarnego humoru i zapadającą w pamięci rolą Ansela Elgorta. Z drugiej zaś odważne i efektowne połączenie dynamicznej akcji i wyselekcjonowanej muzyki. To w rytm bitów oraz dźwięków rozgrywa się akcja filmu, a główny bohater – mistrz kierownicy Baby – rozgrywa karty wedle swojego muzycznego gustu. Mamy tu do czynienia z niebywałą symultanicznością, jakby Wright każdy element swojego filmu dokładnie przemyślał, znalazł mu miejsce na ekranie i dostroił do odpowiedniego brzmienia. I to nie o ryk odpicowanych bryk tutaj chodzi, a o soczyste kawałki cieszące uszy, przebojowo ilustrujące kolejne poczynania bohaterów. Jazda bez trzymanki.

Jeśli chodzi o szybkie samochody, to Baby nie ma sobie równych, ma iskrę bożą. Pomysłowy i zręczny kierowca, który wsiąkł w kryminalny światek i został niejako szoferem przestępców specjalizujących się w napadach i kradzieżach. To on jest mózgiem operacji, bo musi wiedzieć jak jechać, gdzie jechać i jak zgubić policyjny ogon. Z bandy zakapiorów, którzy korzystają z jego usług, wydaje się najbardziej wyciszony i skupiony na robocie. Ma niebywały dryg do prowadzenia wozu, ale widać, że nie jest to praca, którą czyni z zamiłowania, tylko przymusu. Musi spłacić dług, a jego szef, widząc niebywałą smykałkę Baby’ego, zleca mu kolejne skoki. Jednak najbliższy ma być ostatnim. Dla młodego chłopaka to szczególnie ważne, bo poznał właśnie piękną dziewczynę i chciałby skończyć z życiem kryminalisty. Bo Baby to dobry chłopak, marzyciel, trochę zagubiony, który trafił w złe towarzystwo, a teraz będzie się musiał z tego wykaraskać.

Fabuła filmu Edgara Wrighta to sprawnie przygotowany koktajl soczystej akcji, wyśmienitej muzyki oraz błyskotliwych dialogów. Galeria bohaterów wydaje się nieco papierowa, jeden złoczyńca nie różni się od drugiego, ale są oni jak kolejne kawałki w playliście Baby’ego – przychodzą i odchodzą - zostawiając po sobie dobre wrażenie lub wylatując na stałe z pamięci. Wright zresztą nie dąży tu do zagmatwania fabuły czy pogłębiania profili psychologicznych bohaterów. Zależy mu na zsynchronizowaniu muzyki i akcji, uzależnienia tych dwóch filmowych elementów od siebie i przedstawienia, jak ta niecodzienna symbioza wygląda na ekranie. Całość wypada okazale, a kolejne popisy Baby’ego ogląda się z niekłamaną radością.

Edgar Wright zaskakuje na wielu płaszczyznach tego filmu, podporządkowując narrację ścieżce dźwiękowej. Wychodzi mu najbardziej radosne i odprężające kino, jakie możecie obejrzeć w kinach w te wakacje. Baby Drivera po prostu nie wolno przegapić.

Ocena: 8/10

Tytuł: „Baby Driver

Reżyseria: Edgar Wright 

Scenariusz: Edgar Wright 

Obsada:

  • Ansel Elgort     
  • Jon Bernthal     
  • Jon Hamm     
  • Eiza González     
  • Micah Howard     
  • Lily James     
  • Kevin Spacey
  • Morgan Brown     
  • Morse Diggs

Muzyka: Steven Price

Zdjęcia: Bill Pope

Montaż: Jonathan Amos, Paul Machliss

Scenografia: Lance Totten

Kostiumy: Courtney Hoffman 

Czas trwania: 112 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus