Adam Przechrzta „Namiestnik” - recenzja

Autor: Damian Podoba Redaktor: Raven

Dodane: 14-06-2017 12:29 ()


„Namiestnik” to kontynuacja cyklu „Materia prima” Adama Przechrzty. W pierwszym tomie zatytułowanym „Adept” poznaliśmy aptekarza i alchemika Olafa Rudnickiego oraz oficera carskiej armii Aleksandra Samarina, którzy stawili czoła niebezpieczeństwom Enklawy.

Tym razem sytuacja jest bardziej skomplikowana politycznie. Trwa wojna. Warszawa jest pod panowaniem niemieckim, a Rosjanie przygotowują się do kontrnatarcia. W wojennej zawierusze, w wielu głowach rodzi się myśl o niepodległej Polsce. Rudnicki ma własne kłopoty związane z niemieckimi gośćmi w hotelu „Azyl”. Wpędzają go one w środek politycznej gry między caratem a cesarstwem. Na domiar złego alchemik znany jest sztyletnikom, którzy nie będą mieli oporów, by skorzystać z tak znaczącej koneksji.

W „Namiestniku” autor po raz kolejny lawiruje między historią a fikcją, umiejętnie łącząc motywy pochodzące z obu dziedzin. Na kartach książki pojawia się wiele postaci historycznych, które odegrały znaczące role na przełomie XIX i XX w. Obok nich przewija się mnóstwo ważnych i mniej ważnych postaci fikcyjnych, które zostały bardzo interesująco nakreślone zarówno charakterologicznie, jak i pod względem cech zewnętrznych. Wszyscy bohaterowie mierzą się natomiast z wojną, dążeniem Polaków do niepodległości oraz zagrożeniem, która budzi się w głębi Enklaw. Magiczne stworzenia stają się coraz śmielsze i silniejsze, a pierwszy „książę” trafia oczywiście na Rudnickiego i Samarina. Bardzo ciekawą wizją jest relacja pomiędzy działaniami wojennymi a magią. Autor na przykładzie czegoś odrealnionego pokazał, jak szybko nowinka, która służyła do ratowania życia, staje się bronią na niespotykaną skalę. Jest to na swój sposób uniwersalna prawda, ale i tak warto o tym wspomnieć.

Warto też zwrócić uwagę na fakt, że przez większość tomu fabuła jest rozbita między dwie główne postacie, które działają niezależnie od siebie. Na arenie pojawia się również kilku nowych bohaterów, natomiast ci znani z poprzedniego tomu schodzą na dalszy plan. Tak jest np. z Anastazją, która co prawda chwilami towarzyszy Rudnickiemu w jego działaniach, ale przez sporą część książki pozostaje gdzieś na marginesie. Zmienia się także sam Rudnicki, który z szeregowego alchemika wyrasta na dość znaną i poważaną personę, która może mieć wpływ na wiele istotnych spraw. Jak wpływa to na charakter bohatera, musicie przekonać się sami, ale pewna przemiana jest zauważalna.

Adam Przechrzta podtrzymuje kilka utartych schematów, np. liczne i silne akcentowanie tego, że główny bohater nie jest alfą i omegą i musi korzystać z pomocy przyjaciół oraz znajomości, a nawet iść na ustępstwa i zawierać układy z osobami nie zawsze mu przychylnymi. W przypadku Rudnickiego nie rozwinął się głębszy wątek romantyczny, chociaż są sygnały, że sytuacja może ulec zmianie. Damsko-męski akcent towarzyszy za to generałowi Samarinowi.

Fabuła „Namiestnika” zostaje zawieszona w znaczącym momencie. Trzeci tom z całą pewnością uderzy nas czymś niespodziewanym, żeby skontrastować z poprzednikiem. Cała książka zasadniczo trzyma poziom i nie ustępuje „Adeptowi” pod żadnym względem. Lektura była przyjemna i wciągająca, a intryga zaciekawiła mnie na tyle, że ciężko było odłożyć książkę na bok. Nie jest to zresztą nic nowego, bo proza Adama Przechrzty ma „to coś”, że każdy tytuł jest niesamowicie przyswajalny. Styl i język tego autora są przystępne i lekkie, przez co czytanie jest znakomitą rozrywką. Zauważalne są powtórzenia pewnych sformułowań, które najwyraźniej na tyle mocno siedzą w głowie autora, że zawsze znajdzie się dla niech miejsce na kartach nowej książki. Każdy może mieć swoją manierę.

Estetycznie „Namiestnik” jest bardzo dobrze przygotowany. Okładka z fotorealistyczną grafiką to to, co biorę w ciemno. Dark Crayon jest w formie. Całkiem ciekawie wyszły również ilustracje wewnątrz książki. Przytłaczająca kreska dobrze koresponduje z zawartością tekstową tomu. Nie przypadły mi za to do gustu małe obrazki, na których na komiksową modłę pojawiły się krótkie wstawki tekstowe. Niby nie było tego wiele, ale wydały mi się zbyteczne i rozpraszające.

Całokształt książki oceniam bardzo dobrze. W pewnym sensie powieści Przechrzty są dla mnie klasyką, jednak w miarę pochłaniania kolejnych, widzę więcej podobieństw. Na szczęście autor za każdym razem podsuwa coś nowego, dzięki czemu poszczególne serie się nie nudzą. Tak samo jest z cyklem „Materia prima”. „Adept” wprowadził czytelników w temat, a „Namiestnik” zaostrza sytuację. Zobaczymy, co przyniesie „Cień”. Czekam z niecierpliwością, a na razie polecam obie części. Nudzić się nie będzie nikt. Jest interesująco, przygodowo i rozrywkowo.

 

Tytuł: „Namiestnik"

  • Autor: Adam Przechrzta
  • Wydawnictwo: Fabryka Słów
  • Miejsce wydania: Lublin
  • Liczba stron: 460
  • Format: 125x195 mm
  • Oprawa: broszurowa
  • Wydanie: I
  • Data wydania: 14.06.2017 r.
  • ISBN: 978-83-7964-241-0
  • Cena: 39,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus