Rafał Cichowski „Pył Ziemi” - recenzja

Autor: Damian Podoba Redaktor: Motyl

Dodane: 21-03-2017 13:21 ()


„Pył Ziemi” to bardzo ciekawa propozycja Rafała Cichowskiego. Jest to w pewnym sensie druga powieść tego autora osadzona w oryginalnym uniwersum SF, które co prawda bardziej wpisałoby się w ramy urban fantasy niż klasycznego nurtu epopei kosmicznych.

Fabularnie powieść jest interesująca, chociaż cały czas w trakcie lektury uporczywie wracała do mnie myśl „skądś to znam”. W żadnym razie nie oznacza to, że autor popełnił plagiat! Nic z tych rzeczy. Po prostu skorzystał z kilku przetestowanych motywów, które zgrabnie połączył w całość.

Bohaterami są Lilo i Rez, potomkowie ludzi wysłanych w XXIV wieku w kosmos na statku-arce – Yggdrasilu. Powód odejścia Ziemian ze swojej planety był prosty – degradacja środowiska. Pytanie, czy wszyscy Ziemianie znaleźli swoje miejsce w Yggdrasilu, jak twierdzą niektórzy? No niekoniecznie. I bohaterowie szybko się o tym przekonają, przemierzając planetę, która miała być niezdatna do życia.

Przed protagonistami stoi dość enigmatyczne zadanie – mają odnaleźć Bibliotekę Snów zawierającą historię ludzkości. Na ich drodze staną dość nietuzinkowe postacie: lord Nothing oraz królowa Lys. Skrajnie zróżnicowane są miejsca, jakie bohaterowie odwiedzą, bo będzie wśród nich funkcjonalna replika Londynu z XIX w. oraz futurystyczne miasto Aurora. Problemy, jakie tam napotkają, mogą narazić ich misję na niepowodzenie. Jaki będzie ostateczny wynik wyprawy, musicie przekonać się sami.

Książkę czyta się dobrze, tak do połowy. Później na chwilę stała się trudna w odbiorze. Dopiero kiedy nastąpiła retrospekcja głównych bohaterów, coś w fabule drgnęło, zaczęło się układać w całość. Większość elementów dograła się przed finałem, który, krótko mówiąc, był słaby. Było tam dużo emocji, akcji, ale wszystko wydało mi się takie naciągane niczym w baśniach. A szkoda, bo ta powieść ma potencjał i niesie przesłanie. Pokazuje również najgorsze ludzkie cechy i całkiem słusznie nazywa ludzi pasożytami. Zarówno przeszłość, jak i czasy obecne pokazują doskonale, ile hipokryzji jest w ludziach. Oryginalna idea Yggdrasila spowodowała wielki uśmiech na mojej twarzy. Czemu? Przeczytajcie.  

W kilku miejscach autor solidnie pojechał politycznie. Oj uśmiałem się, kiedy Rez opisywał napotkanemu mieszkańcowi Ziemi ideę, hmm… Unii. Było jeszcze kilka podobnych przebłysków, ale nie będę zdradzał wszystkiego. Myślę, że z powodzeniem sami wyłapiecie co ciekawsze smaczki.

Mieszane uczucia mam co do projektu okładki. Na pierwszy rzut oka ilustracja wygląda jak napis rzucony na jakiś gradient. Nic interesującego. Przy drugim spojrzeniu zaintrygowały mnie nieregularne linie wyglądające gdzieś od lewej strony. Kiedy przyjrzałem się dokładniej, zauważyłem, że są to słoje z pnia drzewa. Reszta detali zdaje się podkreślać zderzenie cywilizacyjne, jakie możemy zauważyć na kartach książki. Być może moja interpretacja jest błędna, ale takie wytłumaczenie podsunęła mi wyobraźnia.

Ostatnią rzeczą, którą muszę poruszyć, jest całokształt wydania. Gdyby była to książka z półki, to narzekałbym na bardzo sztywny klej, którym wykonano grzbiet. Tego zrobić nie mogę, ponieważ recenzji poddany został tzw. egzemplarz recenzencki. W takim kontekście mogę tylko przesłać słowo uznania dla wydawnictwa, które w taki sposób dba o pierwszych odbiorców swoich książek. Wykonanie jest staranne, wydrukowane na papierze o przyjemnej barwie. Wszystko pięknie sklejone i przycięte. Wystarczy zmienić klej na bardziej elastyczny i z powodzeniem powieść może wędrować do księgarń. Cóż można rzec? Niektóre wydawnictwa, zamiast oszczędzać i doprowadzać recenzentów do frustracji, powinny brać SQN za wzór.

Muszę jeszcze odnieść się do efektu déjà vu, który miałem kilkukrotnie. Wydaje mi się, że autor dość mocno inspirował się różnymi produkcjami, które już są zakorzenione w popkulturze. Statek z ludźmi opuszczającymi Ziemię skojarzył mi się z nadchodzącym Mass Effect: Andromeda, ale to dość luźne spostrzeżenie i jeśli autor miał jakąś inspirację na temat statku pokoleniowego to raczej nie z tego tytułu Jako fan Gwiezdnych Wojen od razu powiązałem ze starym kanonem pewną napotkaną przez Yggdrasila planetę. Myślę, że sprawdził się również motyw z filmu Doomsday. Mam też nieodparte wrażenie, że gdzieś tam w tle było coś z Matrixa. Są to jednak subiektywne odczucia i każdy ma prawo do szukania motywów, które odczyta tylko on.    

Jako całokształt książkę należy ocenić pozytywnie. Mimo kilku słabszych momentów „Pył Ziemi” opowiada całkiem dobrą historię. Prowokuje do myślenia i piętnuje wiele nieroztropnych postaw, jakie prezentują ludzie. Nie jest to prostackie SF, które powstało na fali popularność gwiezdnych epopei. Autor miał ciekawy pomysł i zgrabnie go przedstawił, posiłkując się różnymi gatunkami literatury fantastycznej. Wyszło całkiem smacznie.     

 

Tytuł: „Pył Ziemi”

  • Autor: Rafał Cichowski
  • Wydawnictwo: SQN
  • Liczba stron: 320
  • oprawa: miękka
  • Format: 135 x 210 mm
  • Data wydania: 29 marca 2017 r.
  • ISBN: 978-83-7924-781-3
  • Cena: 36,90 zł

    Dziękujemy wydawnictwu Sine Qua Non za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 


comments powered by Disqus