„Blueberry – wydanie zbiorcze” tom 0 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 25-02-2017 21:56 ()


Dawno temu, w czasach gdy pierwsza komiksowa hossa powstała po zaistnieniu Klubu Świata Komiksu powoli miała się ku końcowi, część ówczesnych wydawców zamierzała skorzystać z rozbudzonego zainteresowania czytelników. Wśród nich znalazło się również poznańskie wydawnictwo Podsiedlik-Raniowski i Spółka, które w toku krótkiej, acz dość intensywnej próby odnalezienia się w tym segmencie rynku zaproponowało przedruki poczytnych serii rodem z kręgu oddziaływania kultury frankofońskiej.

Szczególną uwagę czytelników zwrócił cykl przybliżający losy brawurowego kawalerzysty armii Stanów Zjednoczonych, Mike’a Blueberry’ego. Nieprzypadkowo, jako że ów tytuł w pełni zasłużenie doczekał się statusu klasyka europejskiego komiksu i do dziś jest często wznawiany i chętnie czytywany. Co prawda na polskim gruncie różnie z tym bywało, bo wspomniany wydawca zakończył prezentację cyklu po ledwie pięciu pierwszych tomach, a i polska filia Egmontu okresowo wstrzymała się z publikacją jego wydań zbiorczych. Fortunnie wraz z wiosną 2015 r. ta sytuacja uległa zmianie i tym samym doczekaliśmy się nie tak dawno dokończenia polskiej edycji tej serii. Nie dość na tym do dystrybucji trafił również zbiór wznowionych (do tego w nowym tłumaczeniu) pierwszych epizodów, w których poznajemy Mike’a jako oficera wciąż młodego, choć zarazem mającego za sobą doświadczenie wojny secesyjnej.

Trudno go nie polubić, w czym oczywiście zasługa Jeana-Michela Charliera, scenarzysty serii, który zadbał o dopracowanie na swój sposób charyzmatycznego profilu psychologicznego tej postaci. Jakby na przekór pochodzeniu z Południa Blueberry zaciągnął się do armii Unii i tym samym dał wyraz swoim abolicjonistycznym przekonaniom. Po zakończeniu zmagań o utrzymanie politycznej jedności Stanów Zjednoczonych Mike otrzymał przydział do Fortu Navajo w odległym Nowym Meksyku i to właśnie jako oficera tamtejszego garnizonu poznają go czytelnicy serii. Zamiłowany pokerzysta i nie zgorszy taktyk o przysłowiowym złotym sercu – oto Mike Bluberry w pełnej krasie wykazujący ponadto wiele sympatii wobec rodzimych mieszkańców Ameryki. Debiutujący na łamach magazynu „Pilote” w zamierzchłym roku 1963 początkowo miał być jedną z wiodących, choć zarazem  niejedyną osobowością westernu rozgrywającego się w dobie tzw. rekonstrukcji (tj. w okresie pomiędzy rokiem 1865 a 1877). Rychło jednak okazał się on przysłowiowym złodziejem scen, który podbił serca czytelników i tym samym uczynienie zeń centralnej postaci coraz popularniejszego cyklu było już tylko zwykłą formalnością. Dodajmy do tego wartką, kipiącą od zwrotów akcji fabułę, dla której prowadzenia Charlier ani myślał szczędzić pomysłów, a otrzymamy dzieło może nie ponadczasowe, ale z pewnością (deklarowaną przynajmniej przez piszącego te słowa) długowieczne, a nawet kanoniczne. Nie da się bowiem ukryć, że to właśnie przypadki zaradnego porucznika znacząco wpłynęły na metodykę tworzenia komiksowego westernu w wykonaniu twórców frankofońskich. William Vance („Ringo”), Yves Swolfs („Durango”) i Michel Greg („Comanche”) to tylko ważniejsze przykłady tego zjawiska.

Można śmiało rzec, że już na tak wczesnym etapie tej serii obecne były wszystkie jej charakterystyczne cechy: wzmiankowana wartkość fabularna, podążanie szlakiem utartym przez odżegnujących się od idealizowania Dzikiego Zachodu włoskich filmowców i stopniowe odchodzenie od wizerunku Indian jako dzikusów godnych co najwyżej dobrze wymierzonej salwy. Gwoli ścisłości nie brak tu szczucia ogranymi stereotypami - m.in. w kontekście Irlandczyków jako niepoprawnych wielbicieli gorzały oraz leniwych z natury Meksykanów. Charlierowi udawało się jednak zachować stosowny balans oraz skłonność do humorystycznego ujmowania tego typu krzywdzących opinii. Uwagę zwraca ponadto dopracowanie bohaterów dalszych planów, wśród których początkowo akcentowano rolę wymuskanego, acz zarazem wzbudzającego sympatie porucznika Graiga, by z czasem ustąpił on miejsca „niezbędnikowi” tej serii w osobie Jimmy’ego McClure’a. Podsycany z różnych stron konflikt pomiędzy szczepami Apaczów a osadnikami oraz z trudem skrywany rewanżyzm Meksykanów wypatrujących okazji do odzyskania terytoriów utraconych na rzecz Stanów Zjednoczonych w latach 1836-1848 okazuje się emocjonującym tłem politycznym dla zawartej w niniejszym wydaniu zbiorczym fabuły. Niezgorzej „skrojono” również antagonistów, z którymi Blueberry zmuszony jest się zmagać (Quanah - Podniebny Orzeł, gubernator Sonory Armendariz), zapowiedź takich postaci jak m.in. Angel Face, generał Żółta Głowa i el commandante Vigo.

Walorem tegoż albumu jest również możliwość przyjrzenia się twórczemu rozwojowi Jeana Girauda, przez wielu uznawanego za najwybitniejszego plastyka w dotychczasowych dziejach europejskiego komiksu. Mimo początkowej nieporadności znać, że przyszły klasyk ani myślał się oszczędzać. Realia epoki zostały odtworzone z dużą pieczołowitością, a ujęcia kompozycyjne, nawet jeśli nie zawsze trafnie uchwycone, znamionuje rozmach i twórcza odwaga. Nie obyło się co prawda bez tzw. syndromu gadających głów oraz błędów w nakreślaniu skrótów perspektywicznych, a zatem typowych bolączek początkujących plastyków. Giraud prędko jednak się korygował i już na etapie trzeciego z zebranych tu tomów (tj. „Samotnego Orła”) znać wypracowanie przezeń zaczątków „siankowanej” stylistyki, która stanie się jednym ze znaków rozpoznawczych cyklu, nierzadko zresztą powielanym zarówno przez autorów frankońskich, jak i z drugiej strony tzw. żelaznej kurtyny (by wspomnieć naszego Marka Szyszkę i znanego polskim czytelnikom węgierskiego rysownika Attilę Fazekasa).

Ów niebagatelny wpływ kroniki losów i dokonań Mike’a Bluberry’ego, zarówno w wymiarze fabularnym, jak i wizualnym sprawia, że z niniejszy tom można uznać za istotne ogniwo w rozwoju europejskiej odmiany komiksu, a zarazem emanację tzw. spaghetti westernów na wspomniane medium. Nawet jeśli część scen oraz zabiegów fabularnych (nad wyraz rozgadany wszechwiedzący narrator) trąci przysłowiową myszką, to jednak ogół walorów tej opowieści zachowuje swoją wartość do dziś i nadal stanowi fachowo zrealizowane czytadło. Krótko pisząc: wstyd nie znać.

 

Tytuł: „Blueberry – wydanie zbiorcze” tom 0

  • Tytuły oryginałów: „Blueberry t. 1 – Fort Navajo, t. 2 – Tonnere à l’ Ouest, t. 3 – L’Aiglesolitaire, t. 4 – Le Cavalier Perdu, t. 5 – La piste des Navajos”
  • Scenariusz: Jean-Michel Charlier
  • Rysunki: Jean Giraud
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dargaud
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data premiery wersji oryginalnej: 1965 („Fort Navajo”), 1966 („Burza na zachodzie”), 1967 („Samotny Orzeł”), 1968 („Zaginiony jeździec”), 1969 („Tropem Nawahów”)
  • Data premiery wersji polskiej: 15 lutego 2016 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 22 x 29,5 cm 
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 240
  • Cena: 119,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus