„Ringo” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 31-01-2017 21:44 ()


Jakby na przekór podupadającemu zainteresowaniu westernem polscy czytelnicy komiksów nie mają powodów do narzekań. Wszak klasyki tego gatunku ci u nas dostatek - by wspomnieć choćby „Blueberry’ego", „Durango” i „Comanche”, a także westerny w wykonaniu Jerzego Wróblewskiego i Andrzeja Białoszyckiego (m.in. „Skarb Irokezów”). Na tym jednak nie koniec, bo do dystrybucji trafił właśnie obszerny album gromadzący opowieści o wyczynach niejakiego Raya Ringo, wzorcowego herosa Dzikiego Zachodu z czasów niewinności wspomnianej konwencji.

Ów osobnik spełnia bowiem kryteria bohaterów produkcji filmowych tej klasy co „Rio Bravo”, „Alamo” i „W samo południe”: szarmancki, honorowy i niezłomny. Krótko pisząc - niemal manichejskie przeciwieństwo zwyrodnialców i degeneratów, którymi jeszcze względnie nie tak dawno raczyło swoich czytelników Vertigo („Loveless”), a obecnie Image Comics (m.in. „East of West”). Czyżby zatem w przypadku „Ringo” mamy do czynienia z kolejnym powieleniem aż nazbyt dobrze znanych schematów o nieustępliwym „rycerzu prerii”, który z żelazną determinacją eliminuje osobników utrudniających żywot mieszkańców pogranicznych miasteczek? Po części tak właśnie jest, bo tym właśnie rzeczony, na co dzień pracownik kompanii transportowej Wells Fargo, zajmuje się w ramach uprawianego przezeń fachu. Klasyka miewa jednak to do siebie, że nawet jeśli nieco traci na swej pierwotnej jakości, to jednak zyskuje na ogólnym uroku, zwłaszcza gdy na jej przykładzie mamy sposobność prześledzić ewolucję warsztatu uznanego twórcy. Tak się właśnie sprawy mają w przypadku niniejszego zbioru, który stanowi kolejne świadectwo – po serii „Bruce J. Hawker” oraz „Rodryku” – artystycznego rozwoju Williama Vance’a, autora niezmiennie kojarzonego z serią „XIII”.

Ringo należy do grona postaci, które swój „byt” zawdzięczają wzmagającej się popularności frankofońskiej prasy komiksowej w dobie lat 60. minionego wieku. Popyt wymusił oczekiwaną podaż, czego efektem był debiut m.in. wspomnianej osobowości. Tytułowego bohatera zbioru (nomen omen „nazwiskowca” protagonisty dziewiątego tomu serii „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego”) poznajemy po jego zmobilizowaniu przez armię Stanów Zjednoczonych niebawem po secesji tzw. Południa. Po sukcesach wojsk Konfederatów m.in. w obu bitwach nad Bull Run i Chancellorsville Południowcy podejmują próbę odcięcia Waszyngtonu od komunikacji z zachodnimi stanami. Temu ma służyć zajęcie newralgicznego węzła kolejowego w okolicach mało komu dotąd znanego miasteczka Gettysburg na terenie Pensylwanii. Największa i najkrwawsza batalia wojny secesyjnej (1-3 lipca 1863 r.) okazuje się jednak jedynie tłem dla dramatycznych wydarzeń z udziałem Ringo i poznanego przezeń konfederackiego porucznika George’a Mortona oraz punktem wyjścia do intrygi rozgrywającej się już po zakończeniu tego konfliktu zbrojnego, w dobie tzw. rekonstrukcji.

Na kartach „Szlaku do Santa Fe” zastajemy protagonistę w trakcie wykonywania obowiązków zawodowych. Tym razem miast z obrońcami Południa i szabrownikami mienia po zdegradowanych społecznie plantatorach bawełny będzie on zmuszony zmierzyć się zarówno z Apaczami, jak i żołnierzami łasymi na powierzony pieczy Wells Fargo transport złota. Z kolei „Miasto strachu” to przykład sprawnego rozwiązywania problemów trawiących prowincjonalną społeczność w efekcie wzmożonej aktywności lokalnych watażków. „Złoto dezerterów” do pewnego stopnia powiela schemat fabularny „Szlaku…”, jako że również w tym przypadku mamy do czynienia z grupą mundurowych niższego szczebla, którym zamarzyło się szybkie wzbogacenie nielegalnymi metodami. Dodajmy do tego szajkę meksykańskich rozrabiaków na czele z łotrem o wiele mówiącej ksywie El Diablo, a okaże się, że energiczny agent Wells Fargo ma pełne ręce roboty. Album konkluduje „Trzech drani wśród śniegu”, na swój sposób również przysłowiowa powtórka z rozrywki. Znów bowiem oś fabularną oparto o transport złota, tym razem „podbity” córką jednego z ówczesnych senatorów przemieszczającą się tym samym dyliżansem co ów wart 300 tys. dolarów ładunek. Tymczasem w smaganej śnieżnymi zamieciami okolicy grasuje kolejna banda przybyłych z Meksyku szubrawców. Tym samym Ringo po raz kolejny będzie miał sposobność wykazać się swoją nieustępliwością i skutecznością w posługiwaniu się bronią palną. 

Zapewne już tylko zarys zawartych w niniejszym tomie fabuł nie pozostawia złudzeń co do stopnia ich złożoności. Faktycznie nie jest on znaczny, a poczucie powtarzalności większości składających się na nie motywów dość częste. Pamiętając jednak, że istotna część opowieści z udziałem Ringo powstała na długo przed realizacją takich produkcji jak „Ostatni żyjący bandyta” czy „Django”, a do tego na potrzeby magazynu o czysto rozrywkowej formule, tę okoliczność można uznać za przynajmniej częściowe usprawiedliwienie nieszczególnego wyrafinowania scenariuszy. Dodajmy do tego, że Vance’a wspierał w tych poczynaniach m.in. André-Paul Duchâteau, scenarzysta lubiany, ale raczej za pracowitość oraz opowieści w duchu także przede wszystkim rozrywkowym. Stąd w efekcie na swój sposób urokliwej prostoty „Ringo” znacznie bliżej do wczesnych przygód Hexa, Rawhide Kida czy nawet naszego Roda Taylora niż chociażby gęstych epizodów z życia Mike’a Blueberry’ego z czasów rozpisywania poświęconej mu serii przez Jeana-Michela Charliera.

Jak już wyżej zasugerowano, zasadniczy walor tego albumu wynika z jego warstwy plastycznej, za której sprawą potencjalny czytelnik będzie miał sposobność rozeznać się w procesie warsztatowej sublimacji współtwórcy sukcesu serii „XIII”. Przy czym już od pierwszych plansz znać autentyczny talent tego autora, mimo że powstały one na wczesnym etapie jego komisowej aktywności. Brak tu jeszcze owej przypisanej pracom rzeczonego precyzji w sposobie prowadzenia kreski, zwłaszcza że względnie często decydował się on na użycie plamy w zdecydowanie większym stopniu, niż miało to miejsce w późniejszych przejawach jego twórczości. Wraz z kolejnym stronicami daje się jednak dostrzec oscylowanie Vance’a ku dobrze znanym z jego dojrzałych produkcji cechom stylistycznym: przykładanie wagi do detali, raczej symboliczne traktowanie dalszych planów oraz koncentrowanie się przy ujmowaniu całokształtu świata przedstawionego na kresce z incydentalnym sięganiem po plamę. Oblicza portretowanych postaci (w tym zwłaszcza kobiet) także przywołują na myśl skojarzenia z uczestniczkami m.in. marynistycznych wyczynów Bruce’a J. Hawkera oraz pań towarzyszących protagoniście „XIII”. Dlatego po ów album warto sięgnąć również ze względu na możliwość prześledzenia ewolucji umiejętności plastycznych Vance’a. Także z tego względu, że również w naszym kraju cieszy się on zasłużoną opinią jednego z najbardziej sprawnych w swoim fachu autorów rodem ze strefy oddziaływania kultury frankofońskiej.

Bruce J. Hawker, Rodryk oraz Ringo – to bohaterowie kreowani przez tegoż autora, których polscy czytelnicy mieli okazje poznać za sprawą Wydawnictwa Ongrys. Na tym jednak nie koniec, jako że w planach tej oficyny jest już kolejny przejaw twórczości wspomnianego. Mowa tu o powstałej w kooperacji z Jacquesem Stoquartem serii „Ramiro”, także osadzonej w historycznej scenerii. W tym jednak przypadku czytelnicy przeniosą się do XIII-wiecznej Hiszpanii, momentu dziejowego, gdy iberyjscy krzyżowcy nie szczędzili wysiłku na rzecz wyswobadzania tej części Europy spod muzułmańskiej okupacji.

 

Tytuł: „Ringo”

  • Tytuł oryginału: „Tout Vance 8 & 9 – Intégrale Ringo 1 & 2”
  • Scenariusz: William Vance, Jacques Acar, André-Paul Duchâteau, Yves Duval
  • Rysunki: William Vance
  • Kolor: Petra
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Jakub Syty
  • Wydawca wersji oryginalnej: Lombard
  • Wydawca wersji polskiej: Wydawnictwo Ongrys
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 14 czerwca/17 października 2004 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 25 stycznia 2017 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 22 x 29,5 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 192
  • Cena: 99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie na łamach tygodnika „Tintin” w latach 1965-1978.

Dziękujemy wydawnictwu Ongrys za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus