„Underworld: Wojny krwi” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 13-12-2016 12:45 ()


Czy w przypadku piątej części cyklu, traktującego o wojnie między wampirami a Lykanami, można spodziewać się nowatorskich rozwiązań, porywającej fabuły czy choćby solidnego aktorstwa? Twórcy cyklu, który regularnie powraca na ekrany kin, nie silą się na oryginalność, proponując wciąż tę samą opowieść, okraszoną coraz większą dozą brutalności.

Wojny krwi wpisują się więc w dotychczasowe osiągnięcia poprzedników, gdzie pretekstowa fabuła miała tylko posłużyć za tło walk między dwoma gatunkami potworów. Niemniej w tym starciu nieposkromionych bestii zawsze w centrum uwagi znajdowała się Selene (wyjątkiem był Bunt Lykanów). Wampirzyca renegatka, znienawidzona przez oba zwaśnione obozy, wciąż walcząca o swoją wolność i poszukująca ukochanej córki. Jednak tym razem, kiedy wilkołaki pod wodzą nowego lidera – Mariusa – szykują się zadać cios swoim odwiecznym wrogom, wampiry poszukują każdego sojusznika do walki z hordami Lykanów. W tej grze o władzę, wpływy i przetrwanie każdy ma swoje ukryte plany, dla jednych będzie to pozyskanie bezcennej krwi córki Selene, która może przeważyć szalę zwycięstwa na stronę wilkołaków, dla drugich zdobycie mocy wampirzycy pochodzącej w linii prostej od Corvinusa. Jaka w tym wszystkim jest rola Selene? Jej umiejętności i wiedza mogą okazać się nieocenione w walce z przeciwnikiem, a przynajmniej tak się wydaje.

Mimo że twórcom udało się zgrabnie połączyć najważniejsze wątki poprzednich części, pokazując, że panują nad historią, to niestety ograniczyli się przede wszystkim do bezproduktywnej rąbanki, gdzie starcia między poszczególnymi postaciami pozbawione są dramatyzmu, a dość powszechnym rozwiązaniem jest zwyczajna seria z karabinu maszynowego. Nie uświadczymy tu ciekawych rozwiązań walk międzygatunkowych. Nie pomaga przy tym czytelność fabuły, jej prostota i toporność zabija każdy twist, zanim ten na dobre ma szansę się pojawić. Przewidywalność i schematyczność akcji pozwalają widzowi odhaczyć kolejny punkt atrakcji, nie dostarczając oczekiwanych wrażeń. Brakuje tak bardzo elementu zaskoczenia albo też wprowadzenia trzeciej siły, która mogłaby nieco zaburzyć, a przy tym uatrakcyjnić znane od lat status quo. Wprowadzenie nowej lokacji i nacji wampirów północy pokazuje dobitnie, że nawet z tak błahej opowiastki, jak się chce, można wycisnąć coś więcej niż tylko standardowy banał.

O ile Kate Beckinsale charyzmą i jak zawsze nienagannym wyglądem stara się kamuflować niedostatki ścieżki dialogowej, tak pozostali aktorzy wypadają nieco sztywnie, a pompatyczne przemowy o władzy i pokonaniu wrogów, przekonują, że nikt nie zadał sobie trudu, aby choć w niewielkim stopniu nadać wyraźnych cech bohaterom. Również Theo James jako potomek szlachetnego rodu ma widoczne problemy z wiarygodnym oddaniem emocji targających graną przez niego postacią. Zresztą w „Blood Wars" to nie mężczyźni grają pierwsze skrzypce, tylko kobiety. Niestety aktorstwo w niniejszej odsłonie nie należy do najmocniejszej strony, a uznani, doświadczeni artyści pojawiają się na krótko, by odbębnić swoje kwestie.

Bez wątpienia „Underworld: Wojny krwi” znajdzie swoich sympatyków, niewielkie koszty produkcji wciąż pozwalają kręcić kolejne odsłony losów Selene. Jednak należy się zastanowić czy ta historia nie powinna już dobiec końca, ponieważ mimo roszad na reżyserskim fotelu, nic nowego nie otrzymujemy poza tym samym motywem mielonym radośnie od początku trzynastoletniej serii.

Ocena: 3/10

Tytuł: „Underworld: Wojny krwi"

Reżyseria: Anna Foerster 

Scenariusz: Cory Goodman, Kyle Ward  

Obsada:

  • Kate Beckinsale
  • Theo James
  • Lara Pulver     
  • Tobias Menzies
  • Charles Dance     
  • Bradley James     
  • Alicia Vela-Bailey     
  • Daisy Head     
  • Clementine Nicholson    

Muzyka: Michael Wandmacher

Zdjęcia: Karl Walter Lindenlaub    

Montaż: Peter Amundson

Kostiumy: Bojana Nikitovic

Czas trwania: 91 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus