„Światło między oceanami” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Edgar Allan

Dodane: 29-11-2016 20:32 ()


Po zakończeniu I wojny światowej australijski weteran, Tom Sherbourne, poszukuje miejsca, gdzie mógłby odreagować przeżycia doświadczone na froncie. Stroni od ludzi, jest skryty i zamknięty w sobie, więc jako dar niebios przyjmuje tymczasową pracę latarnika na niezamieszkałej wyspie. Dla niego będzie to możliwość poukładania myśli, powrotu na łono społeczeństwa, z kolei dla lokalnych mieszkańców zastępstwo za poprzedniego pracownika, który postradał zmysły, zbyt długo oddając się w ramiona samotności. Obowiązki latarnika nie należą do trudnych, a rutyna wydaje się nie stanowić dla niego problemu. Z czasem jednak Tom poznaje piękną Isabel, a jego życie zaczyna znów nabierać sensu i barw. Z chęcią schodzi ze swojej wyspy, by spędzić choćby chwilę z kobietą. Ich przyjaźń, a później rozniecony ogień uczucia kochankowie skrupulatnie podtrzymują, przesyłając sobie romantyczne listy. Długo nie trzeba czekać na rozwój wydarzeń, ponieważ zakochani szybko biorą ślub i oczekują dziecka.

Jednak na tym sielanka dwójki ludzi się kończy. Isabel nie może donosić ciąży, a kolejna próba ma podobny finał. Zrozpaczona kobieta powoli zaczyna odchodzić od zmysłów, szukając w sobie winy. Los okazuje się dla nich łaskawy, ponieważ pewnego dnia odnajdują szalupę z rozbitkiem. Mężczyzna nie żyje, ale noworodek, który płyną wraz z nim przetrwał trudy podróży. Małżeństwo staje przed najtrudniejszą decyzją w swoim życiu. Czy zgłosił wypadek i fakt odnalezienia żyjącego dziecka, czy zatuszować sprawę i wychować go jak swoje własne. Isabel jest bardziej zdecydowana, to latarnik jest rozdarty między szczęściem żony i ich dalszego życia a swoją powinnością. Dość szybko jednak ulega, widząc radość wybranki serca. Cóż mogłoby pójść nie tak?

„Światło między oceanami” to przepełniony liryzmem melodramat, nakręcony w starym, dobrym stylu. Opowiadany bez zbędnego pośpiechu, skupiający się na trójce głównych postaci. Poza wspomnianym małżeństwem tym trzecim, cichym bohaterem jest natura – bezwzględna, surowa, monumentalna, w końcu nieprzejednana. To malownicze krajobrazy wyspy na końcu świata oraz bezkres oceanu wydają się bardziej wdzierać do głowy widza niż dramat małżonków. Bo w gruncie rzeczy jest to przewidywalna historia, jednakże bardzo sprawnie ukazana, zwłaszcza dzięki kreacjom Michaela Fassbendera i Alicii Vikander. Aktorzy z powodzeniem oddali emocje głównych bohaterów, tragedię, w końcu oddanie i miłość aż do końca. Ich role są wyraziste, doniosłe, pozwalają wielokrotnie odciągnąć uwagę od prowadzonej jak po sznurku fabuły. Mimo że nie znajdziemy tu zaskakujących zwrotów akcji, to nasączenie opowieści ogromną dozą smutku i melancholii, a także trzymający w napięciu finał ich decyzji, rekompensują niedostatki scenariusza.

Obraz Dereka Cianfrance’a to przejmujący portret dwóch kochających się osób, ich osobisty dramat oraz miłość wystawiona na próbę. Życie pisze różne scenariusze, nie zawsze jesteśmy w stanie podjąć rozsądną decyzję, mimo że kierujemy się sercem, to umysł podpowiada zgoła co innego. „Światło między oceanami” przypomina, że jesteśmy tylko kruchymi ludźmi, którzy błądzą, ale też mogą dokonywać wspaniałych czynów. Dlatego też warto obejrzeć film Cianfrance’a, aby poczuć niesamowity nastrój, który udało mu się uchwycić w typowej historii o miłości, samotności i odkupieniu.

Ocena: 7/10

Tytuł: „Światło między oceanami”

Reżyseria: Derek Cianfrance

Scenariusz: Derek Cianfrance

Na podstawie powieści M.L. Stedmana

Obsada:

  • Michael Fassbender
  • Alicia Vikander
  • Rachel Weisz
  • Florence Clery                
  • Jack Thompson    
  • Thomas Unger    
  • Jane Menelaus    
  • Garry McDonal

Muzyka: Alexandre Desplat

Zdjęcia: Adam Arkapaw

Montaż: Ron Patane, Jim Helton

Scenografia: Karen Murphy, Sophie Nash

Kostiumy: Erin Benach

Czas trwania: 130 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus