„Staruszek Anderson” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 16-08-2016 11:45 ()


Wydawnictwo Komiksowe sukcesywnie prezentuje dorobek rodzinnej spółki Hermanna i Yvesa Huppenów. Po „Stacji 16” oraz „Bez przebaczenia” otrzymaliśmy trzeci album, będący owocem kreatywnej współpracy ojca i syna. Szczerze mówiąc, opowieść osadzona mocno w niechlubnym epizodzie amerykańskiej historii jest jak dotąd najlepszym komiksem wspomnianego duetu.

Fabuła komiksu rozgrywa się w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, gdzieś na prowincji Missisipi. Huppenowie praktycznie bez słów pokazują gorzkie realia panujące wśród miejscowej społeczności. Podział na białych i czarnych jest ewidentny, a kolorowi traktowani są jako ludzie gorszej kategorii. Poniewierani, wyszydzani, a nawet gwałceni. Prawo nie jest tutaj dla wszystkich takie samo. Nadal można wyczuć atmosferę jak z XIX wieku, gdzie niewolnictwo kwitło w najlepsze na południu Ameryki. Czarnoskórzy obywatele nie mogą liczyć na wsparcie lokalnej policji, bowiem to stróże prawa dopuszczają się najbardziej rażących czynów.

W takiej przesiąkniętej atmosferą strachu i niepewności, rasistowskiej rzeczywistości wegetuje staruszek Anderson. Jakby tylko czekał na koniec swej ziemskiej wędrówki. Wszystko zmienia się, gdy nagle umiera mu ukochana żona, a ponadto, po latach od zaginięcia jego wnuczki, na światło dzienne wychodzą nowe okoliczności, które mogą wyjaśnić, co tak naprawdę stało się z młodą dziewczyną. Jak na jeden dzień to mocna dawka wrażeń nawet jak na zazwyczaj spokojnie usposobionego człowieka. Nie widząc lepszego rozwiązania, ani też konkretnego celu reszty życia, Anderson postanawia dorwać sprawców odpowiedzialnych za uprowadzenie jego wnuczki.

„Staruszek Anderson” opiera się głównie na wątku zemsty, ale nie jakieś morderczej jatki, tylko takiej zmierzającej do odkrycia prawdy i wymierzenia sprawiedliwości. Każdy z czarnoskórych mieszkańców miasteczka wie doskonale, że próba przeciwstawienia się koalicji białych skończy się w jeden i taki sam sposób. Wie to również Anderson. Jego misja pomszczenia wnuczki to samobójcza akcja. Ale dla spokoju własnego sumienia, dla swoich bliskich, w końcu dla dziecka, którego miał strzec i się opiekować, to jedyna moralna i słuszna decyzja. I staruszek obiera ją bez chwili wahania, wiedząc dokładnie, że nie może liczyć na czyjąkolwiek pomoc.   

Komiks Hermanna juniora i seniora to prosta historia, ale zawierająca dość pokaźny ładunek emocjonalny, którą dobrze się czyta, a jeszcze lepiej podziwia kunsztowne ilustracje. Tam gdzie słowa są zbyteczne, Hermann z pietyzmem odmalowuje brud i zaściankowość prowincji, zakazane gęby miejscowych oprychów, zamyśloną, niekiedy buzującą z przypływu gniewu twarz staruszka Andersona, w końcu strach pojawiający się na twarzach oprawców. Słowa w tym przypadku są zbędne. Całe spektrum emocji zostało z powodzeniem uchwycone na kadrach.

Nie da się ukryć, że niniejsza historia jest wybitnie pesymistyczna, nie tylko patrząc przez pryzmat osobistej tragedii Andersona, ale też ogólnego marazmu panującego wśród czarnoskórych mieszkańców, z których żaden nie wyściubi nosa poza drzwi swojego domostwa, nie postawi stanowczego veta, nie wesprze sąsiada. Przykład staruszka nie jest odosobniony, bowiem jego poświęcenie, ofiara i próba zwrócenia uwagi na krzywdę wyrządzaną współbraciom pozostanie bez żadnego odzewu, a Missisipi pochłonie go i kolejnych gniewnych ludzi w trzewiach swoich konserwatywnych i rasistowskich praw. Bez wątpienia jest to tytuł, obok którego nie można przejść obojętnie.

 

Tytuł: „Staruszek Anderson”

  • Scenariusz: Yves H.
  • Rysunki: Hermann
  • Tłumaczenie: Jakub Syty
  • Wydawca: Wydawnictwo Komiksowe
  • Data publikacji: 20.05.2016 r.
  • Format: 240 x 320 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Stron: 56
  • Cena: 39,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Komiksowemu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus