„Blueberry – wydanie zbiorcze” tom 7 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 02-07-2016 23:21 ()


Śmierć Jean-Michela Charliera (1989 r.) była niepowetowaną stratą dla komiksu europejskiego. Jako jeden z inicjatorów cenionego magazynu „Pilote” (obok m.in. i René Goscinnego i Alberta Uderzo) walnie przyczynił się on do rozwoju wspomnianego gatunku na skalę znacznie przekraczającą obszar oddziaływania kultury frankofońskiej. Za najważniejsze jego dokonanie zwykło się uważać scenariusze bestsellerowej serii „Blueberry”. Dodajmy, że całkowicie zasadnie.

Jak to często w przypadków tytułów tej klasy bywa, odejście autorów zaangażowanych w ich produkcje nie przeszkodziło wydawcom w ich kontynuacji. Dość wspomnieć chociażby „Asteriksa”, „Thorgala” i „Lucky Luke’a”. Podobnie rzecz się miała w przypadku właśnie „Blueberry’ego”, którą to serię zdecydował się dalej rozwijać pozostały na placu boju Jean Giraud. Efektem tego jest niniejsze wydanie zbiorcze, inicjujące zupełnie nowy etap w życiu lekko już podstarzałego ex-kawalerzysty armii Stanów Zjednoczonych.

Tucson to mieścina jak wiele innych na kolonizowanych terytoriach Środkowego Zachodu. Saloony tętnią życiem, zmieleni trudami codzienności kowboje ochoczo okładają się po facjatach, chłonąc „na krechę” hektolitry „wody ognistej”, a poszukujące szczęścia dziewczyny egzystują według zasady „kto nie ma złota ani miedzi płaci tym na czym siedzi”. Nie brakuje również miejsca przy stole dla nałogowych pokerzystów. To właśnie przy jednym z nich odnajdujemy tytułowego bohatera tej serii. Jak się jednak okazuje, uwaga czytelników zostaje ukierunkowana nie tyle na ogrywającego miejscowych posesjonatów Mike’a co raczej Johna Campbella, pisarza wsławionego m.in. poczytną powieścią „Królowa Sierry”. To właśnie jego osoba (a przy okazji asystujący mu młodzieniec imieniem Billy) zdaje się pełnić rolę swoistego zwornika tej fabuły i tym samym otrzymuje on odpowiednio wiele czasu „antenowego”. Wzięty prozaik zdecydował się przybyć do Arizony (bo właśnie tam znajduje się wspomniana miejscowość) w zamiarze spisania wspomnień Blueberry’ego, który po oczyszczeniu z zarzutów przez prezydenta Granta dołączył do grona bohaterów narodowych. Trudno zatem o trafniejszy dobór protagonisty kolejnej publikacji Campbella, który czuje w tym temacie ważki potencjał fabularny. Tymczasem tropem niesfornego porucznika w stanie spoczynku podąża nie tylko ów pisarz, ale też grupa znacznie mniej mownych i sympatycznych osobników. Dodajmy do tego sławnych braci Earpów oraz wieści o grasującym w okolicy Geronimo, a otrzymamy zaczątek kolejnej, emocjonującej opowieści w scenerii Dzikiego Zachodu.

Sęk w tym, że owe emocje są tu nie mniej wypłowiałe niż kolorystyka użyta przy tworzeniu obu zawartych w tym wydaniu zbiorczym albumów. Brak charakterystycznej maniery Charliera, przejawiającej się żywiołowością prowadzonej akcji i często wkomponowywanym w jej ramy humorem, jest aż nazbyt mocno odczuwalny. Z drugiej strony trudno dziwić się Giraudowi, że w swojej w pełni już autorskiej wizji zmierzał ku zmodyfikowaniu nastrojowości serii ku nieco bardziej refleksyjnej (by nie rzec, że wręcz wspominkowej), a przy tym studzącej przygodową eksplozywność. Wszak Mike Blueberry nie jest już tym samym zapalczywym młodzieniaszkiem co w czasach „Fortu Navajo” czy „Kopalni zaginionego Niemca”. Co prawda zamiłowanie do hazardu wciąż zdaje się brać w nim górę; niemniej do wyczynów takich jak m.in. ukrócenie wojennych zapędów generała Żółtej Głowy jakoś go nie korci. Zarówno sława uzyskana w efekcie uniewinnienia jego osoby, jak i pokaźna nagroda, na swój sposób ustatkowały protagonistę tego cyklu. Niemniej trudno opędzić się od poczucia, że gdzieś po drodze przepadł awanturniczy pazur tej serii, a jej dynamika została wytracona. Bardzo prawdopodobne, że był to zabieg w pełni zamierzony, jakby w zamiarze chwilowego wyciszenia serii w oczekiwaniu na dalszy, znacznie bardziej rozbuchany rozwój wypadków. Czy tak się sprawy miały w rzeczywistości przekonamy się przy okazji lektury kolejnego, domykającego tę serię albumu.

Kolejnym mankamentem niniejszego wydania zbiorczego jest nieobecność obu sprawdzonych towarzyszy Blueberry’ego w osobach Jimmy’ego McClure’a i Red Necka, którzy oprócz swojej zaradności wprowadzali do cyklu znaczną dozę humoru. Miast tego, parafrazując jedną z wypowiedzi Grzegorza Rosińskiego, Giraud powołał do istnienia cały tabun postaci, spośród których mało kto zasługuje na uposażenie jej w autentycznie interesującą osobowość. Dotyczy to zarówno John Campbella jak i przeciwników najsłynniejszego pokerzysty frankońskiego komiksu. Zwłaszcza w przypadku tych drugich można śmiało mówić o znaczącym niedoborze charyzmy co jest tym mocniej problematyczne, gdy zestawimy ich z tak mocnymi osobowościami jak el comandante Vigo, Samotny Orzeł czy wzmiankowany generał Allister zwany przez Indian Żółtą Głową. Tradycyjnie natomiast nie mogło zabraknąć odrobiny uszczypliwości pod adresem osobników deklarujących przywiązanie do chrześcijaństwa, a nawet ów światopogląd uznający za optymalny. Widać jednak taki już urok licznych (choć na szczęście nie wszystkich), komiksowych produkcji realizowanych w strefie wzmożonego występowania post-oświeceniowego doktrynerstwa.

Pod względem warstwy plastycznej daje się zauważyć nie tyle ewolucję warsztatu autora, co raczej przejście do stylistyki bliższej pracom Girauda realizowanym pod pseudonimem Moebius. Dostrzegalna jest zwłaszcza występującą już wcześniej różnorodność stylistyczna: od niemal miedziorytniczego „siankowania”, z zamiarem maksymalnie szczegółowego uchwycenia plenerów i kultury materialnej, po nieco bardziej zsyntetyzowane formy wzbudzające skojarzenia z tendencjami dostrzegalnymi m.in. w „Incalu”. To co z miejsca jest widoczne to wyraźna reorientacja w zakresie doboru barw. Jak już zresztą wyżej zasygnalizowano sprawiają one wrażenie niejako wypłowiałych i na swój sposób depresyjnych. Odpowiedzialna za ich przygotowanie Florence Breton jakby z pełną premedytacją usiłowała zniwelować intensywność kolorystyczną przeważającą w poprzednich albumach, wpisując się tym samym w ogólnie wyzbyty żywiołowości nastrój.

„Mister Blueberry” i „Cienie nad Tombstone” trudno byłoby uznać za najmocniejsze akcenty w dziejach niepokornego kawalerzysty. Brak przygodowego zacięcia pierwotnego scenarzysty jego przypadków zrobił niestety swoje. Tak jak wyżej wspomniano, kolejne, ósme już wydanie zbiorcze finalizuje serię główną z udziałem Mike’a Bluberry’ego, dopiero przed nami. Czy kontynuującemu dzieło swego kolegi Giraudowi uda się tchnąć nieco więcej życia w ospałą, jakby nieco wymęczoną fabułę? Będziemy mieli sposobność sprawdzić już w październiku.

 

Tytuł: „Blueberry – wydanie zbiorcze” tom 7

  • Tytuł oryginału:  „Mister Blueberry”, „Ombres sur Tombstone”
  • Scenariusz i rysunki: Jean Giraud
  • Kolor: Florence Breton
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dargaud
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska 
  • Data premiery edycji oryginalnej: „Mister Blueberry” - 4 listopada 1995; „Ombres sur Tombstone” - 9 listopada 1997
  • Data premiery edycji polskiej: 16 czerwca 2016 
  • Oprawa: twarda
  • Format: 21,5 x 29,5 cm
  • Papier: kredowy   
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 104
  • Cena: 69,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus