„Zanim się obudzę” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 29-05-2016 17:38 ()


Wyrób horroropodobny to coraz powszechne zjawisko na dużym ekranie, kiedy twórcy starają się nieudolnie sprzedać nam straszaka, podszytego wątkiem psychologicznym lub dramatycznym, bo arsenał kinowych straszydeł jest już mocno wyeksploatowany. Niekiedy jednak i to nie wystarcza, więc trzeba sięgnąć po magię albo - jak kto woli - nieodgadnione  umiejętności cudownego dziecka.

W powyższym, krótkim opisie zawiera się wszystko, co warto wiedzieć o produkcji „Zanim się obudzę”. Co tu dużo kryć, autorzy nie wysilili się zanadto, aby choć trochę postraszyć widza, bo historia małego chłopca, którego sny i koszmary ożywają na jawie, jest dziełem nie tyle nieciekawym, co niedopracowanym zarówno pod kątem fabuły, jak i wizualnych efektów.

Młode małżeństwo decyduje się zaadoptować małego chłopca, aby zacząć wszystko od nowa i odciąć się od niedawnej traumy, bowiem ich synek zmarł w nieszczęśliwym wypadku. Wybór pada na skrytego i cichego Cody’ego, który tuła się od rodziny do rodziny. Wszyscy wydają się być zadowoleni, że chłopak trafi do Marka i Jessie. Szybko okazuje się, że nowy dom staje się miejscem emanacji jego zdumiewających umiejętności. Mimo że Cody wzbrania się od snu, jak tylko zmruży oczy na jawie pojawiają się wytwory jego fantazji, m.in. piękne motyle. Ale to nie wszystko. Umysł Cody’ego stara się też ulżyć w cierpieniu jego nowych opiekunów, decydując się na projekcję ich zmarłego syna. Widok ten powoduje dużą zmianę u Jessie, która mimochodem stara się nakłaniać chłopca do częstszego snu, aby tylko zobaczyć swe dziecko. To jednak nie jedyny wytwór wyobraźni Cody’ego, wraz z tymi pogodnymi wizjami urzeczywistnia się złowrogi Człowiek-Czyrak, który pożera swoje ofiary.

Obraz Mike’a Flanagana, który przy „Oculusie” pokazał, że potrafi z powodzenie nakręcić interesujące i straszne dzieło, nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Już sama wizualizacja koszmarnego demona wskazuje na ewidentne niedostatki w budżecie produkcji, ale też brak ciekawego konceptu na pokazanie potwora nawiedzającego sny chłopca. A w tym przypadku dużą rolę odgrywa kontakt widza z upiorem na ekranie. Tego filmowego trudno się bać, bowiem razi nadmierną sztucznością. Kolejnym zarzutem jest monotonność sennych wizji Cody’ego, który przede wszystkim materializuje na jawie motyle. Oznaczałoby to tyle, że jego świat fantazji jest bardzo ubogi lub monotematyczny.

Główni aktorzy – zapomniani już nieco Kate Bosworth i Thomas Jane – prezentują się niestety ze słabszej strony. Postać Jessie jest źle pokierowana, nie widać emocji matki przeżywającej życiową stratę i dramat. Z kolei niegdysiejszy Punisher straszy nie tylko aktorstwem, ale i okropną fryzurą, jakby nosił perukę. Niewątpliwie perełką głównego trio jest nastoletni Jacob Tremblay, którego mogliśmy w tym roku podziwiać w „Pokoju”. Tutaj również zwraca na siebie uwagę, hipnotyzuje widza, z powodzeniem zawstydza dorosłych aktorów. Sprawia, że postać Cody’ego jest niejednoznaczna, tajemnicza, jakby wyjęta z całkowicie innego filmu. Można śmiało powiedzieć, że rośnie kolejny kinowy talent.

„Zanim się obudzę” to film, który miał ciekawy pomysł wyjściowy, ale został on zniweczony poprzez tandetne wykonanie, słabe aktorstwo i zakończenie pasujące  bardziej do dramatu niż horroru. Szkoda, bowiem można było z tej fabuły wyciągnąć dużo więcej, a tak pozostał niedosyt.

 

Tytuł: "Zanim się obudzę"

Reżyseria: Mike Flanagan

Scenariusz: Mike Flanagan, Jeff Howard

Obsada:

  • Jacob Tremblay     
  • Kate Bosworth     
  • Thomas Jane     
  • Scottie Thompson
  • Annabeth Gish     
  • Dash Mihok

Muzyka: Danny Elfman, The Newton Brothers  

Zdjęcia: Michael Fimognari    

Montaż: Mike Flanagan

Scenografia: Elizabeth Boller, Sarah M. Pott

Kostiumy: Lynn Falconer

Czas trwania: 93 minuty

 

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus