„Wieczna wojna – wydanie zbiorcze” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 19-05-2016 23:03 ()


Ponoć polski czytelnik najchętniej sięga po komiksy, które już zna. A przynajmniej tak miał stwierdzić przedstawiciel Klubu Świata Komiksu, podsumowując recepcję publikowanej przed kilku laty kolekcji Science Fiction, w ramach której zaprezentowano polskie edycje takich serii jak: „Sky Doll”, „Rozbitkowie Czasu” oraz „Wieczna wojna”. Uwaga ta dotyczyła odbioru ostatniej z wspomnianych, prezentowanej niegdyś w magazynie „Komiks”, a wznowionej w wydaniu zbiorczym w roku 2009.

Okazało się wówczas, że to właśnie kronika zmagań Ziemian z mieszkańcami jednego ze światów w układzie Aldebarana stała się najpoczytniejszym tytułem wspomnianej kolekcji. Można mniemać, że jak to często w podobnych przypadkach bywa (vide nadspodziewany sukces reedycji przygód Funky’ego Kovala), przyczyniła się do tego zarówno trudna do przecenienia nostalgia, jak i chęć przypomnienia sobie tej opowieści we współczesnej, znacznie lepszej jakościowo formule poligraficznej. Nie sposób bagatelizować również dobrej opinii, którą ów tytuł cieszy się u nas od czasów edycji we wzmiankowanym magazynie „Komiks” (tj. od schyłku roku 1990). Nic w tym zresztą zaskakującego, bo zarówno komiksowa trylogia „Wieczna wojna”, jak i jej literacki pierwowzór autorstwa Joe Haldemana, cieszą się w pełni zasłużonym statusem klasyka. Toteż kolejne wznowienie tej zwięzłej acz treściwej serii było jak najbardziej wskazane, zwłaszcza że wydanie zbiorcze z wspomnianego roku 2009 od dawna jest już niedostępne.

W początkach XXI w. pozaziemska ekspansja ludzkości zdaje się nie tracić swego rozmachu. Dzięki innowacjom w zakresie międzygwiezdnych podróży (w tym zwłaszcza metody określanej mianem skoków kolapsarowych, umożliwiających przemieszczanie się pomiędzy wygasłymi słońcami) przedstawiciele naszej cywilizacji docierają do odległych systemów planetarnych. Ziemscy koloniści wznoszą coraz to nowe placówki na obcych światach nie odnajdując jednak choćby śladów obcych istot rozumnych. Jednak do czasu… Bowiem jeden z gwiazdolotów zmierzających w kierunku układu Aldebarana w konstelacji Byka zostaje przechwycony i zniszczony przez nieznany statek kosmiczny. Okazuje się zatem, że ludzkość nie jest we Wszechświecie jedyną cywilizacją zdolną do jego eksploracji, a co więcej obcy wykazuje wrogie usposobienie. Na daleko idące decyzje polityczne nie trzeba długo czekać. Ziemscy decydenci inicjują szeroko zakrojony program zbrojeń, w ramach którego zostaje sformowany korpus złożony z gruntownie przeszkolonych rekrutów. Jednym z poborowych jest William Mandella, liczący sobie 22 lata student fizyki o ponadprzeciętnej inteligencji. Wraz z grupą wyselekcjonowanych mężczyzn i kobiet trafia on do ośrodka szkoleniowego na jednym z księżyców Plutona. Tym sposobem rozpoczyna się jego służba w armii, która potrwa znacznie dłużej niż mógł on przypuszczać nawet w najśmielszych wyobrażeniach.

Zarówno powieść Joe Haldemana, jak i powstały w oparciu o nią komiks Marvano (właść. Mark Van Oppen), do dziś cieszą się statusem klasyka. Całkowicie zresztą zasłużenie, bo model narracji zaproponowany w obu utworach nic nie stracił na swej sile wyrazu i ogólnej komunikatywności. Przyczyniła się ku temu uniwersalna tematyka oraz posmak sugestywności wynikły z bazowania autora pierwowzoru na osobistych przeżyciach. Tak się bowiem złożyło, że w latach 1967-1968 brał on udział w wojnie obronnej Wietnamu Południowego zagrożonego ekspansją komunistycznej północy. Suma ówczesnych doświadczeń posłużyła mu za kanwę nie tylko debiutanckiej powieści pt. „War Year” (1972), ale też późniejszej o dwa lata „Wiecznej wojny”. Posługując się gatunkowymi prawidłami science fiction sięgnął on tym samym po sprawdzoną metodę użytkowaną m.in. przez Roberta Heinleina („Kawaleria kosmosu”) i Gordona R. Dicksona (trylogia „Dorsaj”), przekształcając radosną space operę w niemal antywojenny manifest. Do tego doceniony zarówno przez krytykę (nagroda Hugo), jak i czytelników (Nebula). Wyzbyta choćby śladowych znamion tzw. męskiej przygody służba poborowego Mandelli przebiega pod znakiem kolejnych kampanii dziesiątkujących coraz to nowe pokolenia jego towarzyszy. Wzmiankowana metoda przemieszczania się pomiędzy odległymi rubieżami galaktyki ma bowiem to do siebie, że przejawia się różnicą w upływie czasu na pokładzie kosmicznych okrętów i na Ziemi, znaną choćby z tzw. paradoksu bliźniąt. To zaś powoduje, że tytułowa „Wieczna wojna” istotnie ciągnie się na przestrzeni licznych stuleci. W owym czasie zmienia się zarówno ziemska technologia, obyczajowość jak i ogólnie ludzkość. Tym samym pełniący rolę głównego bohatera Mandella oraz pozostali, nielicznie ocaleni z pierwszych batalii weterani (m.in. związana z nim uczuciowo Marygay Potter), stają się mentalnymi reliktami dawno zapomnianej epoki. Zakres problematyki tej opowieści jest zresztą rozleglejszy i zasygnalizowane wątki nie wyczerpują jej fabularnej różnorodności.

Zdawać by się zatem mogło, że autor komiksowej adaptacji tej powieści miał raczej marne szansę uchwycenia jej fabularnej złożoności i nastrojowości. Istotnie, ze względu na ograniczenia w objętości oraz odmienną poetykę narracyjną Marvano zmuszony był do koniecznych cięć fabularnych. Jednak już po lekturze ledwie pierwszego tomu („Szeregowiec Mandella”) wielbiciele pierwowzoru mogą poczuć się uspokojeni. Belgijski autor dołożył starań, aby – jak sam określił – „(…) uratować ile się da ze zjadliwych tekstów Joego”. Ekspozycja świata kreowanego została zrealizowana przy użyciu bezkompromisowych zabiegów formalnych i tym samym w scenach tego wymagających nie brakuje naturalistycznie ujętego okrucieństwa. Nie ma tu miejsca na tani heroizm rodem z propagandowych broszur dla naiwnych poborowych. Wszak cytując klasyka: „Wojna to nie majówka” i owo stwierdzenie znajduje swoje przełożenie również w tej fabule.

Z perspektywy czytelnika dobrze obeznanego z pracą Marvano trudno wyobrazić sobie ujęcie prozy Haldemana w innej formule plastycznej, niż ma to miejsce za sprawą wspomnianego grafika (a przynajmniej tak się rzecz ma w przypadku piszącego te słowa). Można oczywiście założyć, że wielu innych wirtuozów kreski i plamy również poradziłoby sobie z nadaniem wizji amerykańskiego pisarza stosownej posępności. Marvano był jednak pierwszy i wygląda na to, że pomimo niesłabnącej popularności pierwowzoru próżno szukać chętnych do poprawienia jego interpretacji. Surowa, wyzbyta choćby śladowych znamion idealizacji kreska Belga trafnie oddaje beznadzieję kosmicznego konfliktu, w którego cieniu zmuszone były wzrastać kolejne generacje Ziemian. Na ogół bronią się również projekty zaawansowanych technologii, nieodzownych z racji przynależności gatunkowej tego utworu. Już tylko z tego względu wysiłki Marvano można uznać za wyczyn sam w sobie, zwłaszcza że nic się tak nie starzeje jak właśnie ów element kultury materialnej. Tymczasem koncepty wspomnianego plastyka wciąż zachowują stylistyczną świeżość, nawet wówczas, gdy część z nich powstała na bazie inspiracji przedmiotami codziennego użytku (np. … suszarką do włosów). Całości dopełnia unikalna warstwa kolorystyczna w wykonaniu Bruno Marchanda.

Dobrze się stało, że podobnie jak m.in. „Niebieskie pigułki” i wcześniej „Incal”, także „Wieczna wojna” doczekała się u nas wznowienia. Nie tylko z tego powodu, że faktycznie jest to pierwsza edycja zbiorcza tej trylogii w jej pierwotnym formacie, ale też ze względu na ogólną potrzebę dostępności klasyki tej rangi. Jak wieść gminna niesie, ową reedycją (zawierającą również „Wieczną wolność”, bezpośrednią kontynuacje niniejszej trylogii) zainteresowany był inny wydawca. Widać jednak polska filia Egmontu nie zamierza wyzbywać się praw do poczytnych hitów, czego beneficjentem są przede wszystkim złaknieni udanych fabuł czytelnicy. Można śmiało zapewnić, że także i tym razem nie doznają oni zawodu, jako że „Wieczna wojna” nic nie straciła na swej sile fabularnego i plastycznego rażenia.

 

Tytuł: „Wieczna wojna – wydanie zbiorcze”

  • Tytuł oryginału: „The Forever War”
  • Scenariusz: Marvano (w oparciu o powieść Joe Haldeman)
  • Szkic i tusz: Marvano
  • Kolory: Bruno Marchand
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Krzysztof Uliszewski
  • Tłumaczenie wstępu i listów z wydania francuskiego: Maria Mosiewicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dupuis
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wydania oryginalnego (w tej edycji): 3 kwietnia 2002 r.
  • Data publikacji wydania polskiego: 18 maja 2016 r.
  • Wydanie II zbiorcze
  • Oprawa: twarda
  • Format: 22 x 29,5 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 168
  • Cena: 99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w postaci osobnych albumów: „Szeregowiec Mandella” (1988), „Porucznik Mandella” (1989) i „Major Mandella” (1989).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie tytułu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus