„Durango” tom 10: „Na żer szakalom” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 16-05-2016 20:15 ()


Kronika żywota speca od rozwałki, znanego jako Durango, obfituje w liczne sytuacje, przy okazji których zmuszony jest on wykazać się profesjonalizmem w swoim fachu. Nie inaczej rzecz się ma również w niniejszym, dziesiątym już spotkaniu z rzeczonym. Tym razem będzie on zmuszony stawić czoła handlarzom tzw. żywym towarem, specjalizującym się w porywaniu indiańskich niewiast.

Tych bowiem napotyka już w pierwszej scenie albumu. Teoretycznie mógłby on pozwolić sobie na zignorowanie grupki zabijaków prowadzących spętaną Indiankę i tym samym uniknąć kolejnych problemów. Jednoznaczne sugestie jednego z wspomnianych drabów jasno wskazują, że taka ewentualność jest do osiągnięcia. Oczywiście nic z tych rzeczy, bo pomimo swojej specjalizacji Durango to de facto osobnik o złotym sercu, autentyczny el caballero wyczulony na krzywdę i los prześladowanych. Rychło zatem dochodzi do konfrontacji, w trakcie której jako wyborny strzelec z łatwością rozprawia się z napastnikami. Tym samym zapewnia on Indiance ocalenie od losu seksualnej niewolnicy w jednym z meksykańskich lupanarów odwiedzanych m.in. przez złaknionych niecodziennych wrażeń gringos. Nie wie jednak, że owo zajście obserwuje z ukrycia osobnik w sposób istotny powiązany z tą sprawą. Tym oto sposobem dochodzi do zawiązania intrygi, w której kluczową rolę odegra standardowa żądza zemsty oraz zaskakujący jak na twarde realia Dzikiego Zachodu altruizm tytułowego bohatera. Tak skonstruowana fabuła staje się okazją do ponownej wizyty w Meksyku. Może już nie porównywalnie epickiej, jak miało to miejsce przy okazji afery z udziałem Amosa Rodrigueza, niemniej w swojej klasie również emocjonującej.

„Na żer szakalom” to kolejny przejaw sprawnej żonglerki gatunkowymi schematami w wykonaniu autora tej serii. Owszem, zarzut wtórności może nasuwać się niemal w każdej chwili lektury niniejszego tomu. Zależność stylistyczna od spaghetti westernu jest niezmiennie znaczna. Jednakże Swolfs użytkuje przypisane tej konwencji rekwizyty z dużym wyczuciem, zapewniając wielbicielom opowieści rozgrywających się na Dzikim Zachodzie oczekiwane wrażenia. Ogólnie dobrej jakości utworu nie zaburza zarówno schematyczność (i tym samym również przewidywalność) tej opowieści jak również niekiedy aż nazbyt nieprawdopodobne rozwiązania fabularne. Osobowości oponentów głównego bohatera sprawiają wrażenie przerysowanych niczym w obrazach kinowych sygnowanych przez Sergio Leone. Z kolei nowy sojusznik leworękiego rewolwerowca nie ma co prawda aż tak wielu okazji do ogólnego wykazania się jak wzmiankowany Rodriguez na kartach „trylogii meksykańskiej”, niemniej jako osobnik z doświadczeniem na polu walki (uczestniczył w wojnie amerykańsko-hiszpańskiej 1898 r.) i do tego odpowiednio zdeterminowany, udanie wzbogaca świat przedstawiony cyklu „Durango”. Natomiast tytułowy bohater pozostaje sobą, bez dostrzegalnych modyfikacji w jego charakterologicznym profilu. Ma to swoje dobre strony, ale też i gorsze. Wszak po dziewięciu wcześniejszych albumach aż nadto wiemy czego się po nim spodziewać.

Przywiązanie do szczegółowego ujmowania detali stanowi immanentną cechę stylistyki Swolfsa. Jego prace znamionuje zachowanie wysokiej jakości plastycznej poprzednich tomów. Stąd budowanie formy „siankowaniem” oraz skrupulatne odwzorowanie kultury materialnej epoki, w której rozgrywa się ta opowieść. Dotyczy to zarówno typowej dla amerykańsko-meksykańskiego pogranicza architektury jak i plenerów północnych krańców Wyżyny Meksykańskiej. Pośród barw dobranych przez zaangażowaną do tej czynności Sophie Lafon przeważają tonacje przygaszone, jakby na przekór otoczeniu, w którym rozgrywa się ta opowieść.

Można by rzec, że „Durango” to nic ponad solidne rzemiosło. Nawet jeśli to z pewnością w bardzo dobrym stylu. „Na żer szakalom” z powodzeniem wpisuje się w ów styl i nie pozostaje nic innego jak wypatrywać prezentacji dalszych losów rewolwerowca o twardej pięści i miękkim sercu.

 

Tytuł: „Durango” tom 10: „Na żer szakalom”       

  • Tytuł oryginału: „La proie de chacales”
  • Scenariusz i rysunki: Yves Swolfs
  • Kolory: Sophie Lafon
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dargaud
  • Wydawca wersji polskiej: Elemental
  • Data premiery wersji oryginalnej: październik 1991 r.
  • Data premiery wersji polskiej: 19 maja 2016 r.
  • Oprawa: miękka                             
  • Format: 21,5 x 29 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 38 zł

Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus